Rozdział Trzydziesty Czwarty

1.6K 83 0
                                    

Londyn, 2014

Od pobicia Louis'a minęło pół miesiąca. Przez cały ten czas, piłkarz starał się jakoś rozwiązać to wszystko i w jakiś sposób uchronić swoich najbliższych od niepotrzebnego strachu.

Nowy Rok rozpoczął się nawet dobrze; sylwestra spędził ze swoją dziewczyną, Niall'em i Eleanor. Miła atmosfera i dobre jedzenie przygotowane przez brunetki było doskonałym wyborem. Następnego dnia, do Londynu miał wrócić Harry z Louise, więc Margaret nie mogła usiedzieć na miejscu, co doprowadzało szatyna do obłędu. Nie lubił widzieć swojej ukochanej w takim stanie; jakby każdy, choćby najmniejszy ruch miałby sprawić, iż wybuchnie. Nie wiedział, skąd u niej takie zachowanie, dlatego też starał się nie przeciągać struny i z bólem głowy, zrezygnował z jakichkolwiek pytań, zaszywając się w sypialni z butelką wody.

Trzeba było przyznać, że nie spodziewał się, iż Liam nie zemdleje podczas porodu. Przez myśl Tomlinson'a nawet przeszła myśl, jakby się czuł, gdyby to jemu urodziło się dziecko. Nie wyobrażał sobie jak bardzo byłby szczęśliwy; chyba jak każdy rodzic. Cieszył się ze szczęścia swojego kolegi, ale nie potrafił znieść tego, że przegrał zakład. Był zmuszony przez kolejny tydzień zmywać naczynia ku uciesze swojej dziewczyny, choć Mer tylko z zewnątrz pokazywała swoje zadowolenie, natomiast w środku było całkowicie przeciwnie.

W przeciągu tego czasu, Lou z Mer i Louise zdążyli już odwiedzić Danielle i Liam'a, aby zobaczyć nowo narodzonego członka rodziny Payne'ów. Trzeba było przyznać, iż malutka Ivy zyskała po swojej mamie karnację i nosek. Więcej podobieństw nie zdołano u niej wyłapać, ponieważ była jeszcze za mała, ale powszechnie było wiadomo, iż córeczka szefa GPH musiała być śliczna.

Margaret wysiadła ze swojego Mini Cooper'a, po czym zamknęła go na klucz, klikając odpowiedni przycisk przy kluczach i owinęła się szczelniej bordowym szalikiem, ponieważ wiatr, wiejący w tamtej chwili całkowicie rozwiał ułożony materiał ciepłego odzienia. Idąc do szkoły, kątem oka zauważyła rodziców ze swoimi dziećmi, przechodzącymi obok niej. Przeszła przez drzwi szkolne, po czym znalazła się na korytarzu, gdzie ujrzała kilkoro pierwszoklasistów, rozmawiających z nauczycielem. Mer skierowała się na pierwsze piętro, ponieważ właśnie tam odbywały się ostatnie zajęcia jej córki. Równo z wkroczeniem brunetki na kremowe kafelki korytarza, w całym budynku rozległ się dźwięk dzwonka oznajmiającego, iż ostatnie zajęcia właśnie się zakończyły. Nim Padolsky weszła do klasy, w której lekcję miała Louise, poczekała aż reszta grupy opuści pomieszczenie i dopiero wtedy przekroczyła Niebieskiej Sali - tak nazywało ją grono pedagogiczne, gdyż ściany klasy były właśnie w takim kolorze, a cały wystrój dopełniały biurka i krzesła w kolorze ciemnego drzewa i granatowe rolety przywieszone na oknach.

- Mamo! - Louise zawołała swoją rodzicielkę z drugiej ławki, gdy kończyła się pakować, a dziewczynka stojąca obok niej, skinęła głową, kiedy zobaczyła matkę swojej koleżanki z ławki.

- Lu, skarbie weźmiesz swoją kurtkę z szatni i poczekasz na mnie na dole? - Margaret spojrzała na swoją córkę, a ta się zgodziła i wraz z blondynką opuściła klasę. Następnie Mer zwróciła się do nauczyciela języka angielskiego, który przez cały ten czas przyglądał się uważnie recepcjonistce - Cześć Zayn.

- Cześć. - posłał jej ciepły uśmiech - Stało się coś?

- Nie, dlaczego? - zapytała brunetka, stojąc metr przed biurkiem Malika - Chciałam pogadać. Masz minutkę?

Mulat skinął jej głową, po czym wskazał dłonią na pierwszą ławkę, a Margaret oparła się na nim i westchnęła. Przez chwilę, między dwójką panowała cisza, a jedynym dźwiękiem, jaki ją zagłuszał było tykanie zegara oraz pojedyncze krzyki dzieci z podwórka.

Another time, another life // l.t.Where stories live. Discover now