Rozdział 8

2.2K 107 6
                                    

-Pomocy!-krzyknęłam uderzając ręką w metalowe drzwi. Robiłam to już od 15 minut, niestety nie przyniosło to nic pozytywnego.
Jakiś czas temu uwolniłam się z węzłów za pomocą mojej mocy. Plułam sobie w brodę, że nie wykorzystałam jej wcześniej. Gdybym użyła jej już w furgonetce, miałabym szanse na ucieczkę, a tak siedzę tutaj. Zdążyłam rozejrzeć się po pomieszczeniu i dojść do wniosku, że nic w nim nie ma. Sprawdziłam również czy może mężczyźni nie zabrali mi telefonu. Na próżno, zrobili to. Jeśli o nich mowa, to nie pojawili się ani razu, od poprzedniej wizyty. Może to i lepiej. Nie musiałam się bać, że zrobią mi krzywdę.
Podeszłam do okna, chcąc zobaczyć jaka jest pora dnia. Zupełnie straciłam poczucie czasu. Szybko się jednak cofnęłam widząc płomień ognia. Do moich nozdrzy dostał się charakterystyczny zamach dymu. Serce mi przyspieszyło, a ręce zaczęły się pocić. Odskoczyłam do tyłu i czym prędzej podbiegłam do drzwi, ponownie w nie uderzając i wołając o pomoc. Widząc, że nie przyniesie to żadnego skutku, uderzyłam w nie bokiem. Jęknęłam cicho, ponownie to robiąc. Zerknęłam przelotne na okno. Pod wpływem ciepła szkło pękło, a płomienie zaczęły przedstawiać się do środka. Jeszcze bardziej przestraszona po raz kolejny uderzyłam barkiem w drzwi. Zamek w końcu puścił, a drzwi otworzyły się z hukiem uderzając w ścianę. Wybiegłam z pomieszczenia nie do końca wiedząc, gdzie się kieruje. Skręciłam w lewo trafiając na wielką hale, która stała w płomieniach. Patrząc na ogień, coraz ciężej mi było złapać oddech.

Chaos. Cały dom stał w płomieniach, na podłodze walały się kawałki ścian i resztki mebli. Leżałam na podłodze u siebie w pokoju pod stolikiem na drugim piętrze. Czułam jakby w moich żyłach krążył żywy ogień. Ten ból roznosił się po całym moim ciele. Chciałam krzyczeć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła. Z trudem podniosłam się z podłogi, podpierając o komodę. Ona momentalnie pod moim dotykiem stanęła w błękitnym płomieniu. Przestraszona cofnęłam rękę i przytuliłam do swojej klatki piersiowej.

Złapałam się za głowę, starając się wziąć oddech. Czaszkę wypełnił ból, a ja krzyknęłam. Potrząsnęłam kilka razy głową chcąc w ten sposób wyrzucić sprzed oczu wspomnienia. Szybko odwróciłam się z zamiarem zawrócenia zpowrotem na korytarz. Niestety ogień już w nim był. Nie myśląc racjonalnie cofałam się w tył. Przed oczami znów pojawiły się mroczki.

Przebiegłam do pokoju obok. Wyglądał on gorzej do mojego. Dach ledwie się trzymał na drewnianych belkach, a na samym środku pomieszczenia była ogromna dziura. Wzrokiem szukałam taty, którego znalezienie trochę mi zajęło. Leżał na ziemi tuż przy ścianie, cały poraniony. Ostrożnie podeszłam do niego i upadłam potrząsając za jego ramiona.
-Tato. Halo. Tato- mężczyzna nie odpowiadał, jedynie na mnie spojrzał. W jego oczach widziałam ból- Zaraz Cię stąd zabiorę-szepnęłam próbując go podnieść. Ten jednak zatrzymał mnie, łapiąc delikatnie za rękę. Popatrzyłam na mężczyznę z łzami w oczach. Ostatni raz zerknął mi w oczy, by po chwili wypuścić powietrze. Jego klatka piersiowa przestała się poruszać.Starłam pospiesznie łzy, płynące po moich policzkach. Złapałam koszulę ojca w ręce i zaczęłam płakać. Nagle ubranie taty zaczęło palić się niebieskim płomieniem. Przestraszona odskoczyłam do tyłu. Spojrzałam na swoje dłonie nad którymi unosił się podobny żar.

Kolejne wspomnienie wywołało jeszcze większy strach. Ciepło powoli rozchodziło się po moim ciele. Nie chciałam tego, nie teraz. Próbowałam się uspokoić, ale nie potrafiłam. Nerwowo rozglądałam się po pomieszczeniu.Nie miałam drogi ucieczki...

-Sky spokojnie. Wdech i wydech. Zaraz ktoś po nas przyjdzie.
- Mamo, boję się. Nie wiem co to jest. Tata...
- Nie przejmuj się nim teraz. Strach to najgorsze co możesz czuć w tym momencie. Musisz spróbować się go pozbyć, pomyśl o czymś przyjemnym. A teraz odsuń się pod okno.
- Nie zostawię Cię tu...
- Zaraz do ciebie dojdę- zrobiłam tak jak mi kazała. Przesunęłam się bliżej okna. Widziałam jak z trudem wyciąga nogę spod przewróconej szafy, a później czołga się w moją stronę. Nagle zawalił się strop i spadł prosto na nią. W tym czasie zdążyłam krzyknąć i wyciągnąć rękę, z której wyleciał błękitny płomień. Trafił w miejsce całego zdarzenia. Z łzami w oczach podbiegłam do gruzów, chcąc wydostać z nich mamę. Na próżno. Płomień już dawno zajął owe miejsce. Cofnęłam się z powrotem pod okno. Czekałam na ratunek, a wokół palił się ogień...

-Hej ty!-usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Spider-man. Stawiał ostrożnie kroki zbliżając się do mnie.
-Nie podchodź-powiedziałam cofając się w tył. Wokół mnie roznosił się błękitny ogień połączony z naturalnym-nie chce zrobić Ci krzywdy.
-Spokojnie, nie zrobisz tego.
-Skąd możesz to wiedzieć? Ja sama nie wiem co mogę zrobić-odparłam spoglądając na swoje dłonie. Nagle tuż za moimi plecami spadł kawałek sufitu. Przestraszona krzyknęłam, a ogień stał się jeszcze większy.
-Hej, spójrz na mnie-zrobiłam to co mi kazał. Patrzyłam na miejsce gdzie powinny być oczy pod jego maską. Czułam, że nawiązujemy kontakt wzrokowy-Oddychaj. Zaraz nas stąd wyciągnę. Będzie dobrze. Po prostu mi zaufaj- Spider-man znajdował się centralnie przede mną. W momencie, gdy dotknął delikatnie mojego ramienia, ogarnął mnie spokój. Jego ręka przeniosła się na mój policzek, wycierając spływające po nim łzy.
-Ufam Ci-szepnęłam nie odkrywając wzroku od chłopaka.
-Skoro kwestie zaufania mamy za sobą to obejmij mnie.
-Co? Ale dlaczego...-zaczęłam niepewnie. Nagle usłyszałam huk, więc momentalnie przytuliłam się do bohatera. Ten cicho się zaśmiał łapiąc mnie w tali, a następnie wystrzelił sieć. Oderwaliśmy się od ziemi, by po chwili wylecieć przez okno na zewnątrz. Wylądowaliśmy na dachu pobliskiego budynku, jednak ja nadal trzymałam się bohatera, mając zamknięte oczy. Słyszałam jak budynek, w którym byliśmy przed chwilą, zawalił się.
-Sky-usłyszałam znajomy głos. Otworzyłam momentalnie oczy i ujrzałam Iron Mana. Gdy mężczyzna wyszedł ze zbroi, podbiegłam do niego mocno wtulając się w jego tors.
-Tak bardzo przepraszam...Mogłam się ciebie posłuchać i nie wychodzić... Tony wybacz mi... Ja wyszłam, bo chciałam....
-Już spokojnie-odparł przytulając mnie mocno do siebie-To ja powinienem przepraszać. Całe szczęście nic ci nie jest.
-Sprawiam ci same kłopoty...
-To prawda, ale dzięki temu muszę się wykazać by je rozwiązać. Wracajmy do domu-odparł uśmiechając się lekko. Pokiwałam głową puszczając go. Tony wszedł w strój, a następnie zwrócił się do Spider-mana- Dobra robota. Dziękuję.

Don't give up on me | Peter Parker 1&2Where stories live. Discover now