Rozdział 17

33.5K 1.1K 144
                                    

Obudziły mnie promienie słońca. Leniwie przeciągam się i wstaję, zerkając na zegarek, jest prawie w pół do ósmej. Dziwne, myślałam, że Anastazy miał mnie odprowadzać na treningi. Miałam jakieś dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Szczególnie po wczorajszej nocy, kiedy widziałam wściekłego Victora jadącego ze swoją gwardią.

Zdziwiona przebieram się w wygodniejsze ciuchy, bo wczoraj zasnęłam w sukience. Rozczesuję włosy i idę na dół.

W całym budynku panuje grobowa cisza, a na korytarzach ani jednej żywej duszy. Na stołówce nie ma nikogo. Zaczynam się denerwować, w końcu to świat mafii inie wiem co może mnie czekać. Wszystko pozostawione jest tak jakby jeszcze przed chwilą to miejsce tętniło życiem. W recepcji porozsypywane są dokumenty, idę do windy i kieruję się do sali treningowej, może tam kogoś zastanę.

- Hej. - nagle do windy wpada Maksym.

- Ym... hej. Wiesz może gdzie podziali się wszyscy? - pytam, spoglądając na niego.

Wygląda tak jak wszyscy tutaj, czyli ubrany w garniak z grymasem na twarzy.

- Pojechali na akcję, raczej nikogo nie zastaniesz na treningu, więc możemy uznać, że masz wolne. - uśmiecha się lekko.

- Okej. - wybieram czwarte piętro, na którym znajduje się mój pokój.

- Zamierzasz zmarnować cały dzień w pokoju? - nie wiem skąd on ma tyle pozytywnej energii.

- Chyba? Muszę poczytać kilka planów, a poza tym jakoś się nie wyspałam. - wzdycham i już mam wychodzić z windy, ale Maksym zatrzymuje mnie w drzwiach.

- Czekaj, może chcesz się przejść? Mamy całkiem ładny teren wokół budynku, mogę ci pokazać jeśli chcesz. - proponuje. - Jeśli chcesz, oczywiście. - dodaje po chwili. - Nie daj się prosić, przecież nie masz nic do stracenia...

Tym sposobem zostałam namówiona i zaledwie kilka minut później spacerujemy po całkiem ładnym parku.

- A jak właściwie tutaj trafiłeś? - pytam po chwili.

- A ty? Miałem problemy, byłem kieszonkowcem, należałem do takiego jakby gangu z mojej ulicy. - westchnął. - Wszyscy mniej więcej taki sposób trafili do Victora... To nie jest tak, że przychodzisz do niego na rozmowę kwalifikacyjną. To Victor sobie wybiera kto będzie dla niego pracował. Większość ochroniarzy to ludzie z pierdla albo z domu dziecka, Victor daje nam pracę i dach nad głową w zamian zabierając możliwość normalnego życia.

- Jak to zabiera możliwość normalnego życia? - pytam, idąc obok Maksyma.

Przechadzamy się wąskimi, wydreptanymi ścieżkami, wśród rzędów drzew.

- Nie możemy mieć rodzin, bo według niego to by mogło nas rozpraszać i niekorzystnie wpływać na efektywność naszej pracy. No widzisz, jesteśmy trochę pomiędzy młotem, a kowadłem. Z jednej strony mamy całkiem spoko życie, mieszkamy w spoko miejscu, mamy pracę, pieniądze, auta, ale bez możliwości kontaktu z rodziną, gdyby ktoś chciał odejść to Victor pewnie kazałby wywieźć takiego gdzieś daleko i może sobie poradzi, może nie. - tłumaczy mi dalej.

- Matko... Victor mnie już stąd nie wypuści, prawda? - pytam z lekkim smutkiem w głosie.

Właśnie zdałam sobie, że znajduję się w sytuacji bez wyjścia. On mnie nie wypuści...

- Możliwe, chociaż sam nie wiem. Nie znam go zbyt dobrze, lepiej pytaj Anastazego. W sumie ja też jestem tu nowy, dlatego na nie wszystkie akcje mnie nie zabierają. - odpowiada wymijająco. - Chociaż szczerze? Myślę, że jak podłączysz ten wirus to nikt cię nie będzie ubezpieczał, Victor zostawi cię tam na pastwę losu. - mówi jakby coś mu się przypomniało. - Ale nie musi tak być.

Intryga (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now