Rozdział I cz 2.

2.8K 212 44
                                    

Nie ma co się oszukiwać, mam tylko dwie ręce. Więc co robi facet w mojej sytuacji? Dzwoni do taty. Odbiera po dzwonku, zawsze ma w sobie jakiś instynktowny strach. Wiem, rozumiem, mama zginęła. 

- Tato, mam tu sytuację awaryjną. Możesz mi pomóc? - Zadaję pytanie, jakbym nie znał odpowiedzi. 

- Mów. - Pada odpowiedź.

- Weź swoją skrzynkę z narzędziami, musisz naprawić drzwi. Musiałem je wyłamać. Ja tego nie mogę zrobić, bo mam tu malucha do ogarnięcia. - Tatę chyba zatkało. - Podam ci adres, esmesem i czekam. 

- Ok. - Pada spokojna odpowiedź. Ma całkiem niedaleko, więc jestem pewien, że pojawi się w kilka chwil. W tym czasie idę umyć malucha, zanim się odparzy. Biedak, cmoka i popiskuje przez sen. 

- Już maluszku. Jedzonko się grzeje, za chwilę zjesz. Mamusia, czuje się kiepsko, ale się nie przejmuj, teraz ma pomoc i za chwilę będzie znowu z tobą. - Mruczę mu, kojącym głosem. Mam ochotę tylko na jedno, iść kurwa wybić gówno z jego ojca. Może gdyby dostał porządny wpierdol, zacząłby myśleć. Tak kurwa mam złudzenia, chociaż znam świat, znam życie. Tacy jak on są jednym, pasożytem. Znalazł kogoś, kto go karmi, utrzymuje, daje mieszkanie, a on sam zamierza całe życie być sobie panem i drogowskazem. Sprawnie go ubrałem, uśmiechając się do wspomnień. Pamiętam pierwszy raz gdy zmieniałem pieluszkę Angel, jak drżały mi ręce, i bałem się że ją uszkodzę. Teraz, nie czułem już strachu, po setkach zmienionych pieluch, tysiącach nocy gdy nosiłem płaczącą córeczkę, to nie stanowiło problemu. Jej matka nie zrobiła tego ani razu, nie nakarmiła, nie wykąpała, nie przytuliła. Po dwóch tygodniach od porodu, spakowało swoje manele i wyszła. Wtedy to bolało, teraz byłem za to wdzięczny losowi. Przeszedłem po maleńkim domku, zadbany czyściutki, chociaż zniszczony, widać tu brak męskiej ręki. Niedokręcone zawiasy w szafkach, liczne niedoróbki. Ta dziewczyna radzi sobie jak może. Podałem mu butelkę, słysząc warkot motocykla. Tata zaparkował, tuż pod drzwiami. Nadal jest w sile wieku, nawet ma niewiele siwych włosów. Wyprostowany, potężny, siła spokoju. Pchnął drzwi, z zaskoczeniem zastając mnie w korytarzu. Obrzucił mnie, wesołym spojrzeniem. 

- Mam nowego wnuka? - Zapytał podchodząc do mnie. Roześmiałem się, cały tata. Uśmiechnął się, głaszcząc mały policzek, jednym palcem. 

- Nie tato. - Rzucił mi wesołe spojrzenie. 

- Jesteś pewien? Ładny jest. Przydałoby mi się, więcej wnucząt. - Zamachał, zabawnie brwiami. Od lat namawia mnie, do znalezienia sobie kogoś. -  Co się tu, stało? -  Obrzuca, spojrzeniem wyłamane drzwi, zresztą one to żadna ochrona, papierowe wręcz, równie dobrze można zawiesić zasłonę w drzwiach. Więc opisuję mu sytuację z baru, i mój impuls, żeby sprawdzić czy tu jest wszystko w porządku. I to co zastałem. Tata jest wściekły, całe życie prowadził dom dla skrzywdzonych, cała moja pozszywana z obcych rodzina, i Kellerowie co roku przeznaczają olbrzymie sumy, na pomoc. Dom Furii. Nigdy nie poznałem Furego, ale każdy kto się z nim zetknął, nigdy go nie zapominał. Jego życie było krótkie, ale dał z siebie wszystko. Znam jego dzieci, są niezwykłe, tak jak ich ojciec. Ojciec ogląda drzwi, potem podejmuje decyzje. Wyciąga telefon i zamawia nowe, antywłamaniowe. 

- Tato, ja wątpię, żeby Julia mogła sobie na nie pozwolić, a jej pasożyt, będzie usiłował tu wejść. Gdy się spije do końca. - Mówię mu. Tata macha ręką, dzwoniąc na posterunek i składając doniesienie o zaniedbaniu dziecka przez ojca. Wygodnie, mieć krewnych szeryfów. Mój wujek James, za chwile tu będzie. On i ciocia Zoe, od lat są tu szeryfami. Inny mój krewny Robbie zajmuje się opieką nad dziećmi w mieście, szef pracowników socjalnych. Do niego też dzwoni. Cały tata. Zanim Julia się zdążyła wypowiedzieć, on już rozwiązał jej problemy, albo zmusi ją do rozwiązania ich. Wszystko idzie błyskawicznie, zeznania, montaż drzwi, które tata zakłada z wujkiem Robbiem i Jamesem. Nowe klucze dostaję w dłoń, a oni jadą znaleźć pijawkę. Odstawiają mnie do szpitala. Budzę zainteresowanie, bo każdy mnie tu zna, widzą dziecko przy mojej piersi. Mały nadal śpi, biedaczek, nic go nie wzruszało, ani wiercenie, ani ubieranie, ani ponowna zmiana pieluchy. Kolejną butelkę załadowałem do torby, jaką znalazłem w jego mikrym pokoiku. Idę na oddział, prosto do pokoju lekarzy. Mój kumpel Rodger wstaje. 

- Rule. Co ty tu robisz? Czyj to? - Zagląda ciekawie do kocyka. 

- Pacjentki, niedawno przywieźli ją. Nieprzytomna, wysoka gorączka. - Kurwa przecież ja, nawet nie znam jej nazwiska. Kiwa głową, i macha na mnie, żebym za nim poszedł. Leży w jednoosobowej sali. Blada twarz, odcina się od poduszki, ma założone szwy. Podłączone dwie kroplówki, kurwa nieźle. Czyli wyniki są do bani. 

- Kiepsko z nią, chociaż zbiliśmy gorączkę. Ma zapalenie płuc, i jest odwodniona. Na szczęście, nie ma wstrząsu mózgu. Ale ma wyniki, całkiem do bani. Anemia, jest wycieńczona. Miałem jej kartę, z innego oddziału. Leżała, tu w ciąży. Znaczne pogorszenie, ale była chora od dobrych dwóch tygodni, jak ona sobie dała radę, z maluchem? To naprawdę, uparta osoba. - Kręci głową z podziwem. 

- Odzyskała przytomność? - Pytam.

- Tak, na chwilę. Martwiła się, o dziecko. Gdy usłyszała, że ma dobrą opiekę zasnęła. - Roger mi tłumaczy.  

- Ile będzie tu leżeć? - Jestem nastawiony, jej pomóc. Może wtedy, ona zastanowi się nad zmianą życia. Bo ten facet, to tylko dodatkowe obciążenie. 

- Jeszcze tydzień. - Kurwa, będę musiał wziąć urlop. Ale mam go w zapasie. Roger odchodzi, a ja siadam przy łóżku. Wchodzi moja znajoma siostra oddziałowa.

- To jej? - Pyta podchodząc do małego. - Śliczny. Dasz mi go potrzymać. - Nie wiem co się budzi we mnie, ale nie mam ochoty, go oddawać z rąk, nawet na chwilę. Przełamuję siebie, podając jej maluszka. - Jak ma na imię? - Pyta.

- Nie wiem. Jego matka była nieprzytomna, gdy ją znalazłem. Biedny musiał krzyczeć, dłuższy czas, bo teraz nie ma ochoty wstać. - Zmartwiona kobieta, kiwa głową. 

- Dawno jadł? Może trzeba go zbadać. - Mówi mi. Może ma rację. 

- Chyba masz rację. - Kiwa głową. 

- Wezmę go na pediatryczny, niech go obejrzą, nakarmimy go przy okazji. Ty posiedź z nią. - Bierze torbę maluszka, i wychodzi. Kurwa odczuwam boleśnie, brak jego ciała w dłoniach. Może tata ma rację, może najwyższa pora, sobie kogoś znaleźć. Widzę, że Julia się kręci. Otwiera oczy, i jestem porażony. Jej oczy są tak ciemnobrązowe, że prawie czarne. Okalają je długie czarne rzęsy, niezwykła rzecz jak na blondynkę. Odchrząkuje, usiłując coś powiedzieć. Wstaję i nalewam jej wody, wkładając słomkę. Podaję delikatnie, łapie ustami napój, ciągnąc chciwie. Kroplówka działa. 

- Cześć, kim ty jesteś? - Pyta mnie. Uśmiecham się. Podając jej dłoń. 

- Rule Moon - Keller. To ja cię znalazłem.

Mój międzyczas :) Miłej lektury

Hoppla! Dieses Bild entspricht nicht unseren inhaltlichen Richtlinien. Um mit dem Veröffentlichen fortfahren zu können, entferne es bitte oder lade ein anderes Bild hoch.

Mój międzyczas :) Miłej lektury. Buziaki Iza.

RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt