🍒Moo Manao

567 56 52
                                    

~🍒~

Wygrzebałem się z łóżka zadziwiająco późno nawet jak na mnie.

Z tego co zobaczyłem na zegarku wiszącym w pokoju ,na ścianie, była godzina wpół do dwunastej.

Głowa bolała mnie niesamowicie, kark nielepjej.

Wziąłem ze sobą ubrania oraz plastry.

Zimny prysznic był konieczny, nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niego.

Wskoczyłem do dużej kabiny, zimna ciecz powoli moczyła moje ciało...

W miarę szybko się ogarnąłem, było coraz to lepiej, w drodze do kuchni poczułem wspaniały zapach, którego mój nos od dawna nie wąchał.

-Tato?! Zrobiłeś Moo manao!?-podbiegłem do niego i mocno go przytuliłem.

To były moje smaki z dzieciństwa.

-Dziękuję...i jak się dziś czujesz?-spytałem.

-Jiminie nie zamartwiaj się, wszystko jest w porządku-zapewniał.

Nie za bardzo mu wierzyłem.

Gdy już myślałem, że obejdzie się bez tych jego wywodów los znów postanowił się ze mną podroczyć.

-Jimin...? Masz straszne wory pod oczami, nie spałeś... prawda?

-Co było tego powodem?-wiedziałem, że o to spyta, to było wręcz logiczne.

Uniknąłem nieprzyjemnej rozmowy w dość prosty następujący sposób:

-Tato...byłem wczoraj na imprezie, pokłóciłem się...z...moją bratnią duszą...i tyle...-mruknąłem podczas jedzenia.

Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć podziękowałem za posiłek, złapałem swój telefon w biegu i popędziłem na dół.

-Gdzie idziesz synu?-krzyknął jeszcze.

-Na spacer! -odpowiedziałem zdawkowo.

Zarzuciłem kurtkę, szalik i czapkę.

Opuściłem bibliotekę, świeże powietrze dobrze mi zrobi...

Muszę to wszystko przemyśleć...

Spacerowałem tak nie mając konkretnego miejsca docelowego...

Szczerze nie umiałem nawet złożyć jakiejkolwiek sensownej myśli na temat tego, że moja bratnia dusza to mężczyzna...

Byłem tym zmęczony...
Widać było to po mojej twarzy...
I ciało dawało to po sobie poznać...wyglądałem w skrócie nienajlepiej...

W pewnym momencie zatrzymałem się na chodniku, gdy do moich nozdrzy dotarł apetyczny zapach wypieków.

Co z tego, iż przed chwilą jadłem...
Może coś słodkiego pomoże mi myśleć...

Popchnąłem zimną powierzchnię drzwi.
Po chwili byłem w środku, było tu ciepło i przytulnie, wyczaiłem mały stolik w kącie kawiarni.

Zająłem tam miejsce z cichym westchnieniem.

Kilka brązowych kosmyków wystawało spod mojej czapki, nie rozbierałem się za bardzo, mimo wszystko było mi jakoś...
Zimno...sam tego nie rozumiem...
Rozpiąłem kurtkę i poluzowałem trochę szalik...

Zamówiłem to co widziałem u innych na talerzach.

Nie czekałem długo, maksymalnie dziesięć minut, dostałem pod nos to czego chciałem.

𝙫𝙢𝙞𝙣 | 𝘚𝘰𝘶𝘭𝘮𝘢𝘵𝘦𝘴 𝘕𝘦𝘷𝘦𝘳 𝘋𝘪𝘦 |Where stories live. Discover now