George rozglądał się, jakby szukając punktu do oglądania w tej niezręczności - Fred skupiał całą swoją uwagę na Callie, trzymając własną dłoń blisko jej, jakby chciał ją za nią złapać, ale trochę bał się to zrobić.

- Widać z kilometra, Lauren - powiedział pan Irving, wciąż się uśmiechając, po czym wskazał na chłopaka po lewej dziewczyny. - To ty, prawda?

- Tak... - odparł zaskoczony Fred, a George tylko uśmiechnął się smutno.

- Fred, George - powiedziała Callie, wskazując na odpowiedniego bliźniaka w miarę mówienia, po czym obaj wymienili typowe grzecznościowe zwroty i gest z ojcem dziewczyny: Lauren dała im tylko delikatne skinienie głową i pół uśmiechu. Szatynka i tak uznała to za wielki sukces i liczyła, że za jakiś czas, małymi kroczkami, jej mama się wreszcie przekona.

- Callie, na święta zostań w Hogwarcie - powiedziała pani Irving po chwili. - Tak będziesz bezpieczniejsza, a my z tatą będziemy się dalej ukrywać, jeśli będzie trzeba.

- Może przyjechać do nas - wypalił Fred, zanim w ogóle o tym pomyślał, ku zdziwieniu i Callie, i George'a. - Znaczy, jeśli może... - dodał, jakby chcąc załagodzić swoją wypowiedź: George był zmuszony zakryć sobie usta, żeby przez to nie parsknąć śmiechem. Nigdy nie widział swojego bliźniaka tak "oficjalnego".

- Zrobisz, jak chcesz - powiedział pan Irving. - Jesteś dorosła.

- Daniel... - mruknęła smutno pani Irving, jakby chcąc powiedzieć, że przecież wcale nie była i nie mogła nic robić sama, ale jej mąż położył tylko dłoń na jej ramieniu.

- Lauren, musimy się z tym pogodzić.

Pani Irving westchnęła głęboko, aż wreszcie pokiwała głową, choć nieco niechętnie. Fred i George uznali to za swój sygnał na odejście.

- To ja zaniosę ci kufer - zaproponował znikąd Fred, podchodząc do kufra Callie obok pani Irving. - Bo Lee już zajął nam miejsca.

- O, dzięki... - odparła skołowana.

- To ja pójdę z tobą - dołączył się George i obaj prędko się zwinęli razem z kufrem, jakby uciekali przed pożarem.

- Widzisz, Lauren? To dobry chłopak - powiedział Daniel, a Callie agresywnie wręcz pokiwała głową.

- Bardzo. Naprawdę - zapewniła matkę z ekscytacją, choć tamta nie wyglądała na przekonaną.

- Powodzenia, skarbie. Owutemy na pewno zdasz doskonale - powiedział pan Irving.

- Postaram się. Tylko piszcie do mnie, dobrze? Ja też się strasznie denerwowałam - i tu Callie ostatni raz przytuliła oboje rodziców, a po tym pożegnała się wreszcie i ruszyła w stronę pociągu, który za dwie minuty miał odjeżdżać.

Gdy przedzierała się przez tłum czarownic i czarodziejów w różnym wieku, by dostać się do wejścia. Po drodze o mało nie wpadła na osobę, której raczej nie chciała widzieć: Melanie.

Brunetka również zauważyła swoją dawną przyjaciółkę. Zmierzyła ją wzrokiem, ale nic nie powiedziała, po czym wciągnęła swój kufer do pociągu. Callie śmiała twierdzić, że Melanie wyglądała nawet na trochę smutną, ale nie zdążyła się jej przyjrzeć.

Szatynka weszła wreszcie do pociągu i zobaczyła tam inną znajomą twarz: Draco. On stał na korytarzu i o czymś rozmawiał ze swoją przyjaciółką, najwyżej po cichu. Nie miał zbyt zadowolonej miny, Callie wydawał się nawet szczerze zmartwiony... Bała się, że Lucjusz już wciągnął go w coś niedobrego. Chciałaby z nim porozmawiać, nawet jeśli wiedziała, że odeśle ją z kwitkiem... Z zamyślenia wyrwał ją George, który wychylił się z przedziału kilka metrów przed nią i powiedział, żeby do nich dołączyła.

- No cóż... Nie sądziłem, że w ogóle kiedykolwiek poznam twoich rodziców - przyznał Fred, kiedy Callie weszła do zajętego przedziału, w którym poza bliźniakami siedział Lee.

Dziewczyna rozejrzała się po malutkim pomieszczeniu i przypomniało jej się, jak jeszcze rok temu wchodziła praktycznie do takiego samego przedziału... Tam, gdzie Lee była Ann, zamiast Freda Ella, po przedziale zamiast George'a łaziła Melanie... Callie aż do teraz nie potrafiła uwierzyć w to, ile zmieniło się przez ten ostatni rok i jak szczęśliwa teraz była.

- Ja też nie, ale na to liczyłam i poszło lepiej niż sądziłam - przyznała rozbawiona, zajmując miejsce obok niego. - Cześć - zwróciła się do Lee, który odpowiedział jej tym samym.

- Twój tata wydaje się naprawdę w porządku - stwierdził George, opadając na siedzenie obok Jordana.

- Ale twoja mama strasznie przypomina Lucjusza... W sensie, z wyglądu... - przyznał Fred, jakby otrząsając się na samą myśl.

- Ta, jak rozpuszczą włosy to są nie do odróżnienia - powiedziała Callie beztrosko, co bardzo rozbawiło chłopców, którzy wybuchli tym jej ulubionym, serdecznym śmiechem.

- Mam wrażenie, że my naprawdę na ciebie źle wpłynęliśmy - stwierdził Fred, gdy wreszcie przestał się śmiać. Ona tylko wzruszyła ramionami.

- Nauczyliście węża śmieszkować.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now