Rozdział 41

1.4K 74 3
                                    

-Wszystko będzie w porządku – uspokoiła mnie pielęgniarka – parę stłuczeń i rozcięty łuk brwiowy. Do wesela się zagoi – uśmiechnęła się.

-Dziękuje, uspokoiła mnie pani.

-Co się właściwie stało? – popatrzyłam na chłopaka siedzącego na kozetce. Rozszerzył oczy, a jego ręka zaczęła się trząść.

-Nie mam zielonego pojęcia – skłamałam – Wyszłam się przewietrzyć na przerwie i znalazłam go w pół przytomnego na chodniku.

-A ty pamiętasz chłopcze?

-N-nie. Pamiętam tylko silny ból z tyłu głowy i upadek.

-Ktoś go musiał napaść. Masz przy sobie portfel?

-Nie.

-Czyli cię okradli – podsumowała młoda kobieta w białym kitlu – Musisz być bardziej ostrożny.

-Dziękuje za pomoc.

-To moja praca – uśmiechnęła się – jeśli w przeciągu tygodnia ból nie zniknie, skieruj się do szpitala, a teraz zmykajcie na lekcje – usiadła za biurkiem.

-Dowidzenia – odparliśmy równocześnie. Ciemnowłosy otwarł mi drzwi, a ja skinieniem głowy podziękowałam i wyszłam.

-Opowiesz mi co się tam wydarzyło?! – warknęłam, kiedy zamknął drzwi.

-Nie mogę ci powiedzieć. Błagam zostaw mnie.

-Powiedz chociaż jak masz na imię – bąknęłam.

-Irwin. Jamie Irwin – zaczął się powoli oddalać. Nie zdążyłam go zatrzymać i zniknął mi z pola widzenia. Odmaszerowałam zdenerwowana do klasy gdzie właśnie miałam mieć angielski.

-Przepraszam za spóźnienie, ale pomagałam rannemu koledze.

-Dobrze – bąknęła pod nosem Pani Banks. – usiądź na miejsce. Zaraz zaczynamy klasówkę.

Super jeszcze tego mi brakowało. Wyciągnęłam podręcznik próbując się czegoś nauczyć, ale wiedziałam, że i tak było już za puźno.

Przeżyłam klasówkę z godnością. Była stosunkowo łatwa, jak na panią Banks. Ponieważ była to ostatnia lekcja wyszłam ze szkoły, włócząc za sobą plecak. Rozejrzałam się w poszukiwaniu wysokiej sylwetki chłopaka z lokami. Po 5 minutowych oględzinach parkingu, ujrzałam go. Opierał się o swój samochód, a w ręce trzymał telefon. Pomachałam w jego stronę, a on uśmiechnął się szeroko na mój widok. Podbiegłam do niego i przytuliłam go owijając jego kark. Przyciągnął mnie do siebie, umieszczając ręce na moich biodrach, poczym pocałował. Przyciągając wzrok tłumu zaśmiał się głośno.

-Hej maleńka. Jak w szkole? – moja mina zrzedła.

-Umm, nie chce o tym gadać. To był wyczerpujący dzień.

-Wszystko w porządku?

-Tak.. tylko mam jedną prośbę.

-Słucham kochanie?

-Możesz nie dzwonić po Niall'a kiedy będą te walki.

-A co pokłóciliście się?

-To coś poważniejszego. Po prostu tego nie rób, okej?

-Jak sobie życzysz – uśmiechnął się i ucałował mnie w czoło.

-Właściwie to czemu dziś się spotykamy tak wcześnie?

-Muszę ci coś powiedzieć.

-Słucham?

-Ale nie tutaj. Zabieram cię na piknik – uśmiechnęłam się i usiadłam na miejscu pasażera.

-Gdzie ten piknik?

-Zobaczysz.

-Daleko to?

-Nie.

Jechaliśmy 15 minut, kiedy nagle zaczęła się żwirowa droga. Samochód zatrzymał się przy średniej wielkości jeziorze. Miejsce było oświetlone ogniskiem, a koło niego stał stół z 2 ławkami.

-Witam w moim osobistym raju – uśmiechnął się i podał mi rękę kiedy wychodziłam z auta. Harry wyciągnął koszyk z bagażnika i położył go na ławce. Wyciągnął z niego kwadratowy obrus w biało-czerwoną kratę. Usiadłam koło wiklinowego kosza i wypakowałam jedzenie. Były tam kanapki i 2 kartony soku. Zmieściła się również butelka wina.

-Będziesz pływać?

-Nie mam stroju.

-A kto powiedział, że potrzebny jest ci strój?

-Harry – zaczerwieniłam się – to miejsce publiczne.

-O którym wiem tylko ja. – ściągnął podkoszulek i rurki. – To jak?

-Zostanę na brzegu.

-Jak chcesz. – wskoczył do wody. Zaczęłam konsumować kanapkę, która była zaskakująco dobra. Czułam się samotnie na tym brzegu. Chciałam się do niego przytulić, a on woli pływać.

-Zimna jest woda? – spytałam podchodząc do brzegu. Stanęłam na drewnianej kładce i kucnęłam.

-Sama sprawdź – pociągnął mnie za rękę przez co wylądowałam w wodzie.

-Harry! – pisnęłam. – Nie mam ubrań na zmianę!

-Pożyczę ci moje. Mam jakieś w bagażniku. – chlapnęłam go wodą, a ten przyciągnął mnie do siebie.

-Nie dąsaj się mała – uśmiechnął się słodko. – ściągaj te ubrania i chodź ze mną popływać.

Włożył ręce pod moją bluzkę i uniósł ją ku górze. Rzucił ją na brzeg. Jego ręce powędrowały do guzika i rozporka. Ściągnął ze mnie spodenki i je również rzucił w stronę kładki. Objął moją talię i przyciągnął do siebie. Położyłam ręce na jego ramiona.

-Podoba ci się tu?

-Jest zjawiskowo – uśmiechnęłam się i pocałowałam go.

Siedziałam otulona kocem na ławce i zajadałam kanapkę. Harry siedział obok mnie i przytulał.

-Co chciałeś mi powiedzieć? – w końcu zapytałam.

-Walki są za dwa dni. – otworzyłam szerzej oczy.

-Oo..

-Spokojnie. Jestem przygotowany.

-To wcale nie jest pokrzepiające.

-Przepraszam.

-Boje się. – wtuliłam się bardziej w jego tors.

-Ja też.

Invincible || h.s [1/3] ✔Where stories live. Discover now