Rozdział 10

464 25 3
                                    

-Jesteś bezpieczna. Nie pozwolę, aby coś ci zrobili-powiedział równie cicho bohater. Od razu oplótł swoje ramiona wokół mnie, sprawiając, że faktycznie poczułam się bezpieczna.

-Musimy się stąd zmywać-stwierdził po chwili Spider man rozluźniając uścisk. Podniósł się ciągnąc mnie ze sobą do pozycji stojącej, rozglądając się wokół. Spojrzałam niepewnie na leżącego na ziemi nieprzytomnego mężczyznę obawiając się, że lada moment się ocknie i nas zaatakuje.

Nagle w oddali dało się usłyszeć odgłosy walki co oznaczało, że ktoś z Avengers się pojawił. Odruchowo chwyciłam dłoń zamaskowanego bohatera dając sobie przekonania, że wszystko będzie dobrze. Spider man wzmocnił uścisk jakby bojąc się, że mnie zgubi. Skierowaliśmy swoje kroki do wyjścia z zaułka, aby przyjrzeć się panującej sytuacji. Ulica była pusta, dopiero znad budynków wyłoniły się różnokolorowe smugi światła sugerujące, że to za nimi rozgrywa się potyczka. Charakterystyczny dźwięk lasera przeszył powietrze wywołując na mojej twarzy mimowolny uśmiech.

-Co robimy?-zapytałam spoglądając na człowieka pająka.

-Ja idę pomóc, a ty zostajesz tutaj-odparł na co zmarszczyłam brwi. Ledwo się przy mnie znalazł, a już chciał mnie zostawić?

-Dlaczego?

-Im szybciej pokonamy bandziorów, tym szybciej będziesz mogła wrócić do domu-powiedział. W sumie miał rację. Podczas walki nie byłabym bardzo pomocna przez panujący we mnie niepokój. Niechętnie kiwnęłam mu głową, że rozumiem i mogłam się założyć, iż pod maską lekko się uśmiechnął-Widzisz te schody pożarowe? Wejdź na dach i czekaj tam na mnie. Jak wszystko się skończy to po ciebie przyjdę.

Po tych słowach wystrzelił sieć i zniknął wśród budynków. Nie tracąc czasu podeszłam do wskazanych schodów i powoli rozpoczęłam po nich swoją wspinaczkę. Nie rozglądałam się po oknach, ale byłam pewna, że niejedna osoba mnie widziała i zastanawiała się dokąd zmierzam. Po paru chwilach znalazłam się na dachu, z którego swoja drogą miałam ładny widok na miasto. Swoją uwagę skupiłam jednak na równoległej ulicy, skąd dochodziły niepokojące dźwięki. Spośród odgłosów walki wyodrębnić mogłam pojedyncze jęknięcia bólu. Zatopiłam swoją lewą dłoń ze włosach, nerwowo bawiąc się pasemkami.

Słuchając tego co się dzieje ulicę dalej, czułam pewnego rodzaju narastającą chęć pomocy, ale nie byłam pewna czy to dobre rozwiązanie. Niby miałam lekcje samoobrony z Natashą, ale inaczej działa organizm pod wpływem stresu. Prawda? Biłam się z myślami debatując czy iść, czy zostać.

-Najwyżej pożałuje tego później-mruknęłam do siebie i zaczęłam schodzić z budynku. Szybko skierowałam się do miejsca bitwy, mocniej naciągając czapkę na głowę. Wyjrzałam lekko zza rogu sprawdzając co się dzieje. Dostrzegłam Iron Mana posyłajacego lasery do największego ze zbirów, ubranego w dziwnego rodzaju kombinezon. Spider man bił się z nieco mniejszym mężczyzną, który posługiwał się mocą telekinezy. W tamtym momencie nie zastanawiałam się jakim cudem ją posiadał. W tym wszystkim brała również udział Natasha, która z lekkim trudem odpierała ataki kolejnych dwóch nieprzyjaciół. Wyszłam zza rogu, aby mieć lepsze pole widzenia oraz jej pomóc. Skupiłam się i wystrzeliłam niewielki płomień wprost w plecy złoczyńcy. Ten krzyknął, natychmiast upadając na ziemię co wykorzystała Wdowa. Kopnęła go w twarz skutecznie pozbawiając przytomności. Z łatwością pokonała kolejnego mężczyznę, który po chwili zwijał się z bólu. Obróciła się w moją stronę posyłając delikatny uśmiech, który momentalnie zmienił się w niepokój. Uniosłam nieznacznie brew do góry nie rozumiejąc jej zmiany mimiki. Wtem poczułam jak wokół moich ramion zaciska się silna ręka, a do głowy zostaje coś przyłożone. W mojej głowie pojawiła się jedna myśl, która sparaliżowała moje ciało-pistolet. Przerażona chwyciłam za obcą rękę łudząc się, że ta puści.

Don't give up on me | Peter Parker 1&2Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum