Rozdział 17 cz 1.

2K 168 37
                                    

Przez te kilka tygodni, świat wydawał mi się coraz lepszy. Opanowaliśmy w końcu nasze gospodarstwo. Wpadliśmy w rytm prac koniecznych i znajdowaliśmy w tym przyjemność. Nasz dom wyglądał nad podziw dobrze, a codzienność była coraz łatwiejsza. Misha miał już osiem miesięcy i radośnie raczkował. Dobrze tolerował kozie mleko, co napawało nas niezłym zdziwieniem, a odkryliśmy to całkiem przypadkiem. Julia zostawiła mleko na podłodze i popędziła ratować gotujący się obiad, który Buba zostawił bez opieki. Misha za to popędził za mamą, a po drodze znalazł mleko, takie świeże, więc władował łapki tam radośnie chlapiąc się i wylizując. Moja kobieta omal nie padła na zawał, gdy znalazła go po chwili, utytłał się jak nieboskie stworzenie. Przerażona zawołała mnie, martwiąc się, żeby się nie pochorował. Chciała pędzić z nim do lekarza. Wykąpałem szkraba, sprawdzając czy czasem nie pojawia się wysypka. Nic mu nie było. Dwa dni później dobrał się do twarożku siostry. Jak to maluch ciekawy każdej rzeczy, którą da się zjeść. Też mu nie zaszkodził. Dzisiaj dotarła kolejna paczka, cholera skąd? Zamawianie rzeczy, było kłopotliwe. Musiałeś sobie pojechać i je przywieść. 

- Julia? - Zawołałem na cały dom. Wyjrzała z sypialni. - Zamawiałaś coś? Przyszło powiadomienie ze strażnicy. 

- Tak kilka tygodni temu, zamówiłam rzeczy z Europy. - Opadła mi szczęka. Opłaty były drogie za coś takiego. 

- Co takiego zamówiłaś kochanie? - Starałem się nie denerwować wierząc w jej rozsądek. Przygryzła wargę. Nadal nie pracowałem, bo kurwa zwyczajnie nie miałem gdzie. Zresztą nasza hodowla rozrosła się do szesnastu sztuk, bo moja cudowna rodzinka nie radziła sobie z bydlętami. Zwyczajnie je nam podrzucili i zbiegli. Miałem do tego dwadzieścia królików i dwadzieścia kur. Do tego dwoje dzieci, psa i kota. Jedyne pieniądze zarabiała Julia. - Musimy oszczędzać skarbie. - Pokiwała głową. Podchodząc do mnie. 

- To dla oszczędności. We Francji nadal robi się sery kozie, tego mleka mamy tyle, że już nie nadążamy go jeść i oddawać. Kupiłam zestawy do produkcji jogurtów i serów. I książkę jak to ogarnąć bo nie ma wersji elektronicznej. Kupiłam też zestawy do pieczenia chleba. Bo w zimę tu nie odśnieżają i utkniemy bez podstawowych rzeczy jeżeli nasypie dużo śniegu. Mam też taki mały traktorek z kosiarką, musimy zacząć kosić łąki na karmę. Bo one w zimę jedzą susz. Inaczej padną nam z głodu. I Rule trzeba kupić zapas karmy dla kur. Kukurydzę. - No kurwa, opadła mi szczęka. Popatrzyłem przez okno na pasące się bydlęta. Jezu, żyłem dniem dzisiejszym, a co kurwa potem? Ona myślała na przyszłość. Zamartwiała się jak nie urazić mojej dumy, a zarobić dodatkowy grosz. - Jak opanujemy produkcję tych rzeczy, możemy je sprzedawać. Musimy tylko doprowadzić piwnicę do stanu używalności. Wykafelkować, zrobić tam bieżącą wodę. Na zewnątrz znalazłam drugą, nadaje się do przechowywania rzeczy. Jest tylko zaniedbana. Ale tam są warunki, dobre do chłodzenia. Rozmawiałam z serowarami i ludźmi od domowej produkcji przetworów. Z tego da się sporo grosza wycisnąć. Mamy Bubę i Minę. Najwyżej poprosimy rodzinę o pomoc, część kobiet siedzi bez pracy. Możemy wykorzystać dobrobyt terenu. Czyste ekologiczne produkty są drogie. To może nam dać przyszłość, zwłaszcza, że wielu z nas nie korzysta z terenów jakie kupiliśmy. Oni mają masę traw, ziół. Nawet sadów. Nie musimy być zależni, od pracy na zewnątrz ranch. - Opadłem na tyłek. Siadając przy stole i myśląc, to było spore przedsięwzięcie. Ale miała rację. Kóz było w cholerę, każda dawała dziennie po pięć litrów mleka. Kozła trzymaliśmy oddzielnie, żeby ich nie zapłodnił. Buba wiecznie się z nim zmagał. To praktycznie były regularne bitwy. A co będzie, gdy będą koźlęta? Jezu, stałem się kurwa farmerem. Ostatnio nie miałem zamówień na meble, więc odnawiałem nasze. Pomagałem też remontować dom Buby i rodziców. Nie narzekałem na brak zajęcia. Julia podeszła przytulając moją głowę do siebie. - Gniewasz się na mnie? Nie wydałam tak dużo. Tylko dziesięć tysięcy. O dziwo większość tamtych ludzi oferowała mi używane rzeczy za darmo. Zapłaciłam tylko za traktorek i za dostawę. Ściągnęłam też sporo tekstów o produkcji siana i żywności dla zwierząt. To nie jest trudne. Trzeba ściąć trawy zostawić je żeby wyschły, potem przegrabić i zebrać do stodoły. Niestety na tą ilość zwierzaków, będzie musiała być pełna. - Przytuliłem  się do niej. 

- Nie Julia, po prostu zawiodłem się sam na sobie. Tak skupiłem się na tym co jest dzisiaj, że nie pomyślałem nawet do tym czym ja te bydlaki nakarmię w zimę. Przepraszam. - Zamruczałem w jej brzuch. 

- Oj Rule. - Pogłaskała mnie, po plecach. - Pracujesz całe dnie, mamy ogrodzone pastwisko, ogródek, odnowiony piękny dom.  Pomagasz przy dzieciach, pomagasz Bubie i tacie z domem. I po kolacji poprawiasz nasze meble. Nie dziwię się, że nie pomyślałeś. Jesteś najbardziej pracowitym człowiekiem pod słońcem kochanie. - Mówiła do mnie, miękkim tonem, jakby bała się, że się posypię. Pocałowała moją głowę. Uwielbiałem ją, nagle uderzyło mnie co innego. Kochałem ją. 

- Kocham cię. - Wymruczałem w jej brzuch. Roześmiała się radośnie. 

- Czyli nie jestem w tym sama. - Wpasowała swój mały tyłeczek na moje kolana, zaglądając mi w oczy. - Ja też cię kocham. - Nie było pocałunków, ani fajerwerków. Za to patrzyliśmy sobie w oczy. Chrząknięcie wyrwało nas z naszego zapatrzenia. 

- Skoro już odkryliście Amerykę i wiecie , że jesteście zakochani, to może zrobimy obiad. - Buba wtoczył się do kuchni. - Przeszedłem dzisiaj nasz teren. Znalazłem słupki graniczne, ale co lepsze, znalazłem staw. I wiecie co, jest pełny ryb. Powinniśmy zabrać dzieciaki na łowienie rybek. Przyda się odmiana w diecie. Mamy wędki, były w tej szopce co w niej urzędujesz Rule. Na ścianie. Zróbmy sobie piknik. - Cały Buba, czasami potrafił stanąć na wysokości zadania. Dzisiaj zobaczyłem jak bardzo dorósł w ostatnim czasie. Twardo stanął na nogi, codziennie pracując ze mną ramię w ramię. Odchrząknąłem oczyszczając nagle suche gardło. 

- Julia chce przekształcić nasze gospodarstwo, w zakład produkujący żywność na sprzedaż. Myślisz, że damy sobie z tym radę? - Zapytałem go. 

- Jasne, że damy. To dobry pomysł, Mina też się martwiła, bo jedziemy na oszczędnościach. A co gorsze, podobno dzisiaj dostaniemy kolejne kozy. Nasza rodzinka się ich pozbywa. Jesteśmy posiadaczami rogacizny, trzeba to wykorzystać. Powiem szczerze, lubię to. Podoba mi się praca tu. Bo to jest ważne. 

Hm :) Jak widzicie tą sytuację? :) 

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.

Hm :) Jak widzicie tą sytuację? :) 

RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Donde viven las historias. Descúbrelo ahora