#22 (Frieda x reader)

637 18 20
                                    

Witajcie moje Ziemniaczki! Pewnie wielu z Was jedzie już, albo dopiero przygotowuje się do szkoły. Ja akurat robię to drugie, także nie jest aż tak źle.

A tymczasem...

Shot z shippem Frieda x reader! Zapraszam serdecznie do czytania!

💉💉💉💉💉💉💉💉💉💉💉💉💉

Otarłam pot z czoła, które co chwila było od niego mokre. Przejechałam też palcami pod oczami, które było też brudne od pyłu ziemnego, że niejeden pedant wołałby o pomstę do nieba. Dzisiejszy upał był najlepszą bronią, dzięki której możnaby ledwie wyjściem na dwór zniechęcić najbardziej zagorzałego fanatyka natury. A najgorzej mieli właśnie chłopi pracujący w polu, do których na moje nieszczęście także należałam.

Westchnęłam zmęczona, ale pewniej wzięłam w swoje ręce motykę, i wróciłam do pracy. Wiedziałam że jeśli ktoś zobaczy mój brak wkładu w robotę na roli, to bardzo by mi się dostało. Nie tylko słownie, ale też fizycznie.

Mimowolnie skrzywiłam się i delikatnie przeniosłam swoją dłoń na plecy. Pod materiałem lnianej koszuli można było śmiało wyczuć nierówności, jakie tworzył bandaż owinięty wokół całej klatki piersiowej. Ból bata, jaki wymierzyli mi moi opiekunowie w ramach kary za "niesubordynację", miało odznaczyć swoje piętno na mnie na długi czas.

- [Imię]! Ty powsinogo jedna, pracuj a nie się obijasz! - z daleka rozbrzmiał krzyk mojego "opiekuna", który poza wywróceniem oczu nie wywołał u mnie żadnej reakcji. Do jego wiecznych krzaków i pretensji szło się przyzwyczaić, a po kilku latach spędzonych z tym człowiekiem miało się do niego obojętny stosunek. Póki się mu nie podpadło - Żebym zaraz tam nie musiał do Ciebie iść!

Dla świętego spokoju zaczęłam szybciej wykopywać motyką chwasty, by w chwili w której przestał się na mnie patrzeć, wrócić do swojego poprzedniego tępa pracy. Nie jego sprawa w jakim tępie pracuję, więc o co się ciska ta Rodzynka? Nikt z pracowników nie miał pojęcia, a ja tym bardziej go nie miałam.

Zaciekle walcząc z korzeniami niepożądanych przez każdego rolnika chwastów, w międzyczasie nucąc jedną z przyśpiewek zasłyszanych na targu w mieście, rozległ się czyjś damski głos. Spojrzałam w tamtą stronę, odrywając się od dotychczasowego zajęcia i przybierając na twarz jeden z nielicznych uśmiechów.

- Witajcie! Jak idzie praca? - czarne oczy młodej dziewczyny opadające jej na ramiona delikatnie falowały na wietrze, dając choć cień ochłody dla pracujących w polu, a niebieskie oczy patrzyły przyjaźnie na wszystko dookoła. Nie ma co, uśmiechowi Friedy nie można było się oprzeć.

- Panienka Reiss! Dobrze Cię widzieć, wygląda panienka kwitnąco!

- Jesteście dla mnie mili, panie Vivaldi. Szkoda że tylko dla mnie, bo biedna [Imię] chyba nie ma takiego szczęścia.

Spojrzała z wyrzutem na starszego mężczyznę, po chwili przenosząc na mnie swoje spojrzenie. Tym razem łagodniejsze, które sprawiało że nawet najtwardsze serce mogło się roztopić jak lód poddany wpływowi wysokiej temperatury.

Staruszek zburaczał na twarzy, a jego wzrok wskazywał na to jak bardzo zapeszyła go dziewczyna. Ściągnął swój słomkowy kapelusz, by wytrzeć ukrytą pod nim, spoconą ze stresu łysinę.

- W każdym razie, widzę że bardzo się staracie. Dziękuję wam bardzo za to - uśmiechnęła się wdzięcznie - Przyszłam także do [Imię].

Zamrugałam zdziwiona oczami. Pofatygowała się taki kawał drogi ze swojego domu na pole, by przyjść dla mnie?

- D-Do mnie? - wydukałam cicho. Ręce mocno zacisnęłam na drewnianej rączce narzędzia rolniczego, uważając jednocześnie by żadna drzazga nie wbiła się w moją skórę.

Domestos w skórze Tytana||One Shoty|| [ZAMÓWIENIA. ZAMKNIĘTE]Where stories live. Discover now