Rozdział 11: O jaką opłatę ci chodzi?

848 60 4
                                    

- Nigdy nie sądziłam, że Sam może wdać się w bójkę. - Odezwała się Mai, komentując moją historię.

- Wydaje mi się, że ta strona Rydera już dawno opuściła go gdzieś w czasie późnego liceum. - Odpowiedziałam i popiłam łyk już zimnej kawy, która zdążyła wystygnąć w czasie mojego monologu. - Właściwie to zawsze miał tendencję do wyładowywania swojej złości na innych. Nie zliczę ile razy niewinnie bił się z kolegami i miał przez to kłopoty. - Zaśmiałam się pod nosem na wspomnienie tego widoku. - Pamiętam jak raz miał strupy na pięści, gdy porządnie zlał starszego chłopaka.

- Wcale nie wygląda na takiego, który by się bił. - Wtrąciła się Rose. - Jest bardzo spokojny i nieśmiały. Na jego twarzy mało kiedy widnieją jakiekolwiek emocje. Do tego jest bardzo cierpliwy.

- Właśnie dlatego mówię, że gdy trochę wydoroślał, zmienił się diametralnie. Gdybyście teraz spotkały starego Rydera, nigdy byście go nie poznały.

- Skoro już jesteście bliskimi przyjaciółmi to dlaczego dalej zwracasz się do niego po nazwisku? - Dopytała Mai.

- Tak właściwie przyzwyczaiłam się do tego. Poza tym wolę jego nazwisko od imienia.

Po tym jak dziewczyny dopytały się mnie o wszystkie szczegóły związane z moją relacją z Samem, zaczęłam wszczynać mój plan zeswatania z nim Rosalie. Rudowłosa jest jednym z cięższych przypadków jakie miałam. Często łączyłam w pary znajomych z klasy i umawiałam im spotkania, co w moim wypadku wydaje się paradoksalne, gdyż sama nie miałam szczęścia w miłości, a moje związki nie trwały zbyt długo. Jednak swatanie ze sobą innych ludzi nie sprawiało mi większych problemów. Rose jest nieśmiała. Nie łatwo umówić ją sam na sam z Ryderem. Całe szczęście Mai zebrała się szybciej niż nasza dwójka. Dzięki temu mogłam bezwstydnie umawiać ze sobą przyjaciół. Właściwie nie wiem, czy mogę nazwać Rose przyjaciółką. Zbliżała się późna godzina, więc postanowiłam się zbierać. W międzyczasie muszę też zadzwonić do bruneta.

- Może wyjdziemy jutro do kina? - Zagadałam ostatkiem. - Razem z Ryderem na przykład? 

Dziewczyna nieśmiało pokwitowała mi głową. Zabrałam ze sobą torebkę i zarzuciłam ją na ramię. Pożegnałam się z rudowłosą przytuleniem i wyszłam z kawiarni parę minut po siedemnastej. Przesiedziałyśmy tam na samym gadaniu dość sporo, a ja wcale nie odczułam tego aż tak.

Przeszperałam swoją torebkę w poszukiwaniu telefonu. Gdy już go znalazłam wybrałam numer do przyjaciela. Po paru sygnałach w końcu odebrał.

- Przeszkadzasz mi. - Zaczął.

- Też miło cię słyszeć. - Przewróciłam oczami. - Mogę do ciebie wpaść?

- A po co? - Odpowiedział po chwili przerwy.

- Mam do ciebie pewną sprawę, a poza tym mogłabym się pouczyć.

- Niech ci będzie. - Odparł niechętnie, głośno wzdychając. - Jednak za drobną opłatą.

Moje ciało zesztywniało. Stanęłam na środku chodnika jak wryta. O jaką opłatę mu chodzi? Jeśli to, to o czym myślę, to chłopak ma prawdziwe kłopoty.

- O jaką opłatę ci chodzi? - Spytałam i ruszyłam z miejsca.

- Brzmisz jakbyś zobaczyła ducha. - Zaśmiał się, co słyszałam przez słuchawkę. - Kup mi kawę po drodze, bo jestem na głodzie kofeinowym, kobieto!

Odetchnęłam z ulgą i prychnęłam pod nosem. Sama nie wiem, czego się po nim spodziewałam. Przytaknęłam brunetowi i zmieniłam kierunek na najbliższy sklep, aby kupić mu kawę. Przy okazji wzięłam dla siebie jeszcze czekoladę.

Skierowałam się do domu przyjaciela po drodze wymijając swoje mieszkanie. Ode mnie do Sama jest jedynie jedna przecznica. Najszybciej idzie się niewielkim parkiem. Dlatego i dzisiaj wybrałam tę drogę.

Dotarłam pod niewielki, brązowy dom, w którym zmieszczą się maksymalnie trzy osoby. Zapukałam do drzwi, rozglądając się dookoła. Przed wejściem nie było prawie w ogóle krzaków. Nie można się było tu doszukać żadnych elementów ozdobnych prócz dwóch tuj, które zostały po poprzednich właścicielach. Po niecałej minucie oczekiwania w końcu ktoś raczył otworzyć mi drzwi. Ryder stanął przede mną z niezadowoloną miną i zaprosił mnie ruchem ręką do środka.

Zdjęłam swoje buty w przejściu, a torebkę rzuciłam na komodę tuż obok. Przyjrzałam się chłopakowi, który czekał aż dam mu rzecz, o którą mnie poprosił. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, gdyż wcale się ze mną nie przywitał. Wyjęłam z torby paczkę kawy i rzuciłam ją przyjacielowi. Ten od razu udał się do kuchni, a po chwili usłyszałam gotującą się wodę.

- Więc co chciałaś mi powiedzieć? - Krzyknął z kuchni.

Usiadłam na fotelu ze sporym oparciem przy niskim stoliku, który znajdował się zaraz za półścianką, dzielącą salon i kuchnię. Dopiero, gdy Sam podszedł bliżej mnie i postawił przed moim nosem napój, mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Miał na sobie czarną, przylegającą do jego torsu koszulkę, która eksponowała jego wątpliwie wysportowany brzuch, a na nogach miał najzwyklejsze dresy. W tym momencie miał na sobie jeszcze okulary z dość grubymi oprawkami. Zakłada je jedynie, gdy siedzi długo przed monitorem.

- Znowu siedzisz przed komputerem? Wiesz, że nie powinieneś. - Wzięłam łyk kawy, krzywiąc się. Ryder zawsze robi ją za mocną jak na mój gust.

- Pierwszy zadałem ci pytanie.

Westchnęłam głośno. Chłopak jest zbyt dokładny jeśli o to chodzi.

- Pomyślałam, że miło by było, gdybyśmy w trójkę wybrali się do kina. - Zaproponowałam.

- Trójkę? - Spytał.

- Ja, ty i Rose.

- Nie wiem, czy znajdę czas... - Sam przeczesał swoje ciemne włosy, wyrażając zmieszanie. Serce mi się kraja, gdy widzę jaki nieporadny w relacjach z Rosalie jest. Klepnęłam go delikatnie w ramię.

- Proszę. - Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. - Będzie zabawnie. W końcu chciałeś się z nią spotkać, prawda?

- Tak, ale... - Pomasował się po karku, do tego na jego twarzy mogłam zauważyć jak się rumieni. - Nie podoba mi się, że mieszasz się w moje sprawy.

Właśnie o tym wspominałam Mai. Ryder nie lubi, gdy wiem cokolwiek o jego prywatnym życiu. Jest bardzo skryty mimo, że znamy się już tak długo i mogę przysiąc, że bezgranicznie sobie ufamy. Przynajmniej ja tak to czuję. Brunet nigdy nie mówi wiele o sobie. O jego kontaktach z rodzicami również nie wiem zbyt wiele. Wiem tylko, że są dość zamożni. Przynajmniej wystarczająco, aby utrzymać swoje mieszkanie w centrum miasta i mały dom Sama, w którym akurat się znajduję. Do tego zapewniają mu całkowite wyżywienie i opłacają studia. Jego mama prowadzi galerię sztuki, a ojciec jest menadżerem w jakieś firmie transportowej. Nieźle im się powodzi. Ryder nigdy nie potrzebował wiele uwagi, więc nie dziwi mnie fakt iż jego rodzice rzadko go odwiedzają. Podobno wcale mu to nie przeszkadza. Mówił, że oboje dawali mu tyle atencji ile chciał mieć. Wnioskuję, że niewiele.

- Nie każę ci jej od razu podrywać. Nic z tych rzeczy. - Zaczęłam energicznie wymachiwać rękoma i kręcić głową, aby wzmocnić moją wypowiedź. - Chciałabym żebyście lepiej się poznali. To wszystko. Spotkałam się z Rose i Mai dzisiaj w kawiarni i wydaje się naprawdę miła.

- Bo taka jest. - Przerwał mi chłopak.

- Właśnie o tym mówię. - Przytaknęłam. - Proszę zgódź się.

Złapałam obie dłonie chłopaka i mocno nimi potrząsnęłam. Wiem, że nie jest przychylny na to co robię, jednak wie też, że nie odpuszczam łatwo, a ten nie jest cierpliwy. Po chwili wpatrywania się w niego przeszywającym spojrzeniem, w końcu się zgodził. Mam pewność, że nie pożałuje. Oczywiście nie mam zamiaru pojawić się na tym spotkaniu. Wymyślę jakąś prozaiczną wymówkę. Jeśli to ich do siebie nie zbliży to sama nie wiem co może. Rosalie wydaje się tak samo zapatrzona w Rydera jak on w nią. Wystarczy jedna iskierka...


Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? [Zakończone]Where stories live. Discover now