Śmierć Lucjusza

420 29 20
                                    

Pobudka następnego dnia była okrutna. Dźwięk budzika powodował pulsujący ból głowy. Malfoy zczołgał się z łóżka, żeby wyłączyć ten piekielny zegarek, a potem wczołgał się z powrotem na łóżko, gotowy zasnąć i przespać kaca. Ale otworzył oczy, powiedział sobie: o nie, nie. I wstał. Przemył zmiętą twarz pod zlewem i poszedł do dormitorium 6 roku, gdzie mieszkał Vitas, kumpel, który miał całą szafkę pełną eliksirów na kaca własnej roboty.

Wszyscy smacznie spali. Malfoy obudził swojego wybawcę.

-Hej, masz Kacixir? – wyszeptał do blondyna o delikatnej urodzie, kiedy tamten otworzył oczy.

-Weź sobie z szafki. – burknął kolega i odwrócił się na drugi bok.

Scorpius więc sam się obsłużył. Jednym haustem wypił całą buteleczkę, dzięki czemu zabił nieznośną suchość w ustach, a chwilę później także i ból głowy. Poczuł się o wiele lepiej. Wrócił do siebie, przebrał się w ciuchy do biegania, uczesał trochę włosy i umył zęby. Wciąż jednak miał wrażenie, że czuje od siebie alkohol, więc dodatkowo popsikał się mocnymi perfumami Gusa. Spojrzał po kolegach, ale wszyscy dookoła też odsypiali imprezę. Otworzył okna, żeby choć trochę poruszyć śmierdzące powietrze w dormitorium i wyszedł.

Rose czekała już przy wyjściu z zamku, świeża i uśmiechnięta. On natomiast wyglądał jak skarpeta.

-Cześć. – przywitał się.

-Ciężki poranek, co? – zachichotała.

-Czuję się jak młody bóg. – odparł. – Rozmawialiśmy jeszcze na imprezie? – zapytał, chcąc się dowiedzieć, czy się do niej nie dostawiał.

-Nie, zwracałeś uwagę tylko na Heather, Raven i Rox. – odpowiedziała z lekkim wyrzutem.

Zeszli po schodach, rozgrzali się trochę i ruszyli na błonia. Biegli ramię w ramię spokojnym tempem. Score nie chciał się bardzo forsować, traktował to bieganie bardziej jak spotkanie towarzyskie, niż trening. Rose dotrzymywała tempa bez większych problemów, kolka złapała ją po około 20 minutach biegu. Przystanęła i złapała się za bok. Malfoy też się zatrzymał.

-Jest okej, zaraz przejdzie. – zapewniła.

-Spokojnie, mi się nie spieszy. – powiedział i zrobił kilka pompek.

Kiedy znów była gotowa do biegu, zapytał ją, czy lubi się bać.

-Każda dziewczyna czasem lubi. – wzruszyła ramionami. A on pociągnął ją za sobą do Zakazanego Lasu. W cieniu drzew biegło im się przyjemniej, choć musieli uważać na leżące wszędzie gałęzie. Takie omijanie przeszkód trochę urozmaicało monotonne bieganie. Nie zapuszczali się zbytnio w głąb lasu, a mimo to otaczała ich ciemność z niewielkimi prześwitami i niepokojąca cisza.

-Przerwa? – zapytał Score, kiedy dobiegli do miejsca, w którym leżał szkielet jakiegoś zwierzęcia. Weasley kiwnęła głową na zgodę i rozejrzała się dookoła.

-Nie wiem, gdzie jesteśmy. – zmartwiła się.

-Ja chyba wiem. – uśmiechnął się lekko.

-Chyba? – zapytała z wyrzutem.

-Nie bój się, nic nam nie będzie. – stanął blisko niej.

-Ja się wcale nie boję. – powiedziała twardo i założyła ręce na piersi.

Malfoy uśmiechnął się do niej czule, a ją to speszyło. Była zarozumiała, uparta, ambitna i zdyscyplinowana, czasem niesymptayczna, rozstawiała wszystkich po kątach, miała cięty jęzor, ciągle udawała twardszą, niż była naprawdę i czasem nie wiedział, co o niej sądzić. Nie do końca wiedział, jaka jest naprawdę, a co było tylko maską. I bardzo skomplikowała mu życie swoją osobą. Był na siebie zły, że poświęca tyle czasu myśleniu o niej i zastanawianiu się, co tak naprawdę do niej czuje. Ale nic nie umiał poradzić na to, że pragnął ją mieć blisko siebie.

Od zera do bohatera | Scorpius MalfoyWhere stories live. Discover now