Rozdział 5

3.8K 141 1
                                    

Obudziłam się koło godziny 9:30. Za firanki wydostawały się promienie światła. Wstała i przetarłam oczy. Z trudem unosiłam nogi, ale w końcu doczłapałam się do szafy. Wybrałam coś lekkiego bo dziś było dosyć ciepło. Skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, nałożyłam szybki make-up i ubrałam się. Wyszłam z łazienki i poszłam coś zjeść. W domu był jedynie JJ siedzący na kanapie i zajadający płatki kukurydziane z mlekiem. Zrobiłam sobie to samo do jedzenia. Wysłałam SMSa do Ali.  

-Przyjdź po mnie chodź raz.

-Moment daj się ubrać.

-To szybko.

-No dobra spokojnie Rub...

-Ja już jem śniadanie, więc się pośpiesz Ali, bo pójdę bez ciebie.

-A jak spotkasz Styles'a?

-Dam sobie radę

-Tak jak ostatnio?

-Nie, lepiej.

-Ale i tak nie pójdziesz..

-Zastanowię się.

-Weź nie wałuj Rub.

-To SZYBKO...

-No dobra, spokojnie, bo ci żyłka na czole pęknie :)

-Śmieszna jesteś :)

-Wiem to :P

-Dobra widzę cię za 15 minut pod moim domem.

-Za tyle to ja tam nie dojdę.

-To biegnij?

-Cicho już :D Daj się skupić.

-Al, gazem.

-Jeszcze nie minęło 15 minut.

-Ale za 5 minut minie, a znając ciebie jeszcze nie wyszłaś z domu.

-Nieprawda....

-Uważaj bo ci uwierzę.

-Dobra, już wyszłam.

-Ja już ubieram buty i zaraz wychodzę bez ciebie, a potem mnie nie znajdziesz.

-No w sumie racja...

-Dobra.

-Ja już pod twoim domem. Pofatyguj się tu.  

***

  -Pa JJ.

-No nara młoda.- wzięłam pieniądze z szafki, które zostawił mi Charlie na książki i schowałam je do kieszeni. Wyszłam z domu. Zeszłam po schodach i podbiegłam do Alice. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam, która godzina.

-Szybko, chodź bo mam na 17:00 do pracy.

-Właśnie, a ty nie masz na rano.

-Jakaś dziewczyna miała coś wieczorem do załatwienia i poprosiła szefa o wcześniejszą zmianę i zamienił ją ze mną.

-Aha. Z resztą po co mamy się śpieszyć jest dopiero 11:00.

-Znając ciebie wbijesz do jakiś sklepów z ciuchami więc ostrożności nigdy za wiele.

-No dobra.- ruszyliśmy szybkim krokiem. Centrum było już blisko. Weszliśmy.

***

Było koło godziny 12:00. Jak co dzień był tam niezły tłok. Pierwsze skierowaliśmy się do księgarni, gdzie kupiliśmy potrzebne nam książki do szkoły. Nie było ich dużo. Zapłaciłam i wyszliśmy.

-Ruby, ile ci jeszcze zostało?

-Czekaj sprawdzę. 150$, a co?

-Masz jakieś wydatki jeszcze?

-Nie planowałam kupić tylko książki.

-To chodź do jakiś sklepów odzieżowych.

-Po co? Mam dużo ciuchów.

-Ta, ale drętwych. Jedyne jakie masz cool to te, które pomagałam ci wybierać.

-Eh, no dobra.

-Wiesz Rub, nasza szkoła to nie przelewki.

-Zdaje sobie z tego sprawę.

-To dobrze.

Ruszyliśmy do sklepów. Kupiłam dosyć dużo ciuchów. Ali z resztą też. Prawie nic mi już nie zostało. Było już po 16:00. Zaczęłam zmierzać w stronę miejsca, w którym pracuję. Niall niestety kończył zmianę. Wychodziło na to, że zostałam sama. Odłożyłam torby zakupów do swojej szafki i przebrałam się w swój uniform. Była to czarna, krótka spódniczka i gładki, czerwony t-shirt z logo firmy. Pas przewiązałam czarnym fartuszkiem. Na nogach miałam swoje poczciwe, stare trampki. Wzięłam notes, długopis i schowałam go do kieszeni w fartuszku. Siadłam za ladą i zaczęłam rozwiązywać krzyżówki. Po 30 minutach gdy byłam w połowie przyszła 2 osoba, która miała mi towarzyszyć na zmianie. Szerze? Wolałabym już sama opanować ten burdel niż, żeby mieć jedną zmianę ze Styles'em...

Starałam się nie zwracać na siebie uwagi, aby tylko ten załam tu nie podszedł. Siedziałam cichutko za ladą, cały czas rozwiązując krzyżówkę. Brunet poszedł na zaplecze aby się przebrać. Chłopcy mieli mniej pociągające uniformy. Wyglądali w nich raczej... normalnie. Czarne rurki i białe t-shirty mniej przyciągały uwagę od naszego skąpego odzienia.

Invincible || h.s [1/3] ✔Where stories live. Discover now