Zielone tęczówki przez te kilka chwil zdawały się unikać mojej osoby, gdy ich właściciel całkowicie koncentrował się na toczonej przez siebie rozmowie. Mówił dość szybko, więc nie dałam rady zrozumieć większości wypowiadanych przez niego słów, choć wydawały mi się one niezwykle znajome. Cóż, w wilczej formie o wiele trudniej było ogarnąć mieszczański język, a ja nie posiadałam w tym praktycznie żadnej praktyki. Jednak poważna mimika twarzy przewodniczącego Rady i niebezpiecznie niski głos podszyty zwierzęcą chrypką zdradzały, że nie był, delikatnie mówiąc, zachwycony z nieobecności swojego rozmówcy. Co prawda cały czas zachowywał się spokojnie i ani razu się nie wydarł, ale domyślałam się, że w jego środku buzowała wściekłość.

Szczerze podziwiałam go za to opanowanie, świadoma, że sama w takiej sytuacji na pewno dałabym się wyprowadzić z równowagi. Zaciekawienie zaistniałą sytuacją i chęć dowiedzenia się, o co w niej chodziło, same popchnęły mnie do przemiany. Zanim się zorientowałam, już stałam bosymi stopami na wilgotnym, kłującym podłożu, a delikatny, jesienny wiatr poruszał długimi kosmykami moich włosów. Ułożyłam je dla wygody na lewym ramieniu i postarałam się stosownie wygładzić czarną szatę, ale to działanie nie poprawiło jej wyglądu. Nadal ubranie było pogniecione, w kilku miejscach podarte i mocno brudne od zaschniętej krwi.

– Potraficie tylko wszystko utrudniać – zakończył nagle Zimer, jeszcze na mnie nie zerkając i ostentacyjnie się rozłączył. – Cholerni idioci...

– Rada dużo przeklina? – zapytałam z wyraźnym zaintrygowaniem, studiując aparycję mężczyzny.

Z tej perspektywy wyglądał trochę inaczej, ale nie mogłam zdecydować, czy lepiej, czy gorzej. Po prostu tak... bardziej ludzko, mniej dziko i naprawdę nie wiedziałam, co o tym fakcie sądzić. On uśmiechnął się, gdy moje pytanie do niego dotarło i przeczesał ręką grzywkę, przeciągając moment braku odpowiedzi.

– Staramy się powstrzymywać – odparł, prychając z lekkim rozbawieniem i wreszcie na mnie spojrzał.

– Myślałam, że w rodach uczy się dobrego wychowania – skomentowałam, przytrzymując kontakt wzrokowy, który nie sprawił mi nawet najmniejszego dyskomfortu.

– Oraz używania bardziej wyrafinowanych określeń, aby kogoś obrazić – dodał, lustrując mnie krytycznym wzrokiem, przez co jego dość kanciasta twarz przybrała surowszy wyraz. – Nie jest ci zimno?

Zerknęłam na swoje nagie stopy, do których zdążyły się już przykleić niewielkie grudki burej ziemi, a między dwa ostatnie palce wślizgnął się jakimś cudem fragment urwanej gałązki. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale rzeczywiście zrobiło mi się chłodno po tym, jak przemieniłam się w kobietę. Jako zwierzę o gęstym futrze i aktywnym trybie życia raczej nie zwykłam się przejmować temperaturą o tej porze roku, bo niezbędne do przetrwania polowania i odpoczynek wśród licznej rodziny skutecznie mnie rozgrzewały. Jednak teraz, gdy wzburzone powietrze poruszało fałdami cienkich czarnych szat, wyraźnie brakowało mi ciepła. Skrzyżowałam więc ręce na piersi i zaczęłam rozmasowywać swoje ramiona, przyciskając jedną nogę do drugiej. Spuściłam speszony wzrok na ściółkę, stwierdzając, że decyzja o zmianie formy okazała się niezwykle nierozważnym rozwiązaniem. Wygłupiłam się, ot po prostu. A podobno świetnie nadawałam się na przyszłą Królową. W tym momencie pozostało mi jedynie liczyć na to, że oczekiwani przez Alfę Zity przybysze pojawią się jak najprędzej.

Nagle zauważyłam, że Zimer zbliżył się do mnie na odległość kilkunastu centymetrów. Przez zaskoczenie w pierwszym odruchu miałam zamiar się gwałtownie cofnąć, ale jakaś ludzka część w moim umyśle kazała mi się powstrzymać. Przyjemny zapach mężczyzny dotarł do moich nozdrzy, powodując niewytłumaczalne rozluźnienie i uspokojenie. Niemalże wbrew dzikiej sobie pozwoliłam mu pokonać resztę dystansu, czując instynktownie, że nie musiałam się obawiać jego zaplanowanych działań. On nie chciał mnie skrzywdzić. On chyba chciał mi tylko pomóc. Powoli, jakby niepewny mojej reakcji, oplótł mnie muskularnymi ramionami i bardzo delikatnie przycisnął do swojej gołej klatki piersiowej, która wydała mi się wręcz gorąca w porównaniu z zimnym otoczeniem. Nasze torsy zetknęły się ze sobą, a białe futro zakryło nas oboje.

WolfKnightDonde viven las historias. Descúbrelo ahora