Rozdział 3. Spotkanie z niespodzianką.

965 45 30
                                    

Hejka, dziś Samanta ma spotkanie z Jude'm. Zobaczymy jak to wyjdzie. Miłego czytania :)


Za godzinę przyjeżdża Jude. Ja jestem już gotowa i czekam w kuchni.

-Pięknie wyglądasz. Jak patrząc na ciebie nie potknie się o własne nogi to kopnij go w pupę i wracaj do domu. - powiedziała z uśmiechem mama.

-Dobrze mamo, ale to tylko kolacja, a nie randka.

-No tak, tak. Wyglądasz jak milion dolarów.

-Dziękuje mamo.

"Puk,Puk!"

-Mamo to na pewno Jude. Idź otworzyć drzwi. Szybko!

-Dobra, dobra już idę.

Usłyszałam z korytarza głos Jude'a.

-Dobry wieczór. Jestem Jude Sharp. Czy mogę zabrać pańską córkę na kolację?

-Idiota... - powiedziała szeptem mama. Chyba ją u griluję. -Oczywiście. SAMANTA!

-Idę! - krzyknęłam.

Szłam malutkimi kroczkami. Gdy weszłam do korytarza ujrzałam Jude'a. Fakt. Mama miała rację. Kopara mu opadła i znieruchomiał jakby przemienił się w słup soli.

-Hej. - rzekłam.

-Witaj. - powiedział, po krótkiej chwili, całując mnie w rękę.

-Jedziemy? - spytałam.

-Tak, zapraszam do samochodu.

Wziął mnie pod rękę i poprowadził do samochodu. Odwróciłam się na chwilę w stronę mamy. Ona pokazała, że trzyma kciuki i weszła do domu. Jude otworzył mi drzwi, po stronie pasażera. Ja wsiadłam,następnie on i ruszyliśmy.

-Dokąd jedziemy? - spytałam.

-Niespodzianka. - odpowiedział.

-Mam nadzieję, że nie do lasu, aby mnie zabić?

-Absolutnie.

-Już się czuję spokojna.

Ta jego Mazda jest całkiem wygodna. Może ja sobie taką kupię.Wjechaliśmy w ślepy zaułek. Zaczęłam się bać. Modliłam się w myślach. Jak wyjechaliśmy zza krzaków ukazała się przed nami piękna restauracja. O mamciu... ale ulga. Jude zaparkował auto, wysiadł, otworzył mi drzwi i zaprosił do środka. Gdy weszliśmy, kelner poprowadził nas do stolika, na którym były przepyszne potrawy. WoW! Byłam mile zaskoczona.

-Wczoraj były fast food'y, to dziś zdrowa żywność. - wyjaśnił szczerząc swoje białe zęby.

-Jak ja za tym tęskniłam.

-Ja też.

Usiedliśmy i zaczęliśmy kosztować potrawy. A gdy skończyliśmy ja rozkręciłam się na całego.

-Ja cię już gdzieś widziałam, tylko nie pamiętam gdzie. -powiedziałam śmiejąc się.

-Możliwe, bo... gdy byłem w gimnazjum grałem w piłkę nożną w Raimonie.

-CO?! To, to ty? To ty tam grałeś? O mój Boże! No tak,przecież zdobyliście mistrzostwo świata!

-Tak...

-Jaka ja byłam głupia... - powiedziałam.

Przecież to on. Grał na pozycji pomocnika. To Jude Sharp. Za nim szaleje każda laska (każda prócz mnie). On chodzi na kolację codziennie z inną. Jaka ja jestem głupia.

-O czym ty mówisz? Ty nie jesteś głupia.

-Muszę iść... - powiedziałam podnosząc się z krzesła.

-Zaczekaj! - krzyknął, po czym wstał i wybiegł za mną z lokalu.

Szłam ścieżką, a on złapał mnie za rękę.

-Co się stało? Coś źle powiedziałem?

-Nie Jude. Ty nie. Ja źle zrobiłam, że się z tobą umówiłam!

-Dlaczego? Nie rozumiem.

-Jesteś Jude Sharp. Jesteś bogaczem nad bogaczami. Codziennie na kolację możesz chodzić z inną. Ja nie chcę być tą jedną, z którą zjesz kolację i będziesz miał w dupie. Nie chcę być przygodą na jeden wieczór, nie chcę... - dalej nic nie mogłam mówić, bo się rozpłakałam.

-Wcale nie jestem taki jak myślisz. - powiedział i przytulił mnie.- Jesteś pierwszą i ostatnią osobą z którą będę chodził na kolację. Nie oglądam się na każdą i pierwszą lepszą. Szkoda,że tak o mnie myślisz.

-Po prostu, niektórzy chłopacy tacy są. Boje się.

-Mnie nie musisz się bać.

-No dobrze. Ufam ci. Ale musisz obiecać, że mnie nie wykorzystasz. -wiem, że jeśli mu się znudzę to i tak zakończy naszą znajomość.

-Tak. Obiecuję na moje piłkarskie serce.

-No dobrze, przekonałeś mnie.

-Cieszę się, tylko... ty też musisz coś obiecać.

-Zamieniam się w słuch.

-Musisz mi obiecać, że również mnie nie wykorzystasz.

-Niech się zastanowię... no dobra zgadzam się.

-Och ty... - powiedział przewalając mnie w krzaki i bez litośnie łaskocząc.

-Przestań, przestań proszę! To łaskocze!

-Dobrze, oszczędzę cię tym razem.

Gdy podnieśliśmy się z ziemi zadzwonił mój telefon.

-Halo?

-Hej Samanciu, tu tata, my z mamą jedziemy do kluby na imprezę.

-Że co proszę? Przecież jest początek tygodnia. A wy już na imprezę?

-Oj nie przesadzaj. Wzięliśmy sobie wolne i chcemy je wykorzystać.

-A ja co mam robić sama w domu?

-Pojedź do kogoś na noc.

-Tato, tylko do kogo? Nikogo nie znam w nowej szkole, a nie zwale się cioci, bo ona ma ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się mną.

-Skarbie muszę kończyć. Papa!

-Tato czekaj!

Rozłączył się. Co ja mam zrobić?

-Coś się stało? - spytał chłopak.

-Moi rodzice mają totalnego fioła i pojechali na imprezę, a ja będę musiała zostać sama w domu.

-Możesz zanocować u mnie. Mojego ojca nie ma, a lokaj nie będzie miał nic do gadania.

-Jude ty oszalałeś? Znasz mnie od dwóch dni i chcesz, żebym u ciebie nocowała?

-No... tak.

-Zwariowałeś, a poza tym nie mam piżamy, ubrań, książek.

-Możemy pojechać po twoje rzeczy.

-Chce ci się?

-No. Chodź, jedziemy.

Udaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Byłam bardzo zaskoczona,że chce mnie przenocować. Zaczęłam go bacznie obserwować. Na jego twarzy było można zauważyć ogromne skupienie na jeździe. To nawet ja nie bywam taka skupiona.

Hej, mam nadzieję, że się podobało. Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania. Do następnego :)

Ezjuu ;)

Ile Trwa Wieczność...? (Inazuma Eleven) Donde viven las historias. Descúbrelo ahora