Rozdział Piąty

3.5K 188 3
                                    

Londyn, 2013

Mer leniwie podniosła powieki ku górze i usiadła na łóżku, rozciągając swoje kości. Mimo tego, iż była sobota, musiała wyjść z domu i zrobić jakieś zakupy, ponieważ posiadanie małego dziecka w domu wyczerpuje z lodówki każdą jadalną rzecz.

Po wyjściu spod prysznica, umyciu zębów, przemyciu twarzy i zrobieniu delikatnego makijażu, Margaret spięła swoje ciemne włosy w warkocza i podeszła do szafy, wybierając rurki i bordowy, luźny sweter. Przebrała się i wyszła ze swojego pokoju, kierując się do kuchni, by postawić wodę na herbatę, oraz mleko na kakao dla swojej córki.

Gnębiło ją to, iż musiała okłamywać Louis’a, że Louise jest jej siostrą. Planowała w najbliższym czasie przyznać się chłopakowi do oszczerstw, jakie przed nim wypowiedziała.

- Dzień dobry – mała brunetka pojawiła się w progu i szybko podbiegła do swojej rodzicielki, by pocałować ją w policzek, po czym usiadła przy stole – Co dzisiaj robimy?

- Zakupy.

Lu jęknęła cicho. Nie za bardzo lubiła zakupy, ponieważ zawsze jej mama dość długo spędzała na nich czasu.

- A właściwie, to dlaczego powiedziałaś Louis’owi, że jestem twoją siostrą? – Zapytała bez ogródek dziewczynka, kiedy Mer postawiła przed nią kubek z kakao.

- Boję się, że inaczej mnie odrzuci, a chciałabym go poznać.

- Kłamstwo jest złe, mamo.

- Wiem, skarbie, dlatego chcę mu wszystko w najbliższym czasie wyjaśnić. – Margaret usiadła naprzeciwko swojej córki i poprawiła jej kosmyk, wkładając go za ucho – Na śniadanie kanapki z serem, czy płatki?

- Płatki. – Odpowiedziała wesoło Louise, a Mer nasypała dziewczynce do miski czekoladowe kulki i zalała mlekiem.

Gdy podała swojej córce posiłek, usiadła na krześle i zaczęła leniwie pić swoją herbatę, wpatrując się pustym wzorkiem w otoczenie za oknem. Myślała nad tym, co by się stało, gdyby powiedziała Tomlinson’owi o tym, że więzy krwi między nią, a Louise są ciaśniejsze niż mógłby się tego spodziewać.  A co najważniejsze, jakby zareagował, gdyby powiedziała mu wprost, iż ojcem jej dziecka jest jego najlepszy przyjaciel. Bała się tego wszystkiego. To ją przytłaczało i sprawiało, iż czuła się słabsza niż okazywała jej zewnętrzna warstwa jej samej.

- Mamo, telefon ci dzwoni. – Z zamyślenia, wyrwał ją słodki głosik jej największego skarbu. Przechwyciła komórkę od dziecka i nacisnęła zieloną słuchawkę, nie patrząc się, kto się do niej dobija.

- Halo. – mruknęła na powitanie dla swojego rozmówcy.

Margaret Padolsky. – wzdrygnęła się, gdy usłyszała zachrypnięty głos po drugiej stronie – Jak mija ci poranek?

Mer spojrzała na Louise, która zerkała na nią, znad miski swoich płatków. Postanowiła, iż najlepiej będzie, gdy opuści kuchnię, więc wstała z krzesła i przeszła do niewielkiego saloniku, podchodząc do parapetu i obserwując ludzi na londyńskiej ulicy.

- Po co dzwonisz? W ogóle, skąd masz mój numer?

Chłopak po drugiej stronie zachichotał sztucznie.

Mer, Lou jest moim przyjacielem. Nie trudno było zdobyć twój numer od niego. Właściwie, to on sam nie wie, że go mam.

- Po co dzwonisz? – Ponowiła swoje pytanie, marszcząc przy tym brwi.

Chciałbym się spotkać.

Przeraziła ją opcja konfrontacji z Harry’m sam na sam. W hotelu to co innego. W Pepper Mint – to był przypadek, dwukrotny, ale jednak. Teraz chciał się nią spotkać.

Another time, another life // l.t.Where stories live. Discover now