- Zostań tu, gdyby ktoś dzwonił. Przekaż, że jesteśmy na pączkach — poinstruował współpracownika, wysiadając z samochodu.
- Żartujesz sobie? — Turner podniósł brew, odpinając pas bezpieczeństwa. - Idę z tobą.
- Nie — zamknął drzwi, po czym skierował się do knajpki.
Griffin obserwował partnera ze złością w oczach. Miał już takiego traktowania po dziurki w nosie i chciał to w końcu pokazać.
Kai dotarł do budynku, a następnie rozejrzał się krótko. Bez głębszego zastanowienia podszedł do barmana przy ladzie, zachowując przy tym czujność.
- Agent Smith — spojrzał wymownie na mężczyznę, dając do zrozumienia, że to nie czas na pokazywanie certyfikatów. - Gdzie on jest?
Pracownik o czekoladowej cerze przełknął ślinę.
- Właśnie wychodzi z łazienki — oznajmił cicho, ewidentnie spłoszony sytuacją.
Kai podniósł wzrok, zauważając faceta w zielonym podkoszulku. Ramiona pokryte były masą tatuaży, a na głowie znajdowała się czarna, wełniana czapka. Wyglądał na niewinnego obywatela stolicy - nic bardziej mylnego.
- Brad — agent mruknął pod nosem, obserwując swojego antagonistę.
Mężczyzna usiadł ponownie na swoim miejscu, dokładnie naprzeciwko starszego gościa. Jego brązowe włosy sięgały prawie do ramion, kilkudniowy zarost był widoczny z daleka, a opaska przecinająca w poprzek twarz zakrywała prawe oko. Czerwony kapelusz zdecydowanie wyróżniał się na tle innych postaci. Smith już doskonale wiedział, z kim miał do czynienia.
- Ronin — warknął, zaciskając pięści.
Barman patrzył na szatyna z trwogą i starał się nie drżeć, co nie należało do najłatwiejszych zadań. Kai, widząc rozmowę owego duetu, postanowił w końcu rozpocząć akcję. Podszedł do dwóch mężczyzn, a potem oparł się o stolik lewą ręką.
- Co podać?
Facet, którego Smith nazwał chwilę wcześniej Bradem, spojrzał obojętnie.
- Już składaliśmy zamówienie.
Drugi z nich, Ronin, zerknął i momentalnie rozszerzył oczy. Szturchnął uczestnika konwersacji nogą pod stolikiem.
- Czego chcesz? - warknął, odsuwając kończynę.
- Jednak podziękujemy — wstał, poprawiając kapelusz. - Pora na nas, Arnold.
- Kiedy w końcu zapamiętasz moje imię? — spytał poirytowany, podnosząc się.
- Proszę bez kłótni, kabaracie. — Smith użyczył uśmiechu.
- Spróbuję — przytaknął Tudabone, po czym drgnął momentalnie. - Zaraz, jak mnie nazwałeś?
Jednak nim mężczyzna zdążył połączyć ze sobą fakty, Kai wyciągnął swoją broń i skierował prosto w czoło faceta.
- To w sumie przykre, że mnie nie rozpoznałeś — westchnął rozgoryczony.
- Skurwiel. — szarpnął.
Smith jednak nie miał szansy na pojmanie kryminalisty, bowiem zapomniał o jednym, ważnym punkcie: Roninie. Czerwony Kapelusznik strzelił na oślep, by zwrócić uwagę agenta. Trzymał pistolet tuż przy skroni barmana, dusząc go jednocześnie. W restauracji zapanował chaos - ludzie uciekali z tego miejsca, krzycząc, wywracając się i panikując.
- Co powiesz na mała wymianę? — Ronin puścił oczko Kai'owi.
Szatyn nie miał nawet szansy, by cokolwiek powiedzieć, gdyż w drzwiach pojawił się jakiś człowiek.
- Natychmiast go puść! — zaalarmował surowo Griffin.
Pozostała trójka mężczyzn automatycznie spojrzała w jego stronę. Kai spiorunował go wzrokiem, natomiast Ronin uśmiechnął się pod nosem.
- Oczywiście, kochany — przytaknął głupio, po czym strzelił barmanowi w głowę.
Smith wzdrygnął się, zachowując zimną krew, czego nie można było powiedzieć o jego partnerze. Turner stracił władzę w rękach i nie mógł strzelić do wroga. Ronin wykorzystał tę chwilę zawahania, kierując broń na Szybkiego. Kai był zmuszony zostawić Brada w spokoju. Odepchnął faceta od siebie mocno, patrząc na strzelca, który wypuścił nabój wprost na ramię Smitha.
- Pora spierdalać — zawołał Tudabone, wybiegając tylnym wyjściem.
Ronin stał jeszcze przez moment. Czuł znaczną pewność siebie, mimo że to stróże prawa mieli przewagę liczebną. Ruszył prędko za towarzyszem, opuszczając rannego Gbura i oszołomionego Szybkiego.
- Matko, nic ci nie jest? — podbiegł do partnera, patrząc na jego zakrwawione ramię.
Kai zignorował pytanie, ruszając do forda. Syknął cicho pod nosem z powodu bólu, kiedy podniósł ramię. Na parkingu panowały pustki, trzy samochody wciąż były na swoich miejscach, gdyż zapewne kierowcy nie mieli możliwości wyjechać.
- Kai! — Turner pobiegł za współpracownikiem, doganiając go po chwili.
- Co ci powiedziałem?! — odwrócił się nagle. - Miałeś siedzieć w aucie, kurwa!
- Nie rób ze mnie jakiegoś studenta — warknął. - Dość przepracowałem, żeby się tu znaleźć. Przyjechałem tu, żeby ich złapać, a nie odbierać telefony od sekretarki!
- W takim razie trzeba było strzelić, a nie stać jak pizda — pokręcił głową, wsiadając do pojazdu.
- Nigdy jeszcze nie strze-
- Daj mi spokój, człowieku. Na dziś starczy.
Griffin zabrał głęboki wdech, próbując w jakiś sposób się uspokoić. W tym samym czasie z głośnika w samochodzie usłyszeli kobiety głos.
- Smith? Co tam się dzieje? Wysłałam już ludzi, są w drodze. Czy karetka ma ruszyć? — dopytywała Pixal.
- Nie — odpowiedział po chwili.
- Dobrze. Jak wygląda sytuacja?
- Wyślij karawan pogrzebowy.
YOU ARE READING
Krawat |Ninjago
ActionAgent CIA od początku zdawał sobie sprawę, w jaki syf stawia swoje nogi. Miał tylko nadzieję, że uda mu się z niego szybko wydostać. Cóż, nadzieja matką głupich, prawda? Gdy gang obarczany był mianem przyczyny, przez którą miasto zostało nazwane "Bu...