Rozdział 74

26.3K 3.1K 1.8K
                                    

- Dobra, Pucey, masz te szaty? - burknęła Melanie, która następnego dnia stała w pokoju wspólnym Slytherinu wraz ze swoimi przyjaciółkami i z niecierpliwością czekała na to, aż chłopak do niej podejdzie.

- Mam, uspokój się - syknął w odpowiedzi i rzucił w nią zestawem gryfońskich szat, które dziewczyna zręcznie złapała.

- Super - odowiedziała sarkastycznie. - Ella, dawaj ten eliksir. To na pewno to? - tym razem Melanie zwróciła się do stojącej obok niej blondynki.

- Ojciec mi przysłał z Ministerstwa, więc to musi być to - odparła Ella, pokazując jej szklankę z Eliksirem Wielosokowym, który zabarwił się na jaskrawy pomarańcz.

- Włos wrzucony? - dopytywała.

- Tak - potwierdziła Ann.

- Dlaczego w ogóle ty się za niego przebierasz? - zapytał Adrian, zakładając ręce. - Nie miałoby to większego sensu, gdybym to był ja?

- Masz za głupią gadkę, Pucey - stwierdziła Melanie. - Nie możesz się wyłożyć na pierwszym pytaniu ani się zapomnieć.

- Nie pozwalaj sobie, Conolly - syknął chłopak.

- Wow, po nazwisku, zrobiło się groźnie - zakpiła Melanie. - Chcesz, żeby to się udało, czy nie?

Zszokowane całą wymianą zdań Ella i Ann wymieniły zaskoczone spojrzenia. Adrian wyglądał tak, jakby mógł zaraz wybuchnąć.

- Na razie to chcę, żebyś się zamknęła.

Melanie zaśmiała się szyderczo.

- I ty się dziwisz, że ona cię olała.

- Nie pozwalaj sobie, Melanie, bo nikt cię tu nie obroni - Adrian podszedł do niej bliżej, jakby gotowy złapać ją za kołnierz.

- Ale się boję... -  zaśmiała się brunetka, po czym zwróciła się do przyjaciółek. - Dobra, Ella, ty i Ann pilnujecie, żeby prawdziwy Weasley tam nie wbił, zrozumiano?

Ślizgonki skinęły głowami, a Melanie złapała za szklankę, po czym ruszyła w kierunku wyjścia z pokoju, a następnie do łazienki, żeby się przebrać i wypić eliksir. Smakował tak, jakby naraz zjadła trzy ogromne czekolady i naprawdę ją zemdliło. Po przemianie podeszła jednak do lustra i uśmiechnęła się triumfalnie.

Była Fredem Weasleyem.

W tym samym czasie Callie leżała w skrzydle szpitalnym i po zjedzeniu szybkiego śniadania, zaczęła czytać książkę (jak zwykle o eliksirach). Głowę opierała sobie o swojego tygrysa, który robił za doskonałe, miękkie oparcie. Liczyła, że niedługo zostanie odwiedzona przez bliźniaków, bo jeśli coś doskwierało jej bardziej niż ból w nodze, to była to samotność.

Jej oczy skupione były na tekście, ale myśli co chwilę dryfowały gdzie indziej. Zastanawiała się, jakby wyglądał jej pobyt u Weasleyów i miała wiele pytań z tym związanych. Jaki był ich dom? Jak przyjęliby ją ich pozostali bracia? I najważniejsze pytanie - jak przyjęliby ją ich rodzice?

Naprawdę liczyła, że jej ojciec zgodzi się i wszystko pójdzie dobrze. Nie miała zamiaru spędzać całych wakacji na kontaktowaniu się z Fredem tylko listownie.

Jakby na zawołanie usłyszała swój ulubiony głos, który wywoływał uśmiech na jej twarzy.

- Cześć, Callie.

Dziewczyna uniosła wzrok znad książki, którą od razu zamknęła, szczerząc się do Freda.

- No witam - zaśmiała się, jednak on nie podzielał jej entuzjazmu i ze smutną miną usiadł na taborecie przy jej łóżku. Kompletnie to do niego nie pasowało.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz