Rozdział 56

29.1K 3.2K 1.7K
                                    

- Dlaczego. Za nią. Nie. Poszedłeś?!

Fred westchnął głęboko, opierając się o ścianę przy drzwiach sali od zaklęć. Jego bliźniak zadał mu to pytanie już chyba trzydziesty raz od poprzedniego dnia.

Po tym, jak na własne uszy usłyszał, że Callie naprawdę coś do niego czuła (i nie było to wypowiedziane w długim monologu "po pijaku"), nie potrafił się otrząsnąć. Myślał o tym całą noc i prawda była taka, że wcale nie bał się jej powiedzieć, że to odwzajemniał. Nie miał tylko pomysłu na to, jak to zrobić tak, żeby ona się nie wystraszyła, uwierzyła mu i jednocześnie poczuła się komfortowo w tej całej sytuacji.

- George, wałkujemy to pytanie od wczoraj, daj mi spokój w końcu - powiedział zniecierpliwiony już chłopak.

- Ale ja cię nie potrafię zrozumieć. Dlaczego...

- Przypomnieć ci, jak podobała ci się Alicia? - przerwał Fred bratu, zakładając ręce. - Jak bałeś się jej powiedzieć, co czujesz? Wysyłałeś jej durne liściki, których ona nawet nie potrafiła rozszyfrować, a potem...

- No dobra, dobra - przerwał mu George, nie chcąc przywoływać tych kompromitujących chwil sprzrd czterech lat. - Ale my wtedy mieliśmy dwanaście lat, Freddie! Byliśmy smarkaczami! Poza tym, ja nie wiedziałem, czy ja też się jej podobam, a ty wiesz!

- Nie krzycz tak! - powiedział Fred pół krzycząc, pół szepcząc i wskazując na pozostałych zebranych przy klasie Gryfonów. - I nie wiem na pewno. Moje imię nie padło, a ona nic nie potwierdziła.

- Tak, bo tamta cała Deeming na pewno sobie to wymyśliła i na sto procent miała na myśli Rona - odparł mu George, a jego słowa ociekały wręcz sarkazmem. Fred przyznał mu trochę racji w duchu, ale nic już nie powiedział, bo przyszedł profesor Flitwick, by wpuścić wszystkich Gryfonów do klasy.

Gdy po tej lekcji obaj szli na transmutację, minęli zmierzającą na obronę przed czarną magią Callie, która szła sama i posłała im tylko krótki uśmiech po drodze. George szturchnął wtedy Freda, ale ten pokręcił tylko głową.

- Ja chyba nie jestem w stanie z nią teraz rozmawiać. Muszę ochłonąć. Idź do niej sam jutro - powiedział nieco oszołomiony starszy, przypomniwszy sobie, że ustalili z nią termin kolejnego spotkania w sprawie eliksiru na następny dzień.

- No chyba zwariowałeś. Czemu tak tchórzysz, Freddie? - spytał George, gdy obaj zaczęli wchodzić po schodach prowadzących na korytarz z klasą McGonagall.

Fred pomasował sobie skroń we frustracji i przystanął nagle na schodach, a za nim jego bliźniak.

- Jeśli jutro do niej pójdziesz sam, to powiem jej wszystko jeszcze przed walentynkami - zaproponował, na co George zamrugał kilka razy, patrząc na niego z niedowierzaniem. Po chwili jednak parsknął śmiechem i pokręcił głową.

- Nie ma szans, nie powiesz jej.

- Założysz się? - Fred wyciągnął rękę w kierunku brata i wyglądał na zdeterminowanego. George zmrużył oczy, przyglądając się dłoni bliźniaka podejrzliwie, jakby ta mogła mu coś zrobić.

- O co?

- Jak wygram, nigdy nie wspomnisz Callie o niczym kompromitującym na mój temat.

George prychnął.

- Jeśli ja wygram, co niezaprzeczalnie się stanie, to ja jej osobiście powiem o wszystkim. Dosłownie o wszystkim.

Fred wzruszył ramionami, nie wycofując ręki.

- Stoi.

George uścisnął w końcu dłoń brata, miejąc w duchu nadzieję, że chociaż ten zakład zmusi starszego do przyznania się do swoich uczuć.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz