Rozdział 27. Nękana.

522 29 22
                                    

Minął tydzień. Moje relacje z Jude'em o wiele się polepszyły, od ostatniej rozmowy w parku. Dogadujemy się świetnie i czuje, że wreszcie się zaprzyjaźniliśmy. Tylko problem jest w tym, iż Caleb ciągle mnie śledzi. Nic nie mogę powiedzieć Sharp'owi, bo zrobiłby znów awanturę.

Siedziałam w domu, rozkoszyjąc się gorącą czekoladą w sobotni, zimny poranek. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Czym prędzej je otworzyłam.

- Co ty tu zrobisz? - to był Caleb.

- Dziewczyno, jak ty możesz jeszcze z nim rozmawiać?!

- Odczep się ode mnie! Rozumiesz?

- Zasługujesz na kogoś lepszego.

- Może na ciebie? - zapytałam z kpiną.

- Jeszcze mnie za to po pamiętasz...

- Grozisz mi?!

- Nie. Tylko cie ostrzegam. - rzucił, po czym zniknął z przed mojego domu.

Skąd on wiedział gdzie mieszkam? Boję się siedzieć sama w domu. Zadzwonię po Jude'a.

Po kilku minutach, chłopak zjawił się.

- Dziękuje, że tak szybko przyjąłeś. - przytuliłam go.

- Nie ma za co. Zawsze na twe wezwanie. Coś się stało?

- Poprostu, przez tą akcję z Calebem boję się być sama w domu.

- Nie przejmuj się tym. A przy okazji, fajna piżama. - spaliłam buraka, bo zapomniałam się przebrać.

- O matko! Zapomniałam! Jestem jeszcze w piżamie!

- Nie krępuj się. Nikomu nie powiem o twojej uroczej piżamce w rusałki.

- Dzięki, Jude.

- Może porobimy coś ciekawego...? - spytał.

- Mam pomysł! Skoro idziemy razem na bal, musimy się lepiej poznać.

- Super pomysł. To zaczynaj.

- Ej, dlaczego ja?! - oburzyłam się.

- Bo damy mają pierwszeństwo. - uśmiechnął się.

Poszliśmy do salonu, usiedliśmy na sofie i rozpoczęłam swoją charakterystykę.

- Więc tak... Mam tylko jedną babcie. Reszta dziadków nie żyje. Nie mam rodzeństwa, ciotecznego także. Mam ciocie, ale ona nie ma dzieci. Lubię słuchać muzyki, kocham... - ugryzłam się w język, prawie powiedziałam, że go kocham.

- Co takiego kochasz? - uniósł brew.

- Śpiewać! Ostatnią rzecz zawdzięczam tobie...skar... - zaraz się wydam.

- Co?! - zapytał zdziwiony, z nutką nadziei w oczach.

- Skarbnico dobrej głowy! Znaczy dobrej rady!

- Samanta, ty litanie odmawiasz? - zaczął się śmiać.

- No co ty. Poprostu, mówię trochę poetycko.

- Tak mówią księża. - dalej się śmiał.

- Jesteś okropny! - również zaczęłam się śmiać.

W pewnym momencie ze ślizgnęłam się z sofy i upadłam na podłogę. Jude, dosłownie płakał ze śmiechu.

- Jak ty możesz?!

Gdy się ogarneliśmy, chłopak zaczął:

- O mnie wiesz już wszystko.

Dziwnie się poczułam. Myślałam, że ja go nie znam. Okazuje się, iż już wszystko mi o sobie powiedział. Uważałam go za skrytego...

Bardzo Was przepraszam, że długo nie było rozdziału, ale niestety nie mam telefonu. Kolejny rozdział będzie najprawdopodobniej za tydzień. Bardzo Was przepraszam...

Ezjuu :(

Ile Trwa Wieczność...? (Inazuma Eleven) Where stories live. Discover now