Rozdział 47

1.2K 76 1
                                    

Macklemore & Ryan Lewis - Can't Hold Us

-Witamy wszystkich na corocznym Beatdown'ie! – rozbrzmiewa głos prowadzącego – W tym roku mamy paru świeżaków, ale też i naszych stałych bywalców! Jak zwykle walki składają się z trzech rund. Nie zapomnijcie obstawić swoich faworytów u tego miłego pana przy wejściu – wskazuje na gościa z wielkim sejfem przy stole – Minimalne sumy to 100 funtów! Jeśli nikt nie ma nic do powiedzenia możemy zaczynać!

Rozległy się wiwaty, a na wielkim monitorze nad ringiem pokazały się nazwiska osób uczestniczących w pierwszej walce.

Siedzę z tyłu widowni, a koło mnie jest Ren – wysoki, umięśniony i czarnoskóry mężczyzna z tatuażami na lewym ramieniu i Luke – niewiele niższy od drugiego, blondyn. Nie ma tatuaży, albo po prostu ma przykryte przez ubrania. Nagle podchodzi do nas Harry.

-Hej mała – kuca przede mną i ujmuje moje dłonie. Ma na sobie luźne spodenki i białą bokserkę.

-Cześć – całuję go na przywitanie.

-Przyszedłem cię zobaczyć. Nie wytrzymam w tej kanciapie dla walczących – prycha.

-Cieszę się, że przyszedłeś przed walką. Chce zapamiętać każdy szczegół, który po tym wszystkim – wymachuję rękami – może ulec zmianie.

-Przesadzasz.

-No cóż. Życzę ci powodzenia – przytulam go mocno i całuję w policzek.

-Kocham cię.

-Ja ciebie też – odpowiadam. Wstaje i idzie z powrotem do pokoju walczących. A z moich oczu płyną pojedyncze łzy, które od razu wycieram. Nie chce żeby wiedział, że płaczę.

W pierwszej walce uczestniczy Higgins i Reynolds. Starcie trwa dosyć krótko, bo Trevor to bywalec, a Reynolds to świeżak. Koleś nie miał szans. Po pierwszych ciosach prosto w brzuch zwija się w kłębek.

W drugiej uczestniczy Harry i jakiś Volt. Pierwszy cios otrzymuje mój chłopak. Hazza uśmiecha się do napastnika i jednym ruchem zwala go z nóg. Podnosi się szybko, ale na marne, bo od Harry od razu podcina go nogą. Volt próbuje wstać, ale z braku sił ponownie upada.

Następna zaczyna się o dwudziestej drugiej. Siedzę niespokojnie kręcąc się na plastikowym krześle. O miejsce w półfinale walczą Jones i Williams. Wygrywa Williams – jest napakowany i ma pełno tatuaży. Więcej od Rena.

Ostatnia walka pierwszej rundy jest o 22:15. Smith i Robinson uderzają w siebie na zmianę, ale pierwszy upada Smith. Zwycięzca tej walki unosi wysoko ręce i schodzi z ringu.

Na podeście ponownie pojawia się prowadzący.

-No nieźle! W półfinale uczestniczy Higgins, Styles, Williams i Robinson! Gratulacje chłopaki! Teraz odbędzie się półgodzinna przerwa żeby mogli odpocząć, a was zachęcam do obstawiania kto przejdzie do finałów!

Schodzi z podestu, a część widowni mknie do kolesia przy wyjściu. Ręce mnie bolą od trzymania kciuków.

-Nie denerwuj się tak Rue – uspokaja mnie Luke.

-Boję się.

-Nie masz o co – uśmiecha – Harry to zawodowiec, z resztą widziałaś jak powalił tego całego Volta – chichocze.

Ma rację, nie zmęczył się zbytnio, ale Volt jest nowy w tym wszystkim i to normalne. Mężczyzna w garniaku ponownie wychodzi na ring żeby ogłosić następne starcia.

-W pierwszej walce półfinału zmierzy się Williams i... Higgins! A drugą Styles i Robinson! – mówi entuzjastycznie. – powodzenia życzę wszystkim, a was ponownie zachęcam do obstawiania.

Widownia jest spora jak na nielegalne walki. Spodziewałam się 1/4 z tego tłumu. Do końca przerwy pozostało koło 10 minut. Wyciągnęłam telefon i odblokowałam go. Może wyślę sms do Nialla? Chociaż lepiej nie. Nie chce żeby tu przychodził.

Kiedy przerwa dobiegła końca w rogach ringu pojawili się Trevor i Williams. Zabrzmiał gong rozpoczynający walkę. Will rzucił się na Trevora, a ten zgrabnie się odsuną, co spowodowało, że Williams się przewrócił. Higgins usiadł na nim okrakiem i zaczął uderzać w jego twarz. Williams był całkiem dobry, ale każdy wiedział, nawet ja, że w porównaniu do Higginsa nie ma szans. Dostał porządne lanie od wroga numer jeden mojego chłopaka. Sędzia zatrzymał go przed kolejnymi uderzeniami, które mógł doprowadzić do nieprzytomności jego przeciwnika.

-I tak do finałów dostaje się Higgins! Wielkie brawa dla niego!

Walka trwała bite 20 minut. Teraz czas na Harry'ego. Z każdą rundą boję się o niego jeszcze bardziej. Stanął w rogu, a naprzeciwko niego Robinson.

-Da sobie radę – pociesz mnie Luke.

-Wiem.

-To dobrze.

-Dzięki. Poprawia mi to trochę humor.

-Nie ma za co mała.

Powoli zaczynam przekonywać się do Luke'a. Wydaje się miły. Nie mogę tego powiedzieć o Renie. Jest cichy, chłodny i z twarzy wydaję się nie miły. Zachowuje pokerową twarz, nawet w najbardziej emocjonujących chwilach.

Widownia wiwatuje, a inni jeszcze obstawiają. Pięć minut po zakończeniu walki Trevora zaczyna się walka Harry'ego. Słyszę gong i nagłe piski dziewczyn. Robinson uderza tak mocno w ramię Hazzy, że aż odskakuje. Gładzi ramię przy okazji blokując kolejny atak. Robinson zadaje kolejne uderzenia, ale lokaty dzielnie je blokuje. Kiedy w końcu jest wyczerpany ciągłym atakiem mój chłopak zadaje mu cios ze zdwojoną siłą, na co ląduje z impetem na ziemi. Zadaję kolejne ciosy przez co chłopak leży na ziemi i nie jest w stanie się ruszyć. Sędzia podnosi rękę Hazzy i ogłasza go zwycięzcą walki.

-Brawa dla Styles'a! Dobra robota. – widownia szaleje, a zmęczony Harry schodzi z ringu.

-Jest dokładnie 23:30 moi drodzy! Finałowa walka jest za dokładnie półgodziny! Obstawiajcie faworytów bo warto!

Dasz radę Harry... Dasz radę.

Zapraszam do głosowania! 40 głosów i pojawi się sequel! Więcej szczegółów we wcześniejszych wpisach :) x

Invincible || h.s [1/3] ✔Onde as histórias ganham vida. Descobre agora