Rozdział 7: Chyba naprawdę go...

1K 60 4
                                    

Jedną rzecz w swoim życiu zrobiłam dobrze: nie piłam wczoraj dużo. Gdybym to zrobiła, dzisiaj nie byłabym w stanie wstać z łóżka. Tymczasem jestem prawie jak nowo narodzona. O dziwo, czuję się lepiej niż zazwyczaj. Chwila relaksu i beztroskiej zabawy dobrze mi zrobiła.

Z trudem założyłam na siebie stary, miętowy kostium kąpielowy z wiązaniem z tyłu, który przeleżał w mojej szufladzie zapewne cały rok. W wakacje wcale się nie kąpałam, więc ów strój jest na mnie nieco za mały i ciasno opiewa moje ciało. Jest dwu częściowy, co sprawia, że jeszcze bardziej mam ochotę uciec.

Wyszłam z damskiej szatni, uprzednio obmywając się wodą spod prysznica. Wędrowałam wzrokiem po całym basenie, aż dostrzegłam Rydera. Ostrożnie do niego podbiegłam.

- Zamorduję cię kiedyś. - Powiedziałam na powitanie, marszcząc brwi. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. - Trzeba było uprzedzić mnie wcześniej, że masz zamiar wybierać się na basen, to kupiłabym sobie nowy strój.

- Oj, nie marudź. Mogłaś nie iść.

Nie mogę się nie zgodzić z takim argumentem. Co jak co, ale Sam jest typem osoby, która ma odpowiedź na wszystko. W połączeniu z moją argumentacją "bo tak" nie trudno jest mu mnie zagiąć. Westchnęłam głośno, tym samym przyznając mu rację.

Rozejrzałam się dookoła. Uniwersytecki basen jest dość spory jak na brak typowo sportowych kierunków. Ludzi tutaj też nie brakuje. Nie lubię chodzić do takich miejsc, gdzie przystojni faceci bez koszulek są wystawieni na moje ciekawskie spojrzenie. Z powrotem spojrzałam na Sama, a moje hormony momentalnie się uspokoiły.

Zaczęłam kierować się w stronę jednego z płytszych basenów, aby na początek nieco rozgrzać mięśnie i nie złapać skurczu na większej głębokości. Jeszcze chcę trochę pożyć. Przyjaciel ruszył powoli za mną, niespecjalnie zadowolony z mojej decyzji.

- Mięczak. - Zawołał, gdy już obie nogi zanurzone miałam w wodzie. Obróciłam głowę, piorunując go wzrokiem. - Wchodzisz do płytkiego basenu, jak mały dzieciak.

- Czy to wyzwanie?

- Kto pierwszy z jednego końca toru na drugi. - Zaproponował.

- A jaka jest nagroda? - Założyłam ręce na piersi.

- Pomyślimy później.

- W takim razie możesz już zacząć płakać, bo mam zamiar skopać ci dupę. - Oznajmiłam pewnie, po czym skierowałam się w stronę głębokiego basenu.

Sam przewrócił oczami i podążył za mną. Ustawiliśmy się na torach obok siebie w pozycji do startu. Ostatni raz poprawiłam swoją kitkę. Nadałam znak do rozpoczęcia. Oboje momentalnie wskoczyliśmy do wody. Z początku szliśmy łeb w łeb, jednak im dalej brunet był coraz szybszy ode mnie. Machałam rękami i nogami jak szalona, ale i tak nie mogłam nic zdziałać. Dotknęłam ręką drugiego końca toru i momentalnie wynurzyłam się z wody. Machnęłam głową parę razy, aby doprowadzić się do porządku. Otworzyłam oczy. Ryder przeczesał swoje ciemnobrązowe włosy dłonią, uśmiechając się przy tym pewnie.

- To nie fair. - Oburzyłam się. - Mężczyźni z reguły są silniejsi, więc twoja wygrana była uwarunkowana genetycznie. Pierdolę takie zawody.

- Oj, nie złość się już. - Chłopak dał mi pstryczka w czoło, pokazując swoje białe zęby. - Jeśli cię to pocieszy, to nawet nie dawałem ci forów.

- Już? Dowartościowałeś się trochę? - Odparłam z pogardą. Bardzo nie lubię przegrywać.

 W pewnej chwili poczułam okropny ból w łydce. Złapał mnie skurcz. Starałam się utrzymać na wodzie, jednak bezskutecznie. Ból przeniósł się również na drugą nogę. Zaczęłam tonąć, by za chwilę znaleźć się pod powierzchnią mocno chlorowanej wody. Całe szczęście Ryder szybko rzucił się mi na pomoc. Objął mnie w tali i wypłyną ponad taflę wody. Złapałam głęboki w dech, tak samo jak on. Szybko wyciągnął mnie na brzeg i posadził na skraju basenu, tak, że moje stopy były zanurzone.

Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? [Zakończone]Where stories live. Discover now