Rozdział Dziewiąty

5.4K 176 2
                                    

Londyn, 2013

Padolsky udostępniła Louis’owi łazienkę, a sama przygotowała dla niego kanapę w salonie, gdyż chłopak uparł się, że właśnie tam spędzi noc. Mimo namówień Margaret, iż wcale by jej nie przeszkadzało, gdyby leżał z nią w łóżku – szatyn całkowicie zlekceważył jej prośby. Wolał nie kusić losu, jak to sobie tłumaczył.

Margaret usiadła na swoim łóżku i wbiła swój wzrok w podłogę. Zastanawiała się, dlaczego jej życie musi być takie dziwne. Z jednej strony przystojny piłkarz, z drugiej Louise, którą kochała nad życie, a z trzeciej Harry. Styles’a nie uważała za kogoś więcej niż był, a był ojcem jej córki, więc nawet, jeśli by tego nie chciała – to musiała go, w jakimś stopniu, wpuścić do ich życia. Dochodziła jeszcze tęsknota za Doncaster i jej młodszym bratem. Już nie wspominając o mamie, ponieważ ojciec całkowicie zapomniał o tym, że ma dzieci. Może tak było dla niej lepiej?

- Nad czym tak myślisz? – z zamyślenia wyrwał ją przyjemny baryton szatyna, który stał oparty o framugę w drzwiach. Miał na sobie szare dresy, które dała mu brunetka. Leżały one przez bardzo długi czas na dnie szafy, gdyż kiedyś, Mer kupiła je, ale okazały się być za duże, więc nie miała z nich użytku. Tak więc w tym wypadku to właśnie Louis był ich nowym właścicielem.

- Tęsknię za mamą – szepnęła brunetka, zbierając swoje myśli do kupy, jednak, kiedy zdała sobie sprawę, że chłopak się jej przygląda, potrzepała głową na boki, po czym przyjrzała się mu uważniej; spodnie doskonale mu pasowały, a nagi tors był niczym najpiękniejszy widok na świecie. Mer jeszcze nigdy nie widziała tak dobrze wyglądającego chłopaka i nawet nie śniła, że mogłaby ujrzeć klatę Louis’a Tomlinson’a – najsławniejszego piłkarza w Europie, jak nie na świecie. Sądziła też, że te wszystkie sześciopaki piłkarzy były przereklamowane, ale Tommo wyglądał inaczej niż ci z reklam; był normalny. – Och, wybacz.

Louis usiadł obok dziewczyny i ujął jej dłoń w swoje, co spowodowało przyjemny dreszcz na plecach Mer.

- To zrozumiałe, M. – rzekł chłopak – Nie widziałaś się z matką przez siedem lat. To długo.

- Tak, tylko ona nie chce mnie widzieć na oczy. – westchnęła ciężko recepcjonistka.

Brunetka już nic nie powiedziała, po prostu oparła się o ramię chłopaka i przymknęła oczy. Chciała poczuć, że jest komuś potrzebna, że komuś na niej zależy. Miała taką osobę. Na pewno była nią Louise, jednak czy jej wystarczała miłość matki do córki? Oczywiście, że tak. Pragnęła szczęścia swojego dziecka, ale chciała też, by trochę dobrej magii przeleciało na nią.

Chłopak pocałował ją w czoło, rozkoszując się jej cudownym zapachem. Dziewczyna otworzyła oczy, a na jej usta wkradł się wesoły uśmieszek.

Mer spojrzała na swojego rozmówcę. Nie wyobrażała sobie, aby ten mógł posunąć się do czegoś więcej niż tylko pocałunek w czoło, jednak się myliła. Louis pogładził jej policzek kciukiem, nie spuszczając kontaktu wzrokowego. Margaret rozchyliła nieco usta, zrobiła to nieświadomie, jednak błękitne tęczówki Tomlinson’a nie przestawały się w nie wpatrywać. Widziała w tych oczach pożądanie; takie, jakiego nigdy u żadnego faceta nie widziała. Mer czuła, że w jej podbrzuszu zbierają się (stereotypowe) motylki, a w tym samym momencie Louis naparł na usta brunetki. Z początku, Padolsky, nie była do końca pewna, co powinna zrobić, jednak wygrało pożądanie i odwzajemniła pocałunek szatyna. Już drugi tego wieczora. Chłopak przyciągnął ją do siebie bliżej, więc brunetka mogła swobodnie poczuć ciepło bijące od jego ciała.

Para położyła się na łóżku, rozkoszując się swoim dotykiem, obecnością.

Padolsky jeszcze nie doświadczyła przyjemniejszego uczucia. Nie dość, że czuła się przy nim bezpiecznie, to jeszcze powoli, musiała przyznać, że się w nim zakochiwała. Jego dotyk na jej skórze sprawiał, iż jej ciało przeszywały dreszcze, a uśmiech, który poczuła pod swoimi ustami, niemalże sprawiający, że gdyby teraz stała, z pewnością zmiękłyby jej kolana do tego stopnia, iż musiałaby się później tłumaczyć, dlaczego siedzi na podłodze. Dłonie Louis’a krążyły po jej plecach, natomiast swoje trzymała na jego nagim torsie. Mer miała przeczucie, że to zajdzie za daleko jak na trzytygodniową znajomość, jednak w tamtej chwili liczył się tylko on i ona. Tomlinson, w momencie, kiedy Margaret jęknęła cicho z rozkoszy, wysunął język z jej jamy ustnej i zakończył pocałunek delikatnym ugryzieniem jej w dolną wargę. Brunetka czuła niedosyt; chciała więcej jego dotyku i pocałunków. Ich spojrzenia się spotkały, a na usta Lou ponownie wkradł się łobuzerski uśmieszek.

Another time, another life // l.t.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz