Rozdział 14 cz 2.

2K 171 59
                                    

Buba, moje przekleństwo i powód do śmiechu. Miał swoje momenty, ale gdy zaczynał jakąś pracę robił to z pełnym zaangażowaniem. Montaż paneli zajął nam chwilę. Na szczęście na dachu były stare uchwyty, czyli ta rodzina wyprowadziła się stosunkowo niedawno. Wpięliśmy wszystko, sprawdzając przy okazji kable. Woda sprawiła nam dużo więcej trudności. Cztery godziny w dusznej piwnicy, bez żadnego przewiewu dało się nam we znaki. Ale z dumą mogłem stwierdzić, że popłynęła czysta woda. Teraz wystarczyło poczekać kilka godzin, żeby w kranie była gorąca woda. System akumulacyjny miał swoje wady. W dzień woda była ledwie letnia, w nocy gorąca. Nie miałem siły czekać, więc zgarnąłem swojego braciszka i poszliśmy wymoczyć nasze tyłki w lodowatej wodzie strumienia. Buba chyba pobił rekord mycia, parskając jak wielki bawół. Potem zabrał się i uciekł z wody. Ruszając na zwiedzanie terenu. Bez kontroli mamusi, stawał się całkiem fajnym facetem. Nie rozumiałem mojej ciotki, zamiast wypychać pisklę z gniazda, przywiązywała go do siebie niewidzialnymi nićmi. Buba jedynie raz postawił się matce i z uporem chodził na siłownię. Zaczął późno jako piętnastolatek boksować, za to szybko zdobył laury. Skończył jako młodzieżowy mistrz USA. Potem pokornie wrócił do domu i dał się ponownie uwikłać w to, w co żaden dorosły facet nie powinien. Dzisiaj miał żonę i zastanawiałem się, jak szybko Rory zacznie wpierdalać się w jego związek. Wszyscy jej tłumaczyli, że on jest dorosły, włącznie z jej mężem, ale niewiele to dawało, skoro Buba jej ustępował. Popatrzyłem ze śmiechem jak wynurza się zza drzew, wyraźnie tu odżył. Jego Mina wybiegła do niego, żywo gestykulując. No proszę jednak dziewczyna bywa żywa. Roześmiała się z tego co powiedział, przytulając się do jego boku. Potruchtałem do domu. Buba czekał na mnie na ganku, zażerając jabłko.

- Tam jest sad. - Stwierdził radośnie. - Mina planuje przetwory. Poszła je obejrzeć. - Buba podrapał się speszony po głowie. - Możemy na razie tu zostać? - Nie mam ogniw, zamówiłem przyjdą za kilka dni. Nie mam ochoty zamieszkać z matką. - Wyburczał.

- Wiesz, że tak. Pomożesz mi w remoncie, a potem ja pomogę tobie. - Uśmiechnął się zadowolony.

- Jasne. Jaki masz plan? - Rozejrzałem się po podwórku. Raptem słysząc krzyk. Kurwa co jest. Obaj popędziliśmy za dom. Między drzewami mignęła mi sukienka Miny. Stała tam, usiłując odegnać te szalone zwierzaki, które dobrały się do naszych owoców. Buba zawarczał wściekle. I popędził ratować małżonkę. O dziwo kozy zwiały z bekiem jak nie pyszne. Najwyraźniej uznały, że Buba jest silniejszy od nich. - Wiesz co Buba, poszukajmy łańcuchów i miejsca dla nich. One inaczej zjedzą nam wszystko, łącznie z ciuchami. Jedno z tych bydląt zakradało się od tyłu do Buby, za chwilę waląc go rogami w tyłek. Wrzasnął odwracając się a potem jego wielka pięść wystrzeliła i uderzyła zwierze między rogi, zachwiało się usiłując złapać równowagę.

- Co ci kurwa mówiłem. - Buba warknął na niego. - Poszedł stąd już. - Tak mamy walkę o terytorium. Najwyraźniej samiec uznał, Bubę za zagrożenie, albo lepszego samca. Buba podszedł łapiąc go za róg i ciągnąc za sobą. Bydle zapierało się nogami, ale przecież Buba był silny jak czołg. - Idziemy, posiedzisz sobie sam w stodole, to kurwa będziesz grzeczny. - Krzyknął na niego. No jednak z Buby będą ludzie. Julia stała koło domu, patrząc ze śmiechem na to wszystko.

- Mina zbieramy jabłka? Mamy już prąd, znalazłam stare słoiki. Możemy to zrobić. - Panie najwyraźniej  szybciej się odnajdywały w tej rzeczywistości. - Rule, podłączysz zmywarkę? I lodówkę? Trzeba wyładować mięso z suchego lodu.

- Już idę kochanie. - Rzuciłem żartobliwie. - Ale najpierw całusek. - Cmoknąłem ustami. Zaśmiała się radośnie, podchodząc do mnie i stając na palce. Wpiłem się w jej wargi, szczęśliwy jak cholera. Oj tak, miałem plan na dzisiejszy wieczór, i oby nikt mi go nie zepsuł. - Gdzie dzieciaki? - Zapytałem po chwili, gdy udało mi się złapać oddech.

- U twojej mamy, kąpie Mishę. Obiecałam jej trochę jabłek za to. Musimy zwiedzić teren, bo tak naprawdę nie mieliśmy na to czasu, może znajdziemy i inne skarby. Ci ludzie wyjechali stąd ledwie dwa miesiące temu. Mogli mieć warzywa, albo zioła. Ale najpierw trzeba ogarnąć kozy, bo naprawdę są kłopotliwe, jedna dopiero była w kuchni i zostawiła nam niespodziankę na podłodze. Dlatego Misha potrzebował kąpieli, bo znalazł to gdy pełzał. - Roześmiałem się, tak rogacizna była do dupy. Powinni nas zapytać, a nie tylko obdarowywać na siłę. Nagle trąciło mnie przykre uczucie.

- Boże je trzeba codziennie doić. Co my zrobimy z tym mlekiem? - Roześmiała się.

- Dwa razy dziennie. Dzisiaj już rano zabrałam im mleko. Twoja mama je wzięła, dla kobiet z Domu Furii. Ale na dłuższą metę, nie mam na nie planu. Te kilka dni nie będą problemem, mamy całą książkę obsługi i pomysłów dali ją nam. Ważne, żeby jadły, piły i były dojone. - Popatrzyła na drzewka. Sporo owoców leżało na ziemi. - Zbierzemy te co opadły i ugotujemy. Reszta na razie niech będzie na drzewie.

- Jesteś szczęśliwa? - Zapytałem cicho. - To raczej trudne życie. - Roześmiała się.

- Nic mi nie będzie, wychowałam się w Afryce, moi ojcowie wędrowali po naprawdę odległych terenach. Umiem sobie radzić z prostym życiem, to te wśród ludzi mnie bardziej martwi. Długi, hazard, alkoholizm, intrygi i oszustwa. Chyba jestem niedzisiejsza. - Rozejrzała się, pokazując na rozległe tereny. - Tu jest pięknie i zielono. Taki spokój. Może trzeba więcej pracować, ale pracujesz dla siebie i swoich najbliższych. To daje satysfakcję. Z czasem wpadniemy w rytm. Lubię Bubę i Minę. Oboje są fajni, Mina jest pracowita i bardzo kochana. A Buba to wielkie dziecko. Twój tata i mama są też wspaniali. Będzie nam tu dobrze. - Na to wszystko wrócił naburmuszony Buba.

- Zamknąłem go, agresywny jest. - Rzucił cierpko. Złapał kolejne jabłko, z drzewa wycierając je o ubranie. - Co robimy?

- Idziemy podłączyć sprzęty, a potem znaleźć jakieś łańcuchy, czy powrozy. Bo trzeba zapanować nad rogacizną. Obeżrą nam wszystko co się da, nie mówiąc o tym, że zniszczą nam panele. Musimy je jakoś kontrolować.

- Może lepiej zamknijmy je najpierw. Bo kto ich będzie pilnował? Nie mamy na to czasu. Jadły na razie, nic im nie będzie. - Buba ruszył do kóz łapiąc dwie za rogi. - Odstawię je i ci pomogę. - Odruchowo spojrzałem na drogę, ktoś się zbliżał. Na rowerze. Zrobiłem daszek z dłoni, patrząc na nią. O kurwa, kłopoty. Mama Buby nadchodzi. Ja pierdolę, czy ta kobieta nie ma co ze sobą zrobić? Popatrzyłem na zbierającą jabłka Minę. Dziewczyno, harpia nadchodzi. I oto mamy, zatrzymała się z otwartą buzią. Patrząc jak Buba ciągnie oporne kozy do szopki.

- Buba, zostaw te brudne zwierzęta. - Zabrzmiał rozkaz. Obejrzał się za ramię, z prychnięciem.

- Co ty tu kurwa robisz mamo? - Warknął. Oho. Bunt.

 Bunt

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Where stories live. Discover now