Lied to you

116 7 2
                                    

Wieczorem Set poszedł do łazienki, aby się odświeżyć. Nie chciał zostawiać mnie samej, ale nie miałam siły, aby wstać z łóżka. Zeszła ze mnie cała energia i nawet pomoc boga nie była w stanie nic zdziałać.

Czułam okropny wstyd po tym, że Set zastosował na mnie serum prawdy. Czułam się źle we własnej skórze. Najgorsze nie było to, że kochałam Seta, ale to, że już nie czułam do Jonah nic oprócz przywiązania. Myślałam, że było inaczej, ale serum prawdy pokazało prawdę. Wiedziałam, że stan zakochania mijał po kilku miesiącach, ale przecież wciąż czułam do Jonah coś bardzo ważnego. Coś, co nie pozwalało mi o nim zapomnieć. Nawet po tym, jak mnie potraktował.

Coraz częściej myślałam o odebraniu sobie życia. Odkąd byłam dzieckiem bałam się śmierci, ale w tej chwili nie widziałam innej możliwości.

Słyszałam za drzwiami łazienki wodę, co oznaczało, że Set się kąpał. Z trudem zwlokłam się z łóżka i wyszłam z sypialni, zamykając za sobą ostrożnie i chicho drzwi. Wpadłam na pewien pomysł i mimo strachu chciałam się z nim zmierzyć.

Wyjrzałam zza rogu na korytarz. Roiło się na nim od służby i strażników Seta. Westchnęłam ze zrezygnowaniem, ale ruszyłam w drugą stronę, która była pusta.

Kilka godzin temu byliśmy w kuchni, skąd Set wyprosił służbę. Z tego, co pamiętałam, bóg nie wydał rozkazu, aby wrócili na swoje stanowiska. Miałam jedyną, niepowtarzalną szansę, aby raz na zawsze skończyć z tym koszmarem.

Wślizgnęłam się do kuchni i nerwowo zaczęłam przeszukiwać półki i szafki. W końcu znalazłam to, czego szukałam.

Trzymałam w dłoni błyszczący, ostry nóż. Zamrugałam kilkukrotnie, starając się opanować. Wiedziałam, że nie było odwrotu. Mogłam się zabić i zapomnieć o Jonah i Secie. Swoją drogą, czy gdybym popełniła samobójstwo, stanęłabym przed sądem Seta? Przecież to do niego należało skazywanie zmarłych. Miałam nadzieję, że mi wybaczy i odeśle do krainy umarłych, a nie ciemnych zaświatów, do których nikt nie chciał trafić.

Przyłożyłam chłodny metal do skóry ręki. Wystarczył jeden ruch, jedno pchnięcie, a byłoby po wszystkim. Wykrwawiłabym się na śmierć. Nie chciałam ginąć w tak młodym wieku, ale nie widziałam dla siebie szansy. Obiecywałam Jonah, że zostanę z nim na zawsze, ale skoro już nie miałam go nigdy więcej zobaczyć, wolałam umrzeć.

- Co ty, do jasnej cholery, robisz?

Nawet nie zauważyłam, kiedy do kuchni wszedł Set. Bóg podbiegł do mnie i wytrącił nóż z moich rąk. Odbił się od posadzki i odskoczył w bok. Set natomiast chwycił mnie mocno za ramiona, wbijając palce w moją skórę. Patrzył się na mnie, jakby chciał zabić mnie wzrokiem.

- Co ty chciałaś zrobić, Ivy? - spytał surowo, przez cały czas patrząc się na mnie palącym wzrokiem. Drżałam ze strachu. Pierwszy raz bałam się Seta.

- Chciałam...

Nie mogłam wypowiedzieć tego na głos. Zamiast tego znowu się rozpłakałam. Wstyd był jedynym uczuciem, które mi towarzyszyło.

Wyraz twarzy Seta gwałtownie się zmienił, kiedy zaczęłam płakać. Bóg przytulił mnie do siebie i ciasno objął rękami, jakby chciał mnie chronić przed złem całego świata. Największym paradoksem było to, że on za to zło odpowiadał.

Chłopak westchnął i pocałował mnie w policzek.

- Nie sądziłem, że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale musimy odwiedzić Ptaha.

Nie rozumiałam, o kim mówił Set, ale nie przejmowałam się tym na razie. Czerpałam energię z jego uścisku.

- Przepraszam... Tak bardzo cię przepraszam... - wyszeptałam, opierając czoło o jego gorący tors.

Soaking up the air IIWhere stories live. Discover now