Rozdział Czterdziesty

1.4K 96 1
                                    

Londyn, 2014

Perrie z trudem wspięła się na piętro, po schodach, wraz z trzema torbami w dłoniach, a następną rzeczą, jaka przyniosła jej kłopoty, było odnalezienie w kieszeni płaszcza klucza od drzwi. Z ciężkim westchnięciem zaczęła swoje poszukiwania, co w rezultacie skończyło się jedną, papierową torbą lądującą na ziemi. Ze zrezygnowaniem, dziewczyna pokręciła głową, jednak zamiast pozbierać owoce, które się z niej wysypały, włożyła kluczyk do zamka i go przekręciła, a następnie weszła do małego przedpokoju i postawiła na komodzie resztę zakupów, po czym wróciła na korytarz i schyliła się po mandarynki i jabłka. Chwilę później już stała na nogach, kierując się do swojego mieszkania.

- Dzień dobry, czy zastałem może pana Malika? - usłyszała męski głos, dochodzący zza niej, a kiedy się odwróciła, ujrzała przed sobą wysokiego mężczyznę z torbą i w charakterystycznym ubiorze; listonosz.

- Nie, jest w pracy. Mogę jakoś pomóc?

- W zasadzie to tak. Prosiłbym tylko o podpis odebrania listu. - brunet uśmiechnął się do Edwards, pokazując kopertę.

- Um, dobrze. - dziewczyna odwzajemniła uśmiech i przełożyła sobie torbę do jednej dłoni, aby móc podpisać kartkę dla mężczyzny.

- Dziękuję bardzo, miłego dnia! - listonosz wręczył jej kopertę, po czym zniknął z  pola widzenia blondynki.

- Nawzajem. - mruknęła do siebie Brytyjka, a następnie weszła do mieszkania, zamykając drzwi za sobą. Położyła kopertę na komodzie, a torby zaniosła do kuchni, by móc wziąć się w końcu za obiad.

Przez ostatnie kilka tygodni, sytuacja finansowa pary się znacznie poprawiła. Przede wszystkim ze względu na premię i awans Perrie i jej wypady do Mullingar, gdzie pilnowała, aby lokal został dobrze urządzony. Była wdzięczna Niall'owi za zaufanie, jakim ją darzył, ponieważ dzięki niemu, narzeczeni mogli przeżyć od wypłaty do wypłaty. Może nie było to życie, gdzie codziennie mogliby wychodzić do restauracji na kolację, ale dla nich wystarczające. Ani Perrie ani Zayn nie czuli potrzeby, aby wydawać pieniądze na tak beznadziejne rzeczy.

Blondynka wyjęła z szafki miskę i zaczęła kroić ogórka.

Od pewnego czasu, czuła, iż zbliżyła się jeszcze bardziej do swojego narzeczonego; często rozmawiali i doszli do wniosku, że jeszcze przed końcem roku, wezmą ślub. Perrie nie liczyła na nic spektakularnego; jak dla niej, uroczystość mogłaby się odbyć w małym kościółku, a cała impreza na jakieś średniej wielkości sali, także przytulnej. Nie zamierzała zapraszać bóg wie kogo; po prostu rodzinę i kilkoro znajomych. Jej suknia nie musiała być kupiona za 10 000 funtów, a fryzura wyniosła; chciała, aby ten dzień był idealny, nie przerysowany i tandetny.

Z dnia na dzień, przyzwyczajała się coraz bardziej do myśli, że nie będzie mieć dziecka. Nie miała do nikogo pretensji, widocznie tak chciał los. Wraz z Zayn'em doszła do wniosku, iż adopcja będzie dla nich najodpowiedniejsza, ale dopiero wtedy, kiedy oboje się wybiją z długów i zakupią lepsze mieszkanie, w bezpieczniejszej okolicy. Fakt, czasami było jej przykro z tego powodu, bo komu by nie było, jednak ignorowała tę myśl i starała się uśmiechać, aby nie mieć powodu do sprzeczek ze swoim ukochanym.

Edwards wrzuciła na rozgrzaną patelnię filet rybny, a następnie wymieszała ogórka, pomidora i kapustę w misce, odpowiednio je doprawiając i używając sosu do sałatek.

- Mhm, co tak ładnie pachnie? - dobiegł do niej głos Zayn'a dochodzący z przedpokoju, a po chwili ujrzała chłopaka idącego w jej stronę. - Dawno nie gotowałaś. - brunet objął ją od tyłu i złożył delikatny pocałunek na jej policzku.

Another time, another life // l.t.Where stories live. Discover now