Rozdział 58

29.8K 3.2K 2.2K
                                    

- Nie wierzę, że jej powiedziałeś - mówił George, kręcąc głową, gdy kolejnego dnia wychodził z Fredem z pokoju wspólnego przed kolacją. Zmierzali naturalnie do tajnego przejścia, gdzie mieli zabutelkować ostatnią partię eliksiru przygotowanego przez Callie - w końcu już jutro były walentynki.

- To spytaj jej, jak mi tak nie wierzysz - powiedział Fred z usatysfakcjonowanym uśmieszkiem.

- Żebyś wiedział, że spytam - zapewnił George. - Przynajmniej zyskam pewność, że nie będziesz sam do końca życia.

Starszy z braci roześmiał się.

- Ja, a ty?

- A ja... - George zaczął drapać się po szyi - prawie chodziłem z Alicią.

- Oj, Georgie, Georgie - powiedział nadal śmiejący się Fred i zmierzwił bliźniakowi włosy.

Gdy obaj dotarli już do przejścia okazało się, że Callie była już w środku i przygotowywała eliksir. Uniosła wzrok na dźwięk przesuwającej się ściany i uśmiechnęła się, kierując wzrok na Freda.

- Pani Snape już pracuje? - zapytał, na co ona przewróciła oczami.

- Jeszcze raz to pani Snape i zamienię was w coś tym eliksirem. Może w identyczne ropuchy, albo w kaczki - zagroziła Callie.

Nadal uśmiechnięty i niewzruszony tymi słowami Fred podszedł do stołu i stanął naprzeciw niej. Patrzyli na siebie przez chwilę w ciszy, a Callie próbowała sobie uświadomić, że to nie sen. Wtedy po raz pierwszy przyjrzała mu się tak naprawdę, jako chłopakowi. Kurczę, podobał jej się strasznie. Od wiecznie roześmiaych, brązowych oczu aż do tych urokliwych piegów, których  pomyślała - Melanie mogła mu zazdrościć, a nie wyjeżdżać ze swoimi durnymi filozofiami.

Widząc to wszystko, nadal stojący przy ścianie George odkaszlnął znacząco.

- No, nie krępujcie się, udawajcie, że mnie tu nie ma - powiedział, widząc spojrzenie, którym Fred obdarowywał dziewczynę, po czym podszedł do pudełek, niby na nich nie patrząc.

- Cały czas to robimy - odparł mu Fred, nie spuszczając wzroku z Callie, a ta krótko się zaśmiała.

- Bardzo śmieszne - powiedział George, w końcu podchodząc do brata. - Mogę już wypowiedzieć te trzy słowa chwały?

- Jakie? - Callie uniosła brwi.

- A nie mówiłem.

Fred westchnął głęboko.

- Dobra, dobra, miałeś rację, zadowolony? Nie ciągnijmy tem...

- Nie - przerwał mu. - Przypomnę wam o tym, jak będziecie nazywać wasze dzieci. Pierwsze musi być na moją cześć.

- Nawet dziewczynkę? - zauważył Fred.

- No ba, Georgia! A właśnie...Całowaliście się już? - zapytał znikąd młodszy.

Na te słowa Callie z zażenowania kucnęła, dzięki czemu została zakryta przez stół. Fred pokręcił głową.

- Teraz to jest tylko i wyłącznie nasza sprawa, okej?

- Ot, święte słowa - przyznała Callie, wyprostowując się z powrotem, jednak jej policzki były czerwone. Wróciła do pracy, podczas gdy George prychnął i założył ręce.

- Zważając na to, ile wpływu miałem na ten związek, to czuję się, jakby była też moja jednak.

- Cholera, pomyliłam składniki! - krzyknęła nagle Callie, uderzając się w czoło.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz