Rozdział 20 cz 2.

1.8K 156 49
                                    

- Rule. - Krzyk biegnącej Juli, oderwał go od naprawiania maszyny puszkującej  owoce. Sprzęt był stary i naprawdę miał swoje humorki. 

- Julia, zwolnij. - Krzyknąłem wystraszony. Była na początku dziewiątego miesiąca i zamiast jak normalna ciężarna kobieta poruszać się powoli, wszędzie biegała. Moje małe tornado. - Któregoś razu przegniesz i to dziecko tak po prostu wypadnie. Jesteś niemożliwa. - Łajałem ją łagodnie. Podchodząc i przytulając ją do siebie. Moje ręce zawsze wędrowały do jej brzucha, otaczając moją córeczkę zaborczo. Mała fikała radośnie z każdym razem, gdy słyszała mój głos. Angel przybiegła za matką. 

- Tato, mama jest jak torpeda. - Moja nastoletnia córeczka z dnia na dzień stawała się kobietą. Miała już czternaście lat i była prześliczna. - Ja za nią nie nadążam. Może się zapiszę na dodatkowe treningi biegowe, bo pokonała mnie ciężarna. - Dyszała przesadnie. - Mam pomysł wystawmy mamę do biegu na dwieście metrów. Na końcu trasy postawimy jej kosz jabłek, to zniszczy wszystkich po drodze. - Angel startowała w wielu turniejach, własnie jako biegaczka. Kochałem to jak się ze sobą przekomarzały. Angel dokuczała Juli, że dziennie pochłania z dziesięć jabłek. Tak było od początku ciąży. Jabłka były priorytetem. Julia fuknęła pod nosem. 

- Przeszkadzacie mi. Miałam powiedzieć, że dzwonili ze strażnicy. Philip z ludźmi tu jedzie. - Zaskoczony spojrzałem na żonę. Rozmawiałem z nim tydzień temu, nie zapowiadał swojej wizyty. 

- To jest dziwne. - Stwierdziłem. - Może mają jakieś problemy. - Przytuliła mnie, przywierając do mojego boku. 

- Wiesz, że ostatnio jesteś czarnowidzem?  Wszędzie wietrzysz problemy. - Jej przytulony do mnie brzuszek, zaczął podskakiwać. Wiem o tym, że się martwię na zapas, tak bez powodu. Jej ciąża mnie stresowała, bo to było odludzie. Bałem się straty swojego szczęścia. Pogłaskałem mój brzuszek jak go nazywałem dokuczając jej. Ten dotyk mnie uspokoił i potężny kopniak w dłoń, jaki dała mi moja córeczka sprawił że się uśmiechnąłem. Nadal nie miała imienia. Oboje nie wiedzieliśmy jak ją nazwać. Może gdy ją zobaczymy oświeci nas. 

- Martwię się, bo idzie nam za dobrze Julia. Zwierzęta są zdrowe. Nasze króliki mają tyle potomstwa, że nie zabraknie nam mięsa na zimę, a kury mają całe gniazda kurczaków.  - Na kilka naszych rodzin kupiliśmy jednego koguta, wędrował od farmy do farmy, używając sobie ile wlezie.  Nasze nioski wysiedziały po kilka kurczaków, a to oznaczało odmianę w żywieniu. Pogłębiliśmy staw i potok, zarybiając je innymi gatunkami ryb, już odławialiśmy niezłe sztuki. To oznaczało duże zapasy żywności. Mieliśmy dziesięciu pełnopłatnych pracowników. Colin nigdy nie odszedł, za to uzyskał prawa do opieki nad siostrą. Oboje mieszkali w malutkim domku obok domu mojego ojca. Pracował z nami, odżył i teraz był olbrzymim facetem, który ciągle się śmiał. Kochał pracę w ogrodzie, pierwszy raz w tym roku, to nie ja kopałem te wszystkie zagony pod zioła i warzywa. Opracował nową metodę sadzenia fasoli i ogórków a nawet arbuzów, wykorzystując resztki materiałów z remontów, postawił wielkie pergole, po których wspinały się te rośliny. Dzięki czemu na tym samym kawałku ziemi mieściło się dwa razy tyle roślin. Podziwiałem jego ducha i zaangażowanie. Jedno co mnie martwiło, to jego przyjaźń z Angel. To był dorosły dwudziestojednoletni letni mężczyzna, a ona za pół roku skończy piętnaście lat. Ale jak dotąd, nic nie wskazywało na to, że ma jakiekolwiek złe zamiary. Traktował ją po bratersku, nie raz widywałem go z młodymi kobietami, zazwyczaj starszymi od niego. Gdy zapytałem, czy gustuje w takich związkach, typu młody facet i starsza kobieta, wzruszył na początku tylko ramionami. Potem skrępowany powiedział. One nie szukają chłopaka tylko pieprzenia, nie muszę się bać pułapek, celowego zajścia w ciążę. Po za tym nauczą mnie tego, czego kobieta tak naprawdę potrzebuje. Nie wstydzą się żądać bym się odpowiednio do tego przyłożył. Uważam, że to jest w tym dobre. Więcej nie zapytałem. Mignął mi własnie, niosąc Emmę na rękach. Mała spała. Badaliśmy ją, bo często odlatywała w dzień. Martwiliśmy się, że jest chora. Dopiero rozmowa z psychologiem dziecięcym ujawniła przyczynę. Ona nie sypiała w nocy. Bała się, że jej ojciec ich znajdzie i ją zabierze. Facet był w więzieniu, ale lęk nie znikał. Dlatego Colin miał prawo zaczynać pracę po południu, bo zwykle czuwał przy siostrze. Mała uczyła się w domu, zdalnie przez internet, bo jej lęki nie pozwalały na normalne uczęszczanie do szkoły. Tragedia, kiedy własny ojciec sprawia, że umiera twoja dusza. Oby kiedyś doszła do siebie. Burczenie wjeżdżającego pojazdu, wyciągnęło moją rodzinkę na zewnątrz. Phil przybył z hukiem, wielka ciężarówka w barwach wojskowych. czterech ludzi wysiadło z niej, a mój kuzyn na końcu.  Cała rodzinka rzuciła się witać naszych gości. Do mnie i Juli podszedł na końcu. 

- Kuzynko, z dnia na dzień jesteś piękniejsza. - Kurtuazyjnie ucałował jej dłoń. - Ta ciąża ci służy. - Potem przytulił mnie do siebie. 

- Jesteś szczęściarzem brachu. - Wyszeptał mi do ucha. Potem ustał i zaklaskał radośnie. 

- Przywiozłem prezenty. - Stwierdził tak po prostu. - W sumie, te rzeczy należą do was, remontujemy domy. I odkryliśmy sejfy, schowki poprzednich pokoleń. Jeden przywiozłem wam w całości. Na pamiątkę. - Rozejrzał się po terenie, zaskoczonym wzrokiem. - Wow, dobrze sobie radzicie. Tu jest kurwa obłędnie. - Zaskoczył mnie tym. - Ale o tym potem. Wypakujmy te dobra. Gnat. - Rzucił cicho. Gnat ruszył do ciężarówki odpinając i przesuwając boki. Reszta wskoczyła na pakę przesuwając skrzynie. - Mamy gitary Treya, oprawione zdjęcia Erica, rysunki Rydera. Księgi Kellerów. Dzienniki pracy Tess, ta kobieta miała wielki umysł. Mój chemik zerknął na jej wzory, do tej pory brak technologii do otworzenia jej założeń. Powinniście się starać o nobla dla niej, albo kurwa sprzedać to za grubą kasę rządowi. A najważniejsze jest w tym pudełku, ale o tym pogadamy w środku. - Powiedział spokojnie. - To tylko dla rodziny. - Wzruszeni oglądaliśmy nasze dziedzictwo. - Potem wytargali sejf. W życiu go nie widziałem. - To Moona. - Powiedział patrząc mi w oczy. - Tam są dokumenty nie jesteś biedny Rule, on miał w cholerę ziemi na terenie całych stanów. - Roześmiał się. - Na jednym z nich stoi całe pierdolone miasto. Masz prawo do rekompensaty. To będą grube miliony, o ile nie miliardy. - Opadła mi jebana szczęka aż do ziemi. To oznaczało zabezpieczenie na przyszłość dla mojej rodziny, dla tych którzy bali się jutra. - Tego jest tam sporo, są dokumenty każdego z Moon W, w tym Furego. Brandon, on zapisał sporą sumę na przyszłe pokolenia. Dla wszystkich dzieci w grupie, te pieniądze są zabezpieczone w złocie w banku w Szwajcarii. Ty masz uprawnienia. - W oczach mojego ojca, błysnęły łzy. - Znał cię i zostawił ci list. Wierzył, że syn ich przywódcy jest tak porządnym człowiekiem, że zadba o to by ci którym się nie powiedzie mieli na chleb. Kochał cię jak swoje własne dziecko. 

- Wiem. - Tata wychrypiał. - Wnieśmy to do środka, zamontujemy w sypialni Rule i Juli. - Znam kombinację, tylko myślałem, że tata go sprzedał. Gdzie go zwietrzyłeś? - Phil się roześmiał. 

- Wszystko było w domu Treya, jakby oni wierzyli, że to będzie jedyne miejsce które nigdy nie zginie. I mieli rację. Ten dom miał więcej schowków, niż cokolwiek innego. Z listu w jednym wyczytałem, że Ryder uznał to jako zabezpieczenie na przyszłość. Schował większość tuż przed śmiercią. Podczas ostatniego remontu. Moon dołożył sejf wtedy tam. Pomagał im Rett mąż Luny. - Pokiwałem głową. Ta para zginęła ledwie kilka lat po ślubie. Dziecko wychował Gavin. Teraz już wiekowy członek naszej rodziny. Syn Tess nigdy się nie ożenił i nie miał potomstwa. Zmarł też wcześnie. Losy naszej rodziny były zawiłe i często tragiczne. Ale nas to spajało bardziej niż cokolwiek. Wstawiliśmy sejf do sypialni, przymocowując go śrubami do podłogi i ściany.  Phil się odwrócił i podał mi pudełko. - Twoja prababcia Laura pochodziła z bardzo bogatej rodziny, zanim trafiła na twojego pradziadka Erica, okradziono ją z całej fortuny, jedno co jej zostało, to klejnoty rodzinne. Niby nic niezwykłego, mimo swojej wartości kiedyś. Są w cholerę cenne. Ten zestaw kiedyś należał do ostatniej carycy Rosji. Tu masz rzecz bezcenną Rule. - Otworzył pudełko w wyściełanym środku leżał diamentowy naszyjnik i kolczyki. Osadzone w spatynowanym srebrze.- Gdybyś to teraz sprzedał, podejrzewam, że urządziłbyś dziesięć pokoleń do przodu. - Oto w jego rękach, leżało coś co mogło mi dać łatwe życie, pewnie mógłbym sobie kupić wyspę na Karaibach i leżeć na plaży całymi dniami, mieć służbę i nigdy nie pracować. Zamknąłem pudełko, podając je tacie. 

- Schowaj je. Jak będziesz leciał do Szwajcarii zamknij je tam. Damy to przyszłości. Może im się przyda.      

      

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Where stories live. Discover now