Rozdział 14

404 16 0
                                    

Nim się obejrzałam minęły trzy dni od feralnych wydarzeń.

Święta nie okazały się całkowicie zepsute, bowiem May zaprosiła mnie oraz MJ i Neda na obiad. To był jedyny dzień kiedy czułam tą magiczną atmosferę, na którą czeka się cały rok. W dobrych humorach oraz z przepysznym jedzeniem cieszyliśmy się obecnością siebie nawzajem. May wydawała się traktować nas jak swoich kolejnych podopiecznych co było naprawdę urocze z jej strony.

Oczywiście w kompleksie też mieliśmy mały poczęstunek, ale nikt nie wykazywał zadowolenia z siedzenia przy wspólnym stole. Pepper i Tony wciąż byli na mnie źli o rzekomą kradzież sprawdzianu. Para oprócz tego kłóciła się między sobą o jakieś bzdety. Steve, którego zaprosiłam starał się wprowadzić pogodny nastrój, ale zaraz był gaszony przez Starka. Było mi strasznie głupio z tego powodu, ponieważ zaprosiłam go z myślą o przyjemnej atmosferze, a za próby wprowadzenia jej był nagabywany. Dlatego po skończonym posiłku zaproponowałam mu obejrzenie filmu "Kevin sam w domu", na co chętnie się zgodził.

Jeśli chodzi o tajemniczy telefon Nicka, to kiedy do niego oddzwoniłam stwierdził, że to nic ważnego i niepotrzebnie zawracał mi głowę. Ja jednak byłam innego przeczucia. Po jego słowach oraz tonie głosu mogłam wywnioskować, że to nie byle drobnostka. Kiedy chciałam go przekonać, aby mi powiedział to zaraz się wymigiwał.

Za to Peter czuł się już znacznie lepiej. Rana na brzuchu umożliwiała mu swobodniejsze poruszanie się, ale nie na tyle by robić gwałtowne ruchy. Siedząc bezczynnie w domu chłopak czuł się nieswojo, a kręcąca się przy nim May nie poprawiała jego samopoczucia. Dlatego brunet zapewniając, że nic już go nie boli zaprosił mnie do kina, a potem na gorącą czekoladę do naszej ulubionej kawiarni.

-Na pewno nie doskwiera ci rana?-zapytałam kiedy dotarliśmy do lokalu i zajęliśmy jeden z wolnych stolików.

-Sky, nic mi nie jest. Nie musisz tak się martwić-odparł brunet ostrożnie zdejmując z siebie kurtkę.

Między nami zapadła niezręczna cisza. Pojawiała się ona już kilka razy w ciągu dnia, co nieco mnie niepokoiło. Niby rozmawialiśmy o pamiętnej kłótni, ale nie stwierdziliśmy co dalej. Jak podejść do sytuacji, na czym stoimy. Chciałam poruszyć owy temat, ale nie potrafiłam zbytnio złożyć sensownych zdań. Parker jakby czytając mi w myślach odezwał się:

-Wtedy na mostku, nie ustaliliśmy co dalej... no wiesz z nami... Osądziłem cię o zdradę, a nie wysłuchałem tego co masz do powiedzenia. Od razu stwierdziłem najgorsze, nie słuchając też swojego rozumu tylko emocji, chociaż wiem jaka jesteś.

-Ale zaczęło się to od tego, że nie słuchałam twoich słów odnośnie możliwości uczuć Nicka. Wiele razy mówiłeś mi o swoich obawach. Świadomie patrzyłam jak się smucisz, bo się z nim spotykałam. Nie chciałam cię zranić...-powiedziałam chwytając jego dłoń leżącą na stoliku.

-Ja też cię zraniłem. Nie jestem bez winy. Po prostu nie chcę cię stracić-odparł brunet dając pokrzepiający uścisk-Bardzo mi na tobie zależy...

-Powiedz, że jesteś wciąż mój Peter. Powiedz, że wszystko będzie dobrze.

-Powiedz, że to nie tylko moja wina. Że jestem wszystkim czego pragniesz, nawet jeśli łamie twoje serce. Nigdy nie chciałem dla nas źle.*

Peter nachylił się nad stolikiem, wolną dłonią odgarniając z mojej twarzy zabłąkany kosmyk włosów. Zmiękłam pod wpływem jego dotyku na policzku, przez co na moje usta wkradł się lekki uśmiech. Pragnąc więcej owej bliskości, również nachyliłam się nad stolikiem i złączyłam nasze wargi. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo tęskniłam za miękkimi, słodkimi ustami chłopaka. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym już nigdy nie miała ich zasmakować. Peter całował delikatnie jakby się bał, że zaraz się rozmyślę i odsunę.

Don't give up on me | Peter Parker 1&2Where stories live. Discover now