Rozdział 25

30.3K 3.2K 947
                                    

- I czemu nie dałaś koledze Puceyowi naszego cukierka? - zapytał od razu jeden z bliźniaków (George, choć Callie nie miała pojęcia), gdy szatynka w końcu dotarła do tajemnego przejścia.

- Nie miałam jak, to było zbyt ryzykowne. Ja nie jestem taka agresywna jak wy Gryfoni - wyjaśniła dziewczyna, podchodząc do stołu, na którym nadal stał kociołek z eliksirem. - Co to w ogóle za cukierek?

- Gigantojęzyczne Toffi - odparł Fred.

- Wydłuża język - odpowiedział George.

- Do czterech metrów.

- Działa świetnie.

- Sprawdzone na kuzynie Harry'ego.

- O, w takim razie na pewno tego użyję - odparła (już kolejny raz) zaskoczona zdolnościami bliźniaków Callie, ściągając pokrywkę z kociołka. - Widzę, że mnóstwo zostało wam tego eliksiru - powiedziała, zajrzywszy do środka.

Pociągnęła nosem i zauważyła zmianę w zapachu. Kosztem woni morza wzmocniła się ta słodka, której nadal nie potrafiła zidentyfikować. Wydawała jej się o wiele silniejsza, niż tydzień temu, jednak nie miała czasu się nad tym zastanowić, bo odezwał się Fred:

- Pracujemy nad zwiększeniem produkcji butelek, bo na razie mamy ich za mało, jeśli chcemy je zacząć rozprowadzać.

- A jak już zaczniemy, to będziemy potrzebować więcej eliksiru - dodał George.

- Zrobię go wam - powiedziała od razu Callie, zakrywając kociołek z powrotem. - Po tym, co zrobiliście wczoraj...Dzisiaj zresztą też... - mówiła to, patrząc sobie na ręce i minimalnie się uśmiechając, ale ten mały uśmiech nie umknął Fredowi, który powiedział:

- Wyglądałaś na... Zadowoloną.

Callie przygryzła wargę, nie unosząc wzroku.

- Bo byłam. Bardzo. Nadal jestem.

- My się nawet nie zmęczyliśmy, prawda, Freddie? - powiedział George, klapiąc brata po plecach.

- Tak... I tak w ogóle wymyśliliśmy, jak może działać nasza konspiracja - powiedział Fred i dopiero wtedy Callie uniosła głowę, zaskoczona.

- Naprawdę?

- To w sumie nie takie trudne - wzruszył ramionami. - Ty robisz dalej swoje, wyzywasz nas na każdym kroku i tak dalej, a my też robimy swoje i pokazujemy, że nas to nie rusza. Komunikować się będziemy jak dotąd, zresztą doskonale zrozumiałaś dzisiaj przesłanie - zaśmiał się, ale Callie pokręciła głową.

- To takie chore - powiedziała z wściekłością. - Ja chciałabym przestać to robić... Wszyscy poza moimi... "przyjaciółmi" - tu zrobiła cudzysłów z palców - uważają mnie za potwora. I w sumie... Chyba im się nie dziwię - powiedziała smutno, patrząc na podłogę i drapiąc się nieświadomie w ramię.

Bliźniacy spojrzeli na nią ze współczuciem. Fred uwolnił się spod ręki brata i podszedł bliżej, tak, by stanąć tuż naprzeciw niej, po drugiej stronie stołu.

- My nie - powiedział, a ona ponownie uniosła głowę, jeszcze bardziej zszokowana niż wcześniej.

Patrzyła na chłopaka przed sobą z otwartymi ustami, trochę tak, jakby nie stał przed nią jeden z wielu Weasleyów, które ta szkoła widziała, ale sam Merlin. W duchu modliła się, że się nie przesłyszała.

- To znaczy, ja nie. Georgie się jeszcze czasem waha - zaśmiał się Fred, na chwilę odwracając głowę w stronę brata. - Nie jesteś taka zła, jak ci się wydaje.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz