Rozdział 2 cz 1.

2.7K 206 53
                                    

- Julia. - Potem chwilę się zastanawia, zanim dodaje nazwisko. - Enders. - To nie jest nazwisko tego pasożyta. Wiem o tym. - Jakim cudem mnie znalazłeś? - Chrypie delikatnie. I mam problem. Co do jasnej cholery, mam jej powiedzieć? Hej dziewczyno, twój mężuś, wycierał sobie tobą pysk w barze. Przygląda się mojej zmieszanej minie, ze zmarszczonymi brwiami. Kurwa. A pal go licho, nie mam zamiaru zaczynać z nią znajomości, od kłamstwa. Przygryzam lekko wargę, i zbieram myśli. 

- Widzisz, jestem ratownikiem. - Kiwa głową, słuchając uważnie. - Po zmianie zaszedłem na piwo do baru wuja Gavina. 

- Kellera? - Kiwam głową, na jej pytanie.

- Niechcący, usłyszałem rozmowę twojego męża z kolegami. Mówił, że jesteś chora i sama w domu, z malutkim dzieckiem. Wiem jak jest trudno, robić to samemu. Mam córkę, jestem samotnym ojcem. - Jej oczy, rozszerzają się w szoku. Tak wiem kurwa, kobieta oddająca dziecko, to dziwne zjawisko. Od zawsze, wszyscy wierzymy, że matki to normalne należne nam osoby. Pełne miłości i poświęcenia. Ale nie każda kobieta, tym jest. Oddycham ciężko, starając się ubrać myśli w słowa, tak żeby jej nie urazić. - Miałem jakieś dziwne przeczucie, więc zapytałem wuja, gdzie mieszkacie. Gdyby wszystko było w porządku, bym odszedł, ale od bramy słyszałem płacz twojego synka. Pukałem, gdy nie otwierałaś, zwyczajnie zajrzałem przez okno, leżałaś na ziemi, a mały krzyczał. - Jej twarz, zrobiła się bardziej blada, niż pościel, na której leżała. Lekkie łzy, pojawiły się w jej oczach. Więc milknę, biorąc jej dłoń, i lekko pocierając palce. Delikatne sapnięcie wychodzi, z jej ust. Chyba nie jest przyzwyczajona, do kontaktu fizycznego. 

- Dziękuję, prawdopodobnie uratowałeś mi życie. Lekarz był przerażony, jak wysoką gorączkę miałam. - Szepcze, delikatnie wyswobadzając palce z mojego uścisku. Jej dłoń jest taka mała, niewiele większa od dłoni mojej córeczki, cała przypomina Calineczkę. Śmiać mi się chce, z samego siebie, oto ja tatuś, z czym porównuję świeżo, poznaną kobietę. Z postacią z bajek. - Gdzie jest Misha? - Zaskoczony podnoszę na nią oczy. - Michael, mój syn. - Dodaje cicho.

- Jest na oddziale pediatrycznym, badają go. - Jej oczy robią się ogromne, widzę strach i szok. - Hej, nie denerwuj się. Sprawdzają tylko, czy się od ciebie nie zaraził. Spokojnie laleczko. - Kurwa. Ja i moja, pyskata gęba. Ale ona na to nie zwraca uwagi, uspokojona opada na poduszkę. - Jest jedna sprawa, musiałem wyłamać drzwi, do was. Mój tata, właśnie obsadził nowe, potem damy ci klucze. - Ona kiwa głową. Jest wykończona, oczy jej się kleją. Znajoma pielęgniarka, wnosi jej synka. Podaje mi go, ale Julia wyciąga po niego dłonie. Kobieta kręci głową. 

- Kochana moja, masz dwie kroplówki, jak zamierzasz, go trzymać. Rule ma kawał ramion, nic mu nie zaszkodzi. - Śmieje się do mnie, puszczając mi oczko i flirtując. Odbieram malca, przytulając go delikatnie. Torba trafia z jego rzeczami, na drugie krzesło. - Powiedz mi moja droga, czy ma kto się zając małym? - Zadaje pytanie. Kurwa problem, znam ta minę, pierdolona służbistka, może narobić problemów. Zadzwoni do opieki, i będziemy się żreć. Chociaż wujek Robbie, jest wspaniałym facetem, nie chcę żeby musiał nadstawiać karku, za nią. Julia kręci głową, znam już odpowiedź, szarpie się sama, z tym gównem. Zanim otworzyła usta, ja się odezwałem.

- Ja się nim zajmę, w końcu nie będzie tu leżała miesiącami. - Odpowiadam za nią. Joana patrzy na mnie, podejrzliwie. Zerkając na chłopca. Już, wyciągnęła wnioski i chce roznieść świeże plotki. - Julia, jest starą przyjaciółką rodziny. - Dopowiadam oczywiste kłamstwo. - Mój ojciec i jej znali się w młodości. - Jak na zawołanie, słyszę za plecami głos taty.

- Oczywiście, że Rule zajmie się chłopcem. - Tubalny głos Brandona Moon - Keller, wypełnia ciszę. Julia zerka na mnie, i na mojego ojca. Ten się do niej uśmiecha. - Mam dla ciebie klucze, maleństwo. - Ojciec, jest bezpardonowy. Zerka na Joannę. - Wybaczysz nam? Mamy sprawy rodzinne do omówienia. - Kobieta fuka, i wychodzi ociągając się. Tata zamyka drzwi, i siada na przeciwko Julii. Wzdycha. Znam to, ma zamiar rzucić bombą w nią. 

- Zamontowałem ci nowe drzwi, a twój szanowny małżonek siedzi. - Julii opada szczęka. 

- Za co? - Pyta zaszokowana. 

- Hm. Za wiele, ale gównie zarzuty to zaniedbanie dziecka, pijaństwo, James posadził go aż wytrzeźwieje. Bo zjawił się, i próbował się włamać. Mieliśmy go własnie szukać, gdy sam się łaskawie napatoczył. Pytanie, jest jedno. Czy ty, zamierzasz ciągnąć ten związek? - Cały tata, bez pardonu do celu. Oczy Julii opadają na jej zaciśnięte, na pościeli dłonie. Widzę, że toczy ze sobą walkę. Tata wzdycha. - Julia. - Mówi do niej cicho. - Dziewczyno, sprawdziłem tego typa. Owszem pracuje, ale co zarobi przeznacza na siebie. Ma na dokładkę, masę długów. Jeżeli z nim zostaniesz, całe życie będziesz go utrzymywać. A masz dziecko. Gdyby był kochającym ojcem, czy mężem ta rozmowa nie miała by miejsca, ale oboje wiemy, że ten człowiek ani ci nie pomaga, ani cię nie kocha, ma kilka panienek w mieście. - Rzuca bombą w nią. Kurwa mam ochotę,  stąd wyjść, jak bardzo ona się musi czuć upokorzona. Ciche łzy, spływają jej po policzkach. Patrzę na ojca, on na mnie. Wzdycha i wstaje. Podchodzi do niej, głaszcząc ją delikatnie po głowie. - Zastanów się nad tym, przyjdę do ciebie jutro. - Mówi cicho, wychodząc. Ta drobna kobieta, nie wydaje jednego dźwięku, płacze w ciszy, zmęczona stresem i upokorzeniem. Wiem dokładnie jak się czuje, sam miałem takie same przeżycia. Upokorzony, z tysiącami spojrzeń i mruczenia za plecami. Biorę jej dłoń, ściskając lekko palce. Patrzy na mnie, jej wzrok jest tak bezbrzeżnie smutny, że serce się kraje.

- Prześpij się. - Mówię, do niej cicho. - Jesteś chora, odpocznij. Ja zabiorę małego, i pojawimy się tu rano. - Płacze mocniej, a mnie pęka serce. Siadam obok niej przygarniając ją jednym ramieniem. Pozwala mi na to, przez chwilę. Ta jej cisza, jest bolesna. Potem się odsuwa, jednym palcem głaszcząc policzek swojego synka.  Boi się, go dotknąć. Mały jest śliczny, podobny do niej. Ma delikatne blond włoski, i długie rzęsy, jej słodkie usta. Ale sylwetkę ma już po ojcu, masywną. - Julia, zaufaj mi, dobrze się nim zajmę. Jutro przyjdziemy. Musisz odpoczywać. - Kiwa głową. Mamrocząc, ciche dziękuję. Układa się na poduszce i w sekundzie odpływa. Jest ciepła, gorączka wraca. Wychodzę na korytarz, tata czeka na mnie. Obydwaj patrzymy, przez chwilę sobie w oczy. Wzdycha.

- Milczała? - Pyta, mimo że zna odpowiedź. Gdy kiwam głową. On mówi dalej. - To normalna reakcja, musi sobie to przetrawić, jest upokorzona. 

- Wiem tato, zapominasz, że byłem na jej miejscu. To gówniany moment, ale trzeba go przetrwać. Zabieram go. Podwieziesz mnie? - Pytam

- Wiesz, że tak. Musimy, zrobić zakupy. Temu chłopcu, potrzeba paru rzeczy. - Tata z uśmiechem, patrzy na dziecko. - Wiesz, on wygląda prawie jak Angel. - Drażni mnie. Cichy chichot, opuszcza moje usta. 

- Tato, nie jest mój. - Tata się szczerzy. 

- Ale, może być. - Mówi tajemniczo. - Mnie zostawiła matka, a mama Eva mnie wychowała. Może, ty powinieneś wychować jego. - Zerkam do tyłu na śpiącą dziewczynę. Jest piękna, kto by jej nie chciał. I jest pełna dobrych cech, pełna poświęcenia i miłości do dziecka. Uśmiecham się. Tata, klepie mnie po ramieniu. - Chodź Romeo. - Rzuca mi niefrasobliwie. - Dajmy twojej Julii pospać. 

Miłej lektury

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Miłej lektury. Buziaki Iza.

RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Where stories live. Discover now