Rozdział 20 cz 1.

1.9K 163 37
                                    

Dwa lata chodziłem,  za możliwością przeniesienia budynków. Od jednego biura do drugiego. Z setkami pism, podań i certyfikatów. To było nowatorskie działanie, na tych terenach. Bo w parku istniała na przysłowiowym stanie, określona liczba budynków. Mogłeś poprawiać, remontować, ale budować zapomnij. Pozwalano ci dokupić ziemi, pod warunkiem, że uprawiałeś ją ekologicznie, bez użycia maszyn. Więc o kostkarce do siana, czy zwykłym ciągniku musiałem zapomnieć. Za to pozwolono nam nabyć dwa konie i kolejne trzy mini traktorki. To były nasze jedyne narzędzia. Większość prac musiała być wykonywana ręcznie. Ziemia praktycznie miała być w stanie nienaruszonym, kosić mogliśmy, ale odsiewać już musieliśmy ręcznie. Ciężka i znojna praca. Miałem certyfikaty do nauki podstaw gospodarowania ekologicznego. Musiałem zdać dodatkowe egzaminy, za to w gospodarstwie pojawiali się praktykanci. Czasami do stołu siadało dwadzieścia osób, a kuchnia była mała. Wściekły pisałem pisma, o pozwolenie na przestawienie budynków, z należących do nas terenów. Walczyłem, aż wywalczyłem. To był precedens, bo zamiast kilkuhektarowych gospodarstw powstawały duże, ze skupionymi zabudowaniami wokół głównego budynku. Przestawiliśmy już trzy stodoły a teraz pora na prezent dla mojej damy. Kupiłem niedawno małe gospodarstwo, z całkowicie obcych rąk, tylko dla tego domu. A teraz będzie jechał na platformie. Od strony naszej kuchni, zostanie przyłączony do starego domu. Ściany wewnętrzne zostaną zburzone, a na dole powstanie jedna wielka kuchnia. Z miejscem do jedzenia dla co najmniej czterdziestu osób. Na górze powstanie biuro i suszarnia do ziół. Dzięki temu w naszej prywatnej części domu, powstanie duży salon z jedynie aneksem kuchennym, dobrym do zrobienia sobie rano kawy. Moja żona miała siedem osób do pracy przy przerobie żywności, plus dwie dochodzące praktykantki. Wokół domu za to było pełno mini domków, wszystko co było można zwinąć i zabrać w jednym momencie miało prawo parkować na terenie i być zamieszkałym. Tanie i w miarę wygodne. Moja rodzinka uwielbiała je. Zatrzymywali się tam robotnicy na sezon sianokosów, albo nasi kuzyni, którzy wpadali pomóc. Przeszło sto zwierząt dorosłych, plus ponad trzydzieści maluchów to było nasze stado. Musiałem część z koziej młodzieży sprzedać, bo zaczynało ich być zbyt wiele. Młode samce odchowaliśmy na mięso, samiczki poszły do sprzedania. Kupił je Zeb, wymieniając się ze mną na kozły, aby utrzymać stado w zdrowiu. Miał brązowe. Ja białe, skutkiem pewnie będą łaciate zwierzątka. Podziwiał naszą zaradność, o dziwo istniała między nami nuta przyjaźni. On sam dość często bywał u nas, co zaczęło się robić zbyt dziwne. W końcu dostrzegłem czemu. Ostatnio trzy moje samotne kuzynki wróciły do domów. Miasto im nie służyło, wszystkie miały dobrze po trzydziestce i były piękne, chociaż każda w inny sposób. Najmłodsza córka Wuja Nico miała czekoladową skórę, zgryźliwy charakter, i długie nogi. Jej głównym atutem były wielkie szare oczy. Jej nie wcisnąłeś bzdur, dlatego do późnej trzydziestki była sama. Dzisiaj z samego rana Zeb przybył i zawracał mi tyłek. Zaczynałem być kurewsko zły na to, bo miałem masę zaległej roboty, a musiałem się zajmować gościem. Budynek był już na platformie, czekałem tylko na swoich ludzi, a ten mi zawracał tyłek.

- Idź kurwa do niej zagadaj, a nie zawracasz mi zadek. - Warknąłem bezpośrednio. Zeb ściągnął kapelusz i podrapał się po swojej blond czuprynie. 

- Ja, się kurwa boję. - Warknął mi w odpowiedzi. - Popatrz na nią, jest piękna. A ja? Ja jestem kurwa przeciętny. - Popatrzyłem świeżym okiem. Owszem nie był z tych pięknisiów. Ale był wysoki, niezapasiony.  Wzruszyłem ramionami. 

- Jakby dla niej uroda miała jakieś znaczenie. - Prychnołem. - Gdyby tak było wyszłaby za tego typka, którego przywiozła z uczelni. Był ładniusi jak panienka. Daj mi kurwa pracować i idź z nią pogadaj. - Stwierdziłem spokojnie, a potem patrzyłem jak mi tu drepcze w miejscu. Niech go szlag. - Lisa. - Zawołałem głośno. - Zeb chce obejrzeć naszą młodzież. Zaprowadź go na pastwisko. Ja mam robotę. - Spojrzałem na jego przerażoną gębę. - Nie dziękuj. Do dzieła tygrysie, ja mam dom do przewiezienia. - Warknąłem. - Ostatni raz ci pomagam. Chcesz ją, staraj się sam. 

I kurwa sobie poradził. Miesiąc później nasza Lisa brała ślub, a ten cholerny facet czcił ziemię po której ona stąpa. Nico nie nacieszył się powrotem córki, ale jako niezły znawca charakterów uznał, że facet jest w porządku. Co go nie zwolniło z obowiązku, pogrożenia świeżemu zięciowi gwałtowną śmiercią i ukryciem ciała w szambie, jeżeli jego małej dziewczynce się coś stanie złego. A ja skończyłem nową kuchnię dla żony, tuż przed sianokosami. Chyba nikt nigdy się tak nie cieszył jak ona, gdyby mogła spała by na blacie kuchennym. Moja drobinka, zawsze miała masę energii. Ale gdy dostała nowe pomieszczenie, z masą miejsca, z solidnymi meblami zrobionymi moimi dłońmi, zmieniła się w tornado pracy. Nowy stół ochrzciliśmy po swojemu, którejś nocy. Następnego dnia, co na niego spojrzała, oblewała się czerwienią jak młoda dziewczynka. Ja za to wtedy chichotałem wiedząc, że nigdy nie zapomni tych scen. Zbliżała się nasza czwarta rocznica ślubu. Niestety, nie mogliśmy nigdzie wyjechać. Bo zaczął się sezon kocenia kóz. A miałem lepsze marzenia, dla niej niż to co mogłem jej dać w tym momencie. Musiał nam wystarczyć piknik. Nad naszym stawem. Rozstawiłem tam namiot, który ktoś z nas znalazł w opuszczonym budynku, który kupiłem od miasta. Wyprany i czysty, zapełniłem materacem i miękkimi poduszkami. Kolacja stała czekając na nią. Zapaliłem masę pochodni zasilanych energią promieni słonecznych, tworząc romantyczny zakątek. Miałem wszystkiego po trochu, od naszych serów, po owoce, warzywne chili które uwielbiała. Smażonego kurczaka, pieczone ziemniaki i kukurydzę. Do tego dobre wino. Mój tata miał przywieźć ją w opasce na oczach, o określonej godzinie. Więc czekałem cierpliwie. Rano kiepsko się czuła co ustąpiło w południe, ale miałem nadzieję, że nic jej nie jest. Bo czas mijał a ich nie widziałem. Zniecierpliwiony, chodziłem z wokół brzegu. Z kwiatami w dłoni. Znajome światła, pokazały się na drodze. Podbiegłem do drzwi od strony pasażera.

- Witaj kochanie. - Wymruczałem niecierpliwym głosem. Tata zachichotał, z mojego stresu. Położyłem jej na kolana kwiaty, biorąc jej drobne ciało na ręce. - Cześć tato. - Rzuciłem mu. Teraz już rechotał  w najlepsze. Ruszyłem z nią na rękach w kierunku namiotu. 

- Pięknie wyglądasz. - Wymruczałem. Miała zwiewną kwiecistą sukienkę, długi rozpinany sweter i swoje ukochane kowbojki. - Seksownie jak cholera. Nie zdejmiemy tych butów, gdy będziemy się kochać. - Szepnąłem jej do ucha. - Zaśmiała się radośnie. Potem pociągnęła nosem. 

- Jak tu pięknie pachnie, dobrze że masz coś do jedzenia, bo konam z głodu, nie dali mi zjeść kolacji. -  Poskarżyła się. Zaśmiałem się z tego jak jej nos chłonął zapachy. - Czy już mogę zdjąć tą opaskę? - Zapytała. Postawiłem ją na nogi, rozwiązując chustkę, którą miała na oczach. Zaszokowana powiodła wzrokiem po mojej niespodziance. - Kochanie, tu jest pięknie. Dziękuję. 

- Wszystkiego najlepszego, z okazji rocznicy skarbie. - Ucałowałem jej wargi, przytulając delikatnie do siebie. - Podała mi malusieńką torebkę. 

- Otworzysz po kolacji. - Oznajmiła mi jakoś nerwowo. - A teraz mnie nakarm. - Zażądała. - Paczka była lekka jak piórko, zastanawiała mnie zawartość, ale ona zawsze dawała mi najlepsze prezenty. Usadowiłem ją na poduszce. Podając jej talerz z kurczakiem i sałatką. Biedulka, naprawdę była głodna, bo pochłaniała to jakby nie jadła od miesiąca. Mrucząc z zachwytu i chwaląc mnie za moje wysiłki. Gdy chciałem jej nalać wina odmówiła, pokazując mi na paczuszkę.

- Otwórz. - Powiedziała. Zaskoczony odstawiłem butelkę. Rozwiązując pakunek. Zawartość sprawiła, że omal nie zemdlałem z wrażenia. Łzy zakręciły się mi w oczach. 

Tak , tak Polsat :P Ale czasami fajnie być cierpliwym :) Buziaki kochani

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Tak , tak Polsat :P Ale czasami fajnie być cierpliwym :) Buziaki kochani. :) 

RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Where stories live. Discover now