Rozdział 35: Nie wiem, czy to łzy szczęścia czy smutku.

637 45 0
                                    

Wydaje mi się, że nie stresowałam się tak bardzo nawet, gdy miałam powiedzieć Ethanowi o zdradzie. Znajdowałam się w parku niedaleko mojego domu, bo tu właśnie postanowiliśmy się spotkać. To dla mnie o wiele lepsza opcja niż jakaś kawiarnia czy mój dom. Jest tu cicho, spokojnie i potrafię się tu zrelaksować, co w tej chwili i tak mi nie wychodziło. Chodziłam w tę i z powrotem, czekając na Ethana. Nie był spóźniony. To ja byłam tak niespokojna, że przyszłam dwadzieścia minut za wcześnie. Zawsze to lepiej niż pół godziny później, jak często bywa w moim przypadku. 

Jestem ciekawa i jednocześnie wystraszona tego co chce powiedzieć mi blondyn po naszej ostatniej konfrontacji. Emocje opadły, każdy poukładał sobie wszystko w głowie i przygotował dokładny plan tego co powie. Przynajmniej ja tak zrobiłam. 

Usiadłam na ławce, bo byłam już nieco zmęczona tym chodzeniem. Wyprostowałam nogi i zachłannie nabrałam powietrza do płuc. Ten proces nazywa się oddychaniem, jednak w tej chwili nie był tak oczywisty. 

Na horyzoncie zobaczyłam Ethana, co jedynie spotęgowało moją niepewność. Każe zdanie, który zaplanowałam, uleciało mi z głowy. Pojawiła się tam jedynie pustka, więc z pewnością dam chłopakowi się wygadać. 

Pomachałam mu z serdecznym uśmiechem na powitanie. Odwzajemnił ten gest, czym poważnie mnie zaskoczył. Nie wyglądał na wściekłego, a bardziej przygnębionego. Podszedł bliżej i wydusił z siebie ciche "cześć". Podrapałam się po łydce. Zawsze tak robię, gdy jestem zdenerwowana. 

- O czym chciałeś porozmawiać? - Zagadałam. 

- Oh, właściwie nie wiem od czego zacząć. - Odparł, wpatrując się w błękitne niebo. - Tyle się ostatnio wydarzyło. 

- Słuchaj. Jeśli chodzi o wczoraj... - Odwróciłam się do niego całym ciałem. - i o to co powiedziałam. Wiem, że strasznie się na mnie zawiodłeś, ja na sobie też, ale chcę żebyś wiedział iż była to wyłącznie moja decyzja. Możesz być wściekły, możesz na mnie krzyczeć...

- Nie jestem zły. Bardziej smutny. - Wtrącił się. Uniósł kącik ust, patrząc mi w oczy, aby za chwilę znów odwrócić wzrok. - Wiedziałem, że to się w końcu stanie. - Z tego co słyszę, wszyscy oprócz mnie, mieli świadomość do czego to wszystko prowadzi. Szkoda tylko, że nikt nie ostrzegł mnie w porę. - Ty i Sam dogadywaliście się tak dobrze, a ja jedynie wchodziłem wam w drogę. Zawiodłem się na sobie, że nie mogłem utrzymać cię przy sobie chodź chwili dłużej. 

- Nie waż się tak mówić! - Krzyknęłam, zwracając na siebie uwagę blondyna, jak i strasząc bezbronne kaczki. - Jesteś naprawdę wspaniałym mężczyzną. Czułym, miłym, pomocnym, inteligentnym, przystojnym, dlatego chcę żebyś poznał dziewczynę, na jaką zasługujesz. Taką, która nie pójdzie wypłakać się na ramieniu swojego najlepszego przyjaciela, przy okazji wchodząc mu do łóżka. 

- Trudno się z tobą nie zgodzić. Jestem chodzącym ideałem. - Zaśmiał się, powodując uśmiech również na mojej twarzy. - Ale nie przyznam ci racji, jeśli chodzi o twoje ostatnie zdanie. Wierzę, że skoro zrobiłaś to, co zrobiłaś, musiałaś mieć powód. Tym powodem było uczucie, którym niezaprzeczalnie darzysz Sama. - Zatrzymałam się na chwilę przy jego słowach. Byłam taka głupia, że nie dostrzegłam tego wcześniej. Wstyd mi, że muszę słyszeć to od mojego byłego chłopaka. 

- To nie tak, że nigdy cię nie kochałam. - Wtrąciłam się. Nie chciałam zostać źle zrozumiana. - Wydaje mi się, że zrozumiałam swoje uczucia dopiero po pewnym czasie. 

- Tak jak mówiłem: nie jestem zły. Oboje nauczyliśmy się o sobie wiele. Jestem szczęśliwy, że gdy mnie zabraknie będziesz miała kogoś przy sobie. 

Skrzywiłam się i przekręciłam głowę, analizując jego słowa. Byłam tak zaszokowana naszą rozmową, że musiałam tak robić z każdym zdaniem, bo nie byłam w stanie normalnie, szybko myśleć. 

- Co masz na myśli, mówiąc "gdy mnie zabraknie"? Jesteś chory? - Spytałam z taką powagą, że wywołałam uśmiech na twarzy Ethana. 

- Nie. - Zaprzeczył, dalej się śmiejąc. Odchrząknął i spoważniał przed swoimi kolejnymi słowami. - Miałem ci to powiedzieć wczoraj, ale wyszło jak wyszło. Dostałem się na naprawdę dobrą uczelnię w Anglii. Lecę do Oxfordu. Wracam do rodzinnego kraju. 

Zesztywniałam. Nie miałam pojęcia jak zareagować. Pogratulować mu czy się rozpłakać. Przecież nadal go kocham. Nasze sprzeczki tego nie zmieniły. Nie pozbędę się części mojego serca, która została zawłaszczona przez Ethana. 

- Cieszę się. - Odparłam łamiącym się głosem. Czułam jak do oczu napływają mi łzy. - Gratuluję. Oxford to jedna z najlepszych uczelni na świecie. Zdecydowanie zasłużyłeś by tam być. 

- Nie wyglądasz, jakbyś się cieszyła. - Skrzywił się i spojrzał na mnie podejrzliwie. 

Wybuchnęłam głośnym płaczem, który wystraszył kolejne stado kaczek. Ethan widząc moją podłamaną sylwetkę, złapał mnie w talii i mocno przytulił do siebie. Dawno nie byłam w jego ramionach i dawno nie czułam się w nich tak dobrze jak teraz. Chłopak kojąco głaskał mnie po głowie. 

- Nie wiem, czy to łzy szczęścia czy smutku. - Mruknęłam, pociągając nosem. - Nie myślałam, że rozstaniemy się tak szybko. 

- Tym bardziej ja. - Odparł. - Musisz zrozumieć moje stanowisko. Nie mógłbym przepuścić takiej szansy. 

Odsunęłam się od blondyna na bezpieczną odległość. Przetarłam czerwone od szlochu oczy. Uśmiechnęłam się tak serdecznie, jak teraz mogłam. 

- Jasne. Mam nadzieję, że o twoim noblu dowiem się prędzej od ciebie niż z telewizji. - Powiedziałam prześmiewczo. Chłopak poklepał mnie po głowie. 

- Nie wychodźmy tak daleko w przyszłość. Póki co to tylko nauka. Nikt nie wie, czy dorównam poziomem. 

- Nawet nie żartuj. - Burknęłam, urażona jego słowami. - Jestem pewna, że wszyscy będą ci tam buty czyścić. Musisz pisać do mnie codziennie i mówić co u ciebie. Nie odpuszczę ci. - Pogroziłam blondynowi palcem. 

- Obiecuję, że będę. - Uśmiechnął się czule. 

- Kiedy wyjeżdżasz? 

- Jutro po południu. 

- Co?! - Krzyknęłam, strasząc już trzecie dzisiaj stado kaczek. - Już jutro?

Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? [Zakończone]Where stories live. Discover now