Rozdział 24 cz 1.

1.8K 150 32
                                    

Stałem na przeciwko tych, którzy trzymali władzę w tym rejonie. Od wyjazdu na wyspę, coś się we mnie zmieniło. Stwardniałem wewnętrznie, przestałem walczyć z życiem, a zacząłem po prostu żyć. Cieszyć się każdą ulotną chwilą, bo kto wie ile każdy z nas ma czasu na tym padole. Na wyspie opracowałem model ciągnika potrzebnego mi do pracy. Lekki a jednocześnie wytrzymały sprzęt, mógł nam ułatwić życie. Nie wydzielał zanieczyszczeń, nie niszczył gleby, nie zmieniał struktury terenu. Idealne do pracy w parkach. Patent zajął chwilę, ale już teraz mój inwestor miał tysiące zamówień. Ja za to miałem jedno zadanie. Przekonać kolejną komisję. Zaczęło się od tej na miejscu w miasteczku, potem zarząd parku, dzisiaj komisja senacka. 

- Drodzy państwo, mogę wam przedstawić dowody na to, że mój mini traktorek nie niszczy niczego. Zdaję sobie sprawę, że pokazanie filmu, czy setki wypowiedzianych słów nic nie znaczą. Dlatego proponuję wyjazd na mój koszt na nasze rancho. Piętnaście lat temu gdy rozpoczynałem pracę na tamtym terenie nie było tam nic. Dzisiaj z dumą mogę powiedzieć, że praca naszych rąk przyniosła wielkie efekty. Ale to nadal w większości przypadków archaiczna praca. Takich metod jakie my używamy, nie  stosowano od wieków. Ten sprzęt nam ułatwi życie, ja i moja rodzina zawsze dbamy o środowisko. Nasze gospodarstwo jest co roku za to nagradzane, posiadamy wszystkie możliwe certyfikaty żywności ekologicznej. Mamy stałych klientów, ale mimo to zapotrzebowanie stale rośnie, nie poszerzam naszej działalności, nie dokupujemy nowych terenów. Z prostej przyczyny, to by było sprzeczne z ideą parku, a nasza praca stała by się produkcją masową. Moja rodzina liczy ponad dwadzieścia osób, to wystarczająca liczba rąk do pracy,  rocznie mamy, także około dziesięciu praktykantów. Moja małżonka dodatkowo prowadzi, w miasteczku, kursy z prostych metod produkcji żywności. My żyjemy w zgodzie z naturą, dlatego jesteśmy w stanie zagwarantować, że nasz sprzęt nie poczyni, żadnych skód na terenie parku. - Komisja mamrotała coś, pomiędzy sobą. Najstarszy z nich, spojrzał na mnie badawczo. 

- Panie Moon - Keller, pan zdaje sobie sprawę, że propozycja opłacenia kosztów, może być wzięta za łapówkę? Tego nie możemy zrobić. Damy panu odpowiedź w ciągu kilku dni. Teraz chcemy dostać dokumenty jakie pan zgromadził. - Podszedłem sprężystym krokiem do ich stołu. Od tej piątki ludzi zależała moja lżejsza przyszłość. Czas biegł, nie chciałem zmuszać moich dzieci do zbyt intensywnej pracy. The Keller family ranch było ich przyszłością, kochały je, chociaż wiedziały jak wiele pracy trzeba tam wkładać każdego dnia. Jeżeli mogłem im ułatwić w przyszłości życie, zamierzałem to zrobić. Kiedyś byłem wniebowzięty, gdy na koncie miałem zaoszczędzone sto tysięcy. Dzisiaj miałem tam dwa miliony, ktoś powie, że to niewiele. Ale z pracy na naszym gospodarstwie utrzymywało się dziesięć rodzin. Dodatkowo w porze sianokosów zatrudniałem ponad dwadzieścia osób dochodzących, więc zaoszczędzenie takiej kasy było cudem. Wielką rolę w tym odgrywała moja Julia, ona nie pozwoliła, aby bodaj jedno jabłko się zmarnowało. Wyrwałem się z zamyślenia słuchając dalej wypowiedzi senatora Moora. - Dlatego komisja pojawi się na pańskim ranchu, bez zapowiedzi. Sami chcemy się przekonać, jak to u pana działa. Wtedy podejmiemy decyzję. 

- Rozumiem, dziękuję państwu. - Powiedziałem spokojnie. Jeszcze trzy lata temu moje serce by tłukło ze stresu, dzisiaj nic takiego nie nastąpiło. Nauczyłem się, że nie ma czym się przejmować. Negocjacje to rzecz normalna, w biznesie. Mnie już nie ruszały. Teraz miałem zamiar wrócić do domu, dopaść mojej seksownej babci jak nazywałem Julię i spędzić miły wieczór na seksie. Boże byłem dziadkiem. Angel miesiąc temu urodziła drugie dziecko. Czas biegnie nieubłaganie. Dobrze, że w domu są jeszcze dzieci. To sprawiało, że nadal czułem się młody i pełen wigoru. Droga do domu minęła mi błyskawicznie. Sprawdziłem godzinę wjeżdżając na polną drogę prowadzącą do mojego domu. Uśmiech rozjaśnił moją twarz. Dwa wielkie silosy były pełne kukurydzy, stacja uzdatniania deszczówki miała pełne zbiorniki wody. Zielone drzewa owocowe porastały blisko hektar wokół domu. Przerób owoców przenieśliśmy do miasteczka, bo po co tylu obcych ma się kręcić wokół domu. Złożyliśmy się z trzema rodzinami i wybudowaliśmy wielką ubojnię, oraz przetwórstwo mięsa na miejscu. Praktycznie nie wytwarzała odpadów. Nawet kości były przerabiane lub suszone dla psich pupili. Tym mogłem się też pochwalić. Zatrudnialiśmy większość młodych ludzi, z miasteczka. W gospodarstwie nadal pracowała mleczarnia, wytwórnia serów i suszarnia ziół. Warzywa, zużywaliśmy dla siebie. Julia siedziała przed domem sącząc leniwie wieczorną kawę. Nagle coś mi mignęło, z boku. Co do jasnej cholery? Przyjrzałem się lepiej. No jasne. Zaśmiałem się cicho. Buba nie mógł sobie darować. Jak zwykle przepychał się z przewodnikiem stada. Ten był młody i zadziorny, a Buba nieustępliwy. Teraz stanowczo ciągnął go za rogi prowadząc go do komórki przy stodole, nie pozwalaliśmy mu grasować w nocy przy stadzie samic. Porody były regulowane, samiczki starannie oddzielane do poczęć. Dzięki temu nasza mleczarnia miała zawsze dostęp do takiej samej ilości mleka. Ten koziołek był uparty, Buba właśnie zarobił w tyłek i jak zawsze odwinął swoją wielką łapę i strzelił kozła z piąchy w łeb. Ten padł ale po sekundzie się otrząsnął i podniósł na nogi  Buba zgarnął go znowu, tym razem nastąpiło coś czego się żaden z nas nie spodziewał. Kozioł zwyczajnie go obsikał. Zatrząsłem się ze śmiechu na tą scenę. Buba podniósł kozła i wrzucił go do komórki mamrocząc coś do siebie. 

- Ty chyba kochasz udowadniać im kto tu rządzi. - Stwierdziłem. Zachichotał. 

- Cześć bracie. Pewnie, że tak. Uwielbiam te wieczorne przepychanki. One muszą wiedzieć kto tu jest samcem alfa. - Stwierdził z uśmiechem. - Jak poszło? - Zapytał.

- Chyba dobrze. - Wzruszyłem ramionami. - Komisja nas nawiedzi, gdy uzna za stosowne. - Dodałem. 

- Czyli nalot znienacka. - Buba zaśmiał się do swoich myśli. - Oni będą chcieli nas złapać na jakiś przekrętach. Jesteśmy legendą. Chyba niewiele firm może się poszczycić brakiem skarg. - Roześmiałem się. Taki fakt. - Angel była tu dzisiaj z dzieciakami. - Podrapał się po głowie. - Wiesz, że oni już mają pusty Dom Furii. Zmiana prawa karnego, sprawiła, że kobiet było coraz mniej. Może powinni wrócić? Dom Brandona stoi pusty. - Uśmiechnąłem się, to były cholernie dobre wieści. Odkąd za dręczenie rodziny szło się na dwadzieścia lat do więzienia, więcej kobiet składało skargi a mniej uciekało. W końcu społeczeństwo dorosło do dbania o przyszłość, o wszystkie dzieci. 

- Dzięki Buba, na pewno porozmawiam z nimi o powrocie. Miło będzie mieć moje wnuki tutaj. - Buba zarechotał. 

- Czasami do mnie nie dociera, że jesteś dziadkiem. Ale Angel urodziła ci się młodo. To fajnie mieć tak wiele do zobaczenia w przyszłości. Ty doczekasz prawnuków, bez wysiłku. - Spochmurniał. 

- Buba przestań. Twoje życie było, jakie było. Moje też. Nie wnikaj w to. Ciesz się codziennością, powrót do przeszłości nie ma żadnego sensu. - Rzuciłem idąc do mojej kobiety. Julia wstała  biegnąc do mnie. Okręciłem ją w powietrzu, czule całując. - Tęskniłem do ciebie moja seksowna babciu. - Wyszeptałem jej do ucha. - Sesyjka terapeutycznego seksu? - Zapytałem gardłowo. Zaśmiała się w głos, ocierając się o mnie. 

- Pewnie dziadku. - Rzuciła cicho zsuwając się po mnie swoim drobnym ciałkiem. Potem zakręciła tym małym tyłeczkiem, rzucając mi spojrzenie zza ramienia i kiwając jednym palcem. Zaśmiałem się w głos biegnąc za nią. Dzieciaki sypiały na wyciszonej górze, to dawało nam możliwości hałasowania w pokoju. Ledwie zatrzasnąłem drzwi do sypialni, przypierając ją do nich. 

- Ja ci pokażę możliwości dziadka. Wiek i siwe włosy mówią, że ma się doświadczenie kobieto. - Zawarczałem. - Wyskakuj z gatek. - Zaśmiała się odrzucając głowę do tyłu. 

- Boże, jak ja cię kocham wariacie. - Powiedziała z uśmiechem. - Wyjście za ciebie, to była najmądrzejsza decyzja w moim życiu. 

Planuję tylko jeszcze jeden rozdział ☺️ czyli niedługo koniec

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Planuję tylko jeszcze jeden rozdział ☺️ czyli niedługo koniec. Buziaki.

RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Where stories live. Discover now