Niespodziewana pomoc

1K 58 20
                                    

Zaczął od biegania i treningu siłowego. Uznawał zasadę: w zdrowym ciele zdrowy duch. To wiele mu dawało podczas quiddicha a nie było zbyt popularne w Hogwarcie. Natknął się akurat na Albusa i Jamesa Potterów, Maxa McLaggena oraz Rose Weasley, którzy szli przez błonia i z czegoś głośno się śmiali.

-Hej Malfoy! Jak tam pogawędka z McGonagall? – zaczepił go James.

-Wyjątkowo przebiegła spokojnie. – Score uśmiechnął się nonszalancko. Normalnie by ich ominął, ale przystanął, by urządzić sobie pogawędkę. – Całkiem ładna pogoda, prawda? Zazwyczaj w kwietniu leje jak z cebra.

Wszyscy czworo stanęli jak wryci. Od kiedy to Malfoy zagaduje do nich o pogodzie. Zwłaszcza kiedy James wyciął mu znów brzydki numer. James i Max wątpili, że się nie zorientował.

-Tak, jest bardzo przyjemnie, dlatego wyszliśmy się delektować wygraną. – odpowiedział mu McLaggen.

Score zaczął się przy nich rozciągać.

-A właśnie, jak tam przygotowania do eliminacji? – za parę tygodni miała być kompletowana drużyna Hogwartu na międzyszkolne mistrzostwa, które odbędą się w kolejnym roku nauki.

-James ma zamiar zostać kapitanem. – wyrwał się Max.

-O, James, to poważna funkcja. Głupio żeby taka poważna osobistość, jak przyszły kapitan, płaciła dzieciakom za kablowanie na innych nauczycielom.

James zapomniał się i zmarszczył czoło. Nie spodziewał się, że Malfoy rozgryzie jego system.

-Naprawdę James? – oburzyła się ruda.

-Co innego mówiłeś! – dołączył Albus.

-Wy mu wierzycie? – James się roześmiał. Oni mogli się złapać, ale on już był pewny.

Rose niepewnie spojrzała na Scorpiusa.

-No daj spokój Rosie, chyba nie uważasz, że on mówi prawdę. Tyle razy cię obraził! – kontynuował James. Scorpius i Rose od pierwszego roku rywalizowali na tle nauki. Często towarzyszyły temu niestety prymitywne, dziecięce dogryzki, od niewinnych żartów z piegów i jąkania aż do wyzwisk dotyczących całokształtu.

-Jeśli chcecie się teraz kłócić, to chyba na mnie czas. Rose, Al, naprawdę nic do was nie mam. – mrugnął beztrosko i zostawił ich samych sobie.

Kilka następnych tygodni zleciało uczniom i nauczycielom na zastanawianiu się, co takiego się stało ze Ślizgonami. Można im było próbować ubliżać, nie reagowali z hukiem jak wcześniej. Można było próbować wyprowadzić ich z równowagi, nie działało. Przysiadali się do uczniów z innych domów, byki takie jak pałkarz Slytherinu Baddock podnosili przerażonym dziewczynom książki na korytarzu, Malfoy zagadywał Hugo Weasleya o muzykę, stali się wzorowymi uczniami. Scorpius zajął się śledzeniem Jamesa i czekaniem na jego kolejny sabotaż. Nasłuchał się wielu rozmów, jak na przykład tej z Albusem, w bibliotece.

-Musisz tylko w miarę dobrze zagrać. Kafle podadzą ci jak na tacy, zobaczysz. Dasz radę, ma być jak najwięcej Potterów w drużynie Hogwartu.

-A co z Rose?

-Musimy zrobić tak, żeby się nie dostała. Nie będzie to trudne. – Score się oburzył, czyżby w klanie Potter-Weasley działano przeciwko sobie?

-Ale James! Jej na tym bardzo zależy! Chciała się dostać chociaż na rezerwę, żeby wujek Ron był dumny!

-Jeśli się dostanie, to zrobi mu wstyd Al. Ona niech zostanie przy tej swojej gimnastyce. Słuchaj...

Od zera do bohatera | Scorpius MalfoyWhere stories live. Discover now