Rozdział 20: Nie możesz tak myśleć.

712 55 2
                                    

Obróciłam się dookoła własnej osi przed lustrem. Ostatni raz poprawiłam włosy, które spięte miałam w koka sporą spinką. Mama w dalszym ciągu siedziała obok Aarona i nadzorowała jego przygotowania. Zeszłam na dół, aby poczekać na Rydera w salonie. Usiadłam na kanapie, biorąc do ręki telefon. Rodzicielka biegała w tę i z powrotem, dalej nie będąc gotową. Dopiero po piętnastu minutach miała na sobie krwiście czerwoną sukienkę za kolana. Aaron miał na sobie nieodznaczający się, czarny garnitur. Chodził wkoło widocznie zestresowany. Nie dziwię mu się. Ślub to naprawdę odpowiedzialna decyzja, ale najwyższa pora.

W pewnym momencie usłyszałam klakson samochodu. Momentalnie podniosłam się z miejsca, znudzona siedzeniem. Zarzuciłam na ramię torebkę, uprzednio upewniając się, że wszystko zabrałam i wyszłam na trawnik.

- Przyjechał Ryder! - Krzyknęłam i zamknęłam za sobą drzwi.

Wsiadłam na miejsce obok przyjaciela. Powitał mnie miłym uśmiechem. Całe szczęście wyzdrowiał od ostatniego razu i jest w stanie być moim kierowcą. Brunet miał na sobie białą  koszulę i luźno zarzuconą granatową marynarkę. Uzupełniał to wszystko jasnoniebieski krawat, który idealnie pasował do mojej sukienki. Bezzwłocznie pojechaliśmy pod kościół, aby zobaczyć  czy z pewnością wszystko jest na swoim miejscu.

Z trudem poruszałam się po brukowanej kostce przed budynkiem w wysokich szpilkach. Weszłam do środka. Kościół był już przygotowany, jednak moja dusza perfekcjonisty musiała się upewnić, że chociażby najdrobniejsza wstążka jest zawiązana prawidłowo.

- Ryder, zobacz czy krzesła przy ołtarzu są prawidłowo ustawione. Oh, i żeby później nie okazało się, że Aaron jest o wiele wyżej od Rachel. - Krzyknęłam do bruneta, który opierał się o filar. Westchnął głośno.

- Miałem być tylko twoim kierowcą. Czemu jak zwykle teraz muszę dodatkowo zajmować się dekoracją? - Fuknął niezadowolony, jednak po chwili podszedł do ołtarza, tak jak go prosiłam.

- Po prostu to zrób. Aaron na pewno będzie wdzięczny, że nam pomagasz. - Uśmiechnęłam się serdecznie.

Całe szczęście wszystko było na swoim miejscu. Mogłam odetchnąć z ulgą i odpocząć. Niedługo po tym pod kościół zaczęli zjeżdżać się kolejni goście, a i zaraz po nich przyjechał Aaron. Ze szczerym uśmiechem na ustach wszedł do budynku i stanął przed ołtarzem, w oczekiwaniu na Rachel. Było po osiemnastej, a dziewczyny dalej nie było. Wszyscy zaczęli poważnie się martwić. Podeszłam do brata, aby dowiedzieć się o, co chodzi.

- Dlaczego Rachel jeszcze nie ma? - Spytałam, nerwowo bawiąc się palcami.

- Nie wiem. Próbowałem dodzwonić się do niej, ale nie odbiera. - Brunet spojrzał na Sama, który niczego nieświadomy podpierał ścianę. - Niech Ryder podwiezie cię do niej. Zobacz, co się dzieje.

Posłusznie przyjęłam misję, jaką powierzył mi brat. Zerwałam się z miejsca, gdzie stałam i najszybszym chodem jakim mogłam, doszłam do przyjaciela. Pociągnęłam go za nadgarstek w stronę samochodu. Skierował na mnie swój przenikliwy wzrok. Nie uszliśmy uwadze gości, którzy szeptali między sobą.

- Jedziemy do Rachel. - Oznajmiłam i bez słowa sprzeciwu wepchnęłam bruneta do samochodu.

Jak zwykle mało przejęty westchnął głośno, po czym odpalił silnik. Szybko dotarliśmy do mieszkania narzeczonej. Kazałam czekać Samowi przed drzwiami. Nie wydawał się urażony. Weszłam do mieszkania, którego drzwi były otwarte. W salonie zastałam Rachel, która siedziała na swoim przyozdobionym kwiatami wózku inwalidzkim ubrana już w suknię ślubną.

Blondynka nie może chodzić w wyniku wypadku, jakiego doznała w czasach liceum. Nikomu z naszej rodziny to nie przeszkadza. Do dzisiaj pamiętam dzień, gdy Aaron przyprowadził ją do naszego domu i przedstawił. Z początku byłam w lekkim szoku, widząc ją na wózku, ale szybko do tego przywykłam. Rachel jest najmilszą osobą jaką znam do tego jest bardzo ładna.

Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? [Zakończone]Where stories live. Discover now