Rozdział Czterdziesty Dziewiąty

1.6K 99 3
                                    

Londyn, 2014

Bezchmurne niebo i grzejące wiosennie promienie słoneczne - właśnie tego potrzebowała najbardziej Perrie. Gdy wstała z łóżka doskonale wiedziała, jaki był dzień; jej ślub z najwspanialszym mężczyzną na świecie. W życiu by nie pomyślała, iż dożyje momentu, w którym założy białą suknię i powie przed ołtarzem osobie, którą kocha, że chce spędzić z nią, oficjalnie, wieczność. A cztery miesiące później, opuści na zawsze granice Anglii, by móc zamieszkać w Ameryce.

Ktoś mógłby powiedzieć, iż Edwards zbyt się poświęca, jednak na tym polegało uczucie, jakie żywiła do Zayn'a; chciała, aby spełniał swoje marzenia, a perspektywa wyjechania do Los Angeles była bardzo, ale to bardzo dla niej kusząca. Już nie chodziło o to, że mieli rozpocząć nowy rozdział; on jako nauczyciel języka angielskiego w liceum, a ona jako menadżerka Pepper Mint. Nie oszukujmy się, Perrie powoli się już nudził wiecznie pochmurny Londyn; pragnęła poczuć jak to jest mieszkać w miejscu, gdzie zazwyczaj jest ciepło i nie ma tych dużych, irytujących, czerwonych autobusów.

- To już dzisiaj, jeju, ale szybko minęło. - usłyszała radosny głos jednej ze swoich przyjaciółek; Margaret stanęła obok niej przed wielkim lustrem i posłała jej jednej z tych ciepłych uśmiechów. - Aw, jak ty ślicznie wyglądasz. - jęknęła wpatrując się w blondynkę.

Suknie ślubne zazwyczaj były przerobione; wielkie, zwracające na siebie uwagę, jednak nie ta, w którą ubrana była panna młoda. Prosta, skromna, sięgająca do ziemi z rękawami do łokci. Nic nadzwyczajnego. Włosy spięte w koka, a kosmyki wyciągnięte z niego i opuszczone po bokach doskonale podkreślały jej kości policzkowe.

Perrie skinęła jej delikatnie głową i westchnęła.

- Nie jestem do tego przekonana... - mruknęła pod nosem przyszła pani Malik, a Mer uniosła brew ku górze, czekając aż dziewczyna wytłumaczy jej to, co miała na myśli. - Boję się. Cholera, jak ja bardzo się denerwuję! Mer, ja nie-

- Nie mów tak. - weszła jej w słowo brunetka - To twój dzień. Kochasz Zayn'a, a on ciebie. Wasze życie dopiero się zaczyna. W tym momencie powinnaś być szczęśliwa, mając przy sobie takiego chłopaka.

Głos recepcjonistki, z każdym kolejnym słowem, uspokajał odrobinkę Edwards, która odwróciła się w stronę swojej towarzyszki.

- Z resztą, to normalne, że się stresujesz. Każdy by się stresował tym, iż musisz stać przed tyloma ludźmi i do tego jeszcze... Oh, nie pomagam ci w tym momencie, prawda?

Perrie zaśmiała się nerwowo.

- Odrobinkę. - pokiwała głową.

Sekundę później do pokoju weszła Eleanor oraz Danielle, która także została zaproszona na ślub. Calder ubrana była w szarą sukienkę z białymi kołnierzykami, a jej włosy były związane w warkocza, natomiast Payne założyła granatową, sięgającą jej przed kolana kreację z odsłoniętymi plecami, zazwyczaj kręcone włosy miała tym razem wyprostowane, z wyjątkiem grzywki zaczesanej na bok.

Obie podeszły do panny młodej i Mer, uśmiechając się do siebie po najprawdopodobniej miłej pogawędce.

- Tak więc, obeszłyśmy cały hotel i wyszło na to, że chłopcy są piętro niżej. - powiedziała od razu Danielle, podziwiając wygląd blondynki.

- Nie mogłyście do nich po prostu zadzwonić? - zdziwiła się Edwards.

- Wtedy nie byłoby tej zabawy. - wywróciła wesoło oczami Eleanor, a Margaret zachichotała, jednak słysząc kolejne słowa brunetki, spoważniała - Okay, wszystko masz?

Perrie uniosła brwi ku górze, nie rozumiejąc, o czym mówi.

- Coś pożyczonego, niebieskiego, używanego, nowego... - wzruszyła ramionami Danielle jakby mówiła o najnormalniejszej rzeczy na świecie.

Another time, another life // l.t.Where stories live. Discover now