- I czemu nie dałaś koledze Puceyowi naszego cukierka? - zapytał od razu jeden z bliźniaków (George, choć Callie nie miała pojęcia), gdy szatynka w końcu dotarła do tajemnego przejścia.
- Nie miałam jak, to było zbyt ryzykowne. Ja nie jestem taka agresywna jak wy Gryfoni - wyjaśniła dziewczyna, podchodząc do stołu, na którym nadal stał kociołek z eliksirem. - Co to w ogóle za cukierek?
- Gigantojęzyczne Toffi - odparł Fred.
- Wydłuża język - odpowiedział George.
- Do czterech metrów.
- Działa świetnie.
- Sprawdzone na kuzynie Harry'ego.
- O, w takim razie na pewno tego użyję - odparła (już kolejny raz) zaskoczona zdolnościami bliźniaków Callie, ściągając pokrywkę z kociołka. - Widzę, że mnóstwo zostało wam tego eliksiru - powiedziała, zajrzywszy do środka.
Pociągnęła nosem i zauważyła zmianę w zapachu. Kosztem woni morza wzmocniła się ta słodka, której nadal nie potrafiła zidentyfikować. Wydawała jej się o wiele silniejsza, niż tydzień temu, jednak nie miała czasu się nad tym zastanowić, bo odezwał się Fred:
- Pracujemy nad zwiększeniem produkcji butelek, bo na razie mamy ich za mało, jeśli chcemy je zacząć rozprowadzać.
- A jak już zaczniemy, to będziemy potrzebować więcej eliksiru - dodał George.
- Zrobię go wam - powiedziała od razu Callie, zakrywając kociołek z powrotem. - Po tym, co zrobiliście wczoraj...Dzisiaj zresztą też... - mówiła to, patrząc sobie na ręce i minimalnie się uśmiechając, ale ten mały uśmiech nie umknął Fredowi, który powiedział:
- Wyglądałaś na... Zadowoloną.
Callie przygryzła wargę, nie unosząc wzroku.
- Bo byłam. Bardzo. Nadal jestem.
- My się nawet nie zmęczyliśmy, prawda, Freddie? - powiedział George, klapiąc brata po plecach.
- Tak... I tak w ogóle wymyśliliśmy, jak może działać nasza konspiracja - powiedział Fred i dopiero wtedy Callie uniosła głowę, zaskoczona.
- Naprawdę?
- To w sumie nie takie trudne - wzruszył ramionami. - Ty robisz dalej swoje, wyzywasz nas na każdym kroku i tak dalej, a my też robimy swoje i pokazujemy, że nas to nie rusza. Komunikować się będziemy jak dotąd, zresztą doskonale zrozumiałaś dzisiaj przesłanie - zaśmiał się, ale Callie pokręciła głową.
- To takie chore - powiedziała z wściekłością. - Ja chciałabym przestać to robić... Wszyscy poza moimi... "przyjaciółmi" - tu zrobiła cudzysłów z palców - uważają mnie za potwora. I w sumie... Chyba im się nie dziwię - powiedziała smutno, patrząc na podłogę i drapiąc się nieświadomie w ramię.
Bliźniacy spojrzeli na nią ze współczuciem. Fred uwolnił się spod ręki brata i podszedł bliżej, tak, by stanąć tuż naprzeciw niej, po drugiej stronie stołu.
- My nie - powiedział, a ona ponownie uniosła głowę, jeszcze bardziej zszokowana niż wcześniej.
Patrzyła na chłopaka przed sobą z otwartymi ustami, trochę tak, jakby nie stał przed nią jeden z wielu Weasleyów, które ta szkoła widziała, ale sam Merlin. W duchu modliła się, że się nie przesłyszała.
- To znaczy, ja nie. Georgie się jeszcze czasem waha - zaśmiał się Fred, na chwilę odwracając głowę w stronę brata. - Nie jesteś taka zła, jak ci się wydaje.
CZYTASZ
Węże nie śmieszkują • Fred Weasley
Fanfiction🍊 Callie Irving nie jest zbytnio lubianą czarownicą w Hogwarcie, ale wie, że może winić za to tylko siebie i swoje złośliwości, które wśród Ślizgonów uznawane są za wzorowe. Kiedy dziewczyna chce się zmienić, los zsyła jej dwie rude czupryny, które...