Rozdział 49

29.3K 3.1K 1.2K
                                    

Kolejnego dnia, gdy Callie weszła do pokoju wspólnego z zamiarem udania się do biblioteki, by kontynuować swoje nadal nieowocne poszukiwania, w oczy rzuciła jej się informacja na tablicy ogłoszeń - za tydzień miały odbyć się lekcje teleportacji, na które trzeba było się wpisać, a każdy, kto skończy siedemnaście lat przed dwudziestym pierwszym kwietnia, będzie mógł zdawać w pierwszym terminie. Dziewczyna pamiętała, że owe zajęcia miały być już wcześniej, ale zostały przesunięte ze względu na zamieszanie związane z Turniejem Trójmagicznym. Odnalazła też informację o tym, że następnego dnia miało odbyć się wyjście do Hogsmeade.

W drodze do biblioteki Callie myślała o poprzednich dwóch dniach. Na razie o tym, że Ślizgonka "była" z André wiedziała tylko Melanie, która zresztą przestała się odzywać do szatynki i może tak było na jakiś czas lepiej. Zresztą, z tego co Callie udało się podsłuchać, Adrian miał za dwa dni wyjść ze skrzydła i lepiej było się na to przygotować.

Ann opowiedziała jej, że w czasie inprezy - choć okularnica nie wytrwała na niej długo - była tam istna mordownia. Tym bardziej Callie ucieszyła się, że tamtą noc spędziła u Gryfonów, naprawdę dobrze się bawiąc.

Gdy Ślizgonka dotarła do biblioteki, zostało zaledwie pół godziny do kolacji. Wtedy mało osób się tam tak naprawdę kręciło, zwłaszcza w wolne, co jej bardzo odpowiadało. Siedziały tam zazwyczaj osoby nieco nadambitne, takie jak na przykład Hermiona. Callie tego nie widziała, ale gdy odchodziła w kierunku rogu biblioteki, gdzie znajdowały się potrzebne książki, owa dziewczyna (która naturalnie tam siedziała) przyglądała się jej z zaciekawieniem. Gryfonka słyszała dzień wcześniej rozmowę Alicii i Angeliny, w której ta pierwsza mówiła, że "nie rozumie, co ta druga ma do Ślizgonki, która okazała się naprawdę w porządku". Hermiona też, jako bardzo bystra i spostrzegawcza czarownica, zauważyła zainteresowanie bliźniaków szatynką i zastanawiała się, jak ktoś, kto był spokrewniony z Malfoyem mógł być normalny.

Callie przewertowała już dziesiątki stronic różnych ksiąg, jednak nadal bez skutku. Większość z nich była zbyt stara, by zawierać potrzebne nazwiska, lub w ogóle nie wspominała o potomkach czystokrwistych rodów. Dziewczyna nie poddawała się jednak i w pewnej chwili potrzebowała książki zawierającej historię Rosierów - bo tak brzmiało nazwisko kolejnego z chłopców z rocznika jej babci. Po przeszukaniu paru list zrozumiała, że owy tom znajdował się na wysokiej półce. Wyciągnęła rękę w jego kierunku, a gdy zrozumiała, że go nie dosięgnie, wspięła się na palce - nadal brakowało jej kilku cali. Zrezygnowana już sięgała do kieszeni, by wyciągnąć swoją różdżkę, gdy usłyszała za sobą głos, od którego robiło jej się cieplej.

- Ktoś tu jest chyba za malutki.

Dziewczyna odwróciła się i skarciła mentalnie za to, że zaczęła się szczerzyć przez widok, który ujrzała - ale po prostu nie potrafiła tego powstrzymać.

Fred, bo to on wszedł wtedy pomiędzy te same regały, co ona, zbliżył się do niej i z łatwością zdjął potrzebną lekturę, po czym rzucił ją szatynce. Ta przewróciła oczami, chwyciwszy ją.

- Oj, nie szpanuj, Weasley - powiedziała dość głośno, w razie, gdyby ktoś ich słyszał, po czym dla ostrożności rozejrzała się. - Co ty tu robisz tak późno? - zapytała cicho.

- Szukałem cię - odparł chłopak, nonszalancko opierając się o regał.

Fred wyglądał na wyluzowanego, ale wcale tak się nie czuł. W środku trochę drżał - była to jego pierwsza rozmowa z nią od noworocznego poranku i od tamtej pory dostał dziesiątki wykładów od George'a, potępiających to, że nie powiedział jej prawdy. Starszy miał jednak swoje powody i uważał, że nie było żadnych podstaw, by sądzić, że ona mówiła poważnie, dlatego nie chciał robić sobie złudnych nadziei i nie pytać ją o to. Nie zmieniało to faktu, że chciał się z nią zobaczyć - a w tym celu pożyczył od Harry'ego mapę, którą sam z Georgem mu podarował.

- I jakim cudem mnie tu znalazłeś? - zapytała Callie, przytulając duży, brązowy tom do siebie i mając nadzieję, że się nie rumieni. - Ten zamek jest ogromny, po prostu...jak?

- No, a która jest godzina? Szukałem od rana, to znalazłem.

Callie pokręciła głową, po czym znowu prewencyjnie rozejrzała się, by sprawdzić, czy ktoś nie nadchodzi.

- Jutro jest wyjście do Hogsmeade. Idziesz z nami? - zapytał

- Jak mam "iść z wami" według ciebie? Będziemy musieli chodzić minimum kilka metrów od siebie - powiedziała smutno, nieświadomie otwierając trzymaną przezeń książkę i kartkując ją.

- A ty myślisz, że nie mamy tajnego przejścia do Hogsmeade? - powiedział, zakładając ręce.

Callie uniosła wzrok znad książki i popatrzyła na niego ze zdziwieniem.

Oni nigdy nie przestaną mnie zaskakwiać.

- W Hogsmeade już łatwo wtopić się w tłum. Musisz tylko się zgodzić z nami pójść - dodał Gryfon.

Dziewczyna zamknęła książkę, próbując to wszystko przetworzyć. Zaczęła rozważać w głowie plusy i minusy: przede wszystkim nie będzie tam Adriana, to była zdecydowanie największa zaleta, ale wadą był fakt, że nie do końca wierzyła w to "wtapianie się w tłum". Rozum mówił, że to szaleństwo, ale serce było na to głuche. W tej wewnętrznej walce Ślizgonka rzadko pozwalała wygrać temu drugiemu, bo to była raczej cecha Gryfonów, ale już jakiś czas temu zauważyła, że przy Fredzie robiła rzeczy, na które nigdy wcześniej by się nie odważyła.

- Spróbuję z wami pójść, w takim razie - odparła w końcu.

Fred z trudem powstrzymał się od zbyt wylewnego okazania radości.

- Czyli ustalone.

- Ustalone to to, żebyś stąd na razie poszedł, bo zaraz ktoś tu przyjdzie i się skończy - wyszeptała pospiesznie, bo miała wrażenie, że usłyszała czyjeś kroki.

- Już znikam, pani Snape - zaśmiał się krótko. - Ale ty też powinnaś. Zaraz kolacja - dodał i zniknął z jej pola widzenia.

Fred tak naprawdę nie odszedł, ale schował się za regałem, zza którego mógł ją obserwować. Ucieszył się, widząc, że uśmiechała się pod nosem, gdy odkładała książkę swoją różdżką i ruszała do wyjścia. On odczekał chwilę i podążył za nią. Już na korytarzu zobaczył, że Callie wpadła na Ann i pospiesznie ukrył się za zbroją, by okularnica nie miała podejrzeń.

- O, tu jesteś, Cal...Gdzie byłaś?

- Pisałam do André - skłamała szybko Callie, drapiąc się po szyi. Trochę przeraziło ją nagłe pojawienie się okularnicy i dla bezpieczeństwa rozejrzała się w poszukiwaniu Freda, ale nigdzie go nie zauważyła.

- André? Tego twojego kolegi z Francji? - Ann zmarszczyła czoło, próbując przypomnieć sobie blondyna o niebieskich oczach, którego widziała tylko na kilku zdjęciach, a o którym dużo słyszała.

Callie wiedziała, że to był moment na sprzedanie swojego kłamstwa kolejnej z przyjaciółek.

- Melanie ci nie mówiła? Ja i André jeteśmy razem. Zaraz ci opowiem, co się stało - powiedziała Callie, po czym wraz z Ann zaczęła iść w stronę Wielkiej Sali.

Na te słowa Fred zaczął się gapić na obie Ślizgonki wielkimi oczami i miał wrażenie, że ktoś podarł mu serce tak, jak Snape jego ostatnie wypracowanie. Miał nadzieję, że źle zrozumiał, to co słyszał, ale przecież tamte słowa były jednoznaczne...

Czyli ona ma...chłopaka?

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz