Rozdział 27: Naprawdę chcę się z tobą przyjaźnić.

769 45 4
                                    

Po tym wszystkim co zrobiłam, nie mogłam się pozbierać. Czułam obrzydzenie własną osobą, jednak nie mogłam za to obwiniać Rydera. Gdybym tylko chciała mogłabym po prostu go odepchnąć. Jedyne co może mnie tłumaczyć to fakt, że byłam pijana, jednak to i tak nie wystarczy. Po prostu zrobiłam Ethanowi okropne świństwo. Nie mogłabym spojrzeć mu w oczy tak samo jak kiedyś. Trudno mi też wytłumaczyć zachowanie przyjaciela, chociaż nie wiem, czy dalej mogę go tak nazywać. Mam nadzieję, że to po prostu trauma po zerwaniu z Rose skłoniła go do czegoś takiego. Od dłuższego czasu zachowywał się dziwnie. 

Moja głowa bolała niemiłosiernie. Mięśnie również. Przewalałam się na łóżku w rozpaczy niczym nastolatka. W dłoni trzymałam swój telefon. Miałam potrzebę napisania lub zadzwonienia do Ethana, ale nie mogłam się na to zdobyć. Po prostu nie miałabym odwagi z nim porozmawiać. 

Poczułam wibracje telefonu, a zaraz po nich dźwięk SMS'a. Ekran podświetlił się, pojawił się na nim numer Sama, a pod spodem początek wiadomości. "Musimy porozmawiać...". Głowa zaczęła boleć mnie jeszcze bardziej na samą myśl o spotkaniu. Zaczęłam wystukiwać kolejne litery, które łączyły się w słowa, a te w zdania, jednak szybko je kasowałam. Chyba z pół godziny rozmyślałam, jak wybrnąć z tej sytuacji i co mu odpisać. Ostatecznie zdecydowałam się na spotkanie. Nie mogę przecież uciekać od swoich problemów. 

Spięłam się w sobie, odpisałam brunetowi, informując go, żeby zjawił się w moim domu. Tylko tutaj czuję się bezpiecznie i mam pewność, że nikt mnie nie podsłuchuje. Boję się poruszyć ten temat w miejscu publicznym. Pokiwałam energicznie głową i klepnęłam się parę razy w policzki, aby doprowadzić się do porządku i wyjść z tej cholernej melancholii. Stało się. Nic już tym nie zrobię. 

Szybko ogarnęłam się w łazience przed przybyciem przyjaciela, gdyż naprawdę nie wyglądałam najlepiej. Miałam potargane włosy, bladą cerę i podkrążone, przekrwione oczy. Nałożyłam więcej makijażu niż zwykle, aby ukryć niedoskonałości powstałe w wyniku kaca i nieprzespanej nocy. Ubrałam się porządnie, bo wcześniej miałam na sobie dresy, i podczas zakładania bluzki doszedł mnie dźwięk dzwonka do drzwi. 

- Ja otworzę! - Krzyknęłam, aby nikt mnie nie uprzedził.

 Zbiegłam na dół, po drodze sprawdzając, czy żadna wścibska para oczu na mnie nie patrzy. Otworzyłam drzwi. W progu stał Sam. Nie wyglądał lepiej ode mnie, jednak on nie mógł użyć makijażu. Zaprosiłam go do środka. Zdjął kurtkę i buty podczas, gdy ja przyglądałam się temu procesowi, oparta o ścianę. Miał na sobie czarną koszulkę, przylegającą do jego ciała, dzięki czemu mogłam stwierdzić, że na pewno ćwiczył ostatnimi czasy.

- Wejdźmy na górę. - Zaproponowałam, wskazując schody, prowadzącego do mojego pokoju.

Chłopak pokwitował mi ruchem głową i posłusznie udał się za mną na piętro mieszkania. Wpuściłam go do pokoju, który utrzymany był w chłodnych szarawych kolorach z kolorowymi akcentami. Kompletnie nie pasował do mojej osobowości. Brunet przysiadł na moim łóżku. Oparł łokcie na kolanach i wgapiał się tępo w podłogę. Dosiadłam się do niego, zachowując bezpieczną odległość. 

- Więc... O czym chciałeś porozmawiać? - Spytałam głupawo. 

- Dobrze wiesz o czym. - Odparł Ryder i spojrzał się na mnie wnikliwie. W jego tęczówkach mogłam dostrzec jasne płomyki, a w jego zachowaniu nieco więcej pobudzenia niż ma zazwyczaj. Oparł rękę na materacu, przez co zbliżył się do mnie nieznacznie. - To co wczoraj się stało...

- Wiem. - Przerwałam mu, odwracając wzrok od jego twarzy. -  To było... głupie, nieodpowiedzialne, okropne, ohydne, przyjemne, niezwykłe, nietrzeźwe... Nie masz pojęcia, ilu więcej przymiotników mogłabym tu użyć. 

Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? [Zakończone]Where stories live. Discover now