Rozdział 14: Chodźmy do mnie.

818 54 2
                                    

Nie mogę zliczyć minut, a może nawet godzin jakie spędziłam przed lustrem, gdy próbowałam idealnie ułożyć sobie włosy i dobrać ubranie. Okropnie przejęłam się tym spotkaniem z Ethanem. Ostatecznie założyłam na siebie swój ulubiony żółty sweter, a do tego jeansową spódnicę i botki. Nie różniłam się bardzo od papug, które mijaliśmy po drodze.

Aktualnie szłam przy boku blondyna, najbliżej jak potrafiłam. Co pewien czas trącałam jego dłoń ręką, mając nadzieję, że w końcu zdecyduje się mnie złapać. Niestety moje starania zdały się na nic. Całe szczęście odrabiał to żwawą rozmową, na którą ja nie potrafiłam się zdobyć. Mruczałam coś cicho pod nosem. Dalej byłam speszona jego bliskością. Z udawanym zaciekawieniem patrzyłam na mijane przez nas zwierzęta. Muszę szczerze przyznać, że zoo to jedno z lepszych miejsc do jakich mógł mnie zabrać. Uwielbiam zwierzęta. W pierwszej kolejności miałam wybrać się na weterynarię, jednak uznałam, że z moją nieporadnością nie nadaję się na to stanowisko.

- Nie lubisz mojego towarzystwa? - Spytał Ethan, wyrywając mnie z amoku. - Wydajesz się jakaś nieobecna przy mnie.

Zaczęłam nerwowo wymachiwać rękoma.

- To nie tak... To... - Jąkałam się, nie wiedząc jakich słów użyć. - To przeze mnie. Nie umiem się wysłowić...

Przyjaciel skinął delikatnie głową, posyłając mi przy tym serdeczny uśmiech, przez który poczułam się jeszcze bardziej speszona. Zachowuję się jak idiotka lub rozwydrzona nastolatka, jednak każdy jego dotyk przyprawia moje ciało o dreszcze.

W trakcie naszego pobytu w zoo poszliśmy jeszcze zjeść. Zamówiliśmy po hot-dogu w pierwszej, lepszej napotkanej budce. Nie przeszkodziło mi to w żadnym stopniu, że nie jedliśmy w wytrawnej, drogiej restauracji. Życie nauczyło mnie cieszyć się małymi rzeczami, mimo, że wcale nie miałam w nim tak ciężko.

Cały dzień zleciał nam przyjemnie. Sama dziwię się, ile czasu można spędzić, chodząc po dość sporym kawałku ziemi, oglądając zwierzęta. Mimo to byłam zadowolona, a uśmiech nie znikał mi z twarzy. Ethan to zauważył i co chwilę wdawał się ze mną w pogawędkę.

Dochodziła dziewiętnasta. Zrobiło się chłodniej, ciemniej, a nad nami zaczęły zbierać się deszczowe chmury. Jak na złość nie zabrałam ze sobą kurtki ani parasola, a blondyn miał na sobie jedynie bluzę. Spojrzałam w niebo, kręcąc z niezadowoleniem nosem. Wystawiłam jedną dłoń, aby upewnić się czy deszcz zaczął padać.

- Powinniśmy się zbierać. - Oznajmił Ethan.

Kiwnęłam głową. Chłopak złapał mój nadgarstek. Poczułam kolejny przeszywający mnie dreszcz. Ryder wiele razy mnie tak łapał, zdążyłam do tego przywyknąć, jednak dotyk blondyna sprawił, że mimo chłodnego powietrza, było mi okropnie gorąco.

Zdecydowaliśmy się pójść do pobliskiego parku, aby pod drzewami ukryć się przed deszczem. Stanęliśmy na niewielkim pomoście tuż nad stawem. Obserwowaliśmy kaczki. Poczułam jak po mojej głowie zaczynają spływać kolejne kropelki wody. Spojrzałam wymownie na przyjaciela, gdyż jak najszybciej chciałam się zebrać do domu. Moje włosy wyglądają jak szopa, gdy są mokre. Mogę przysiąc, że wyglądam wtedy jak Samara Morgan. Zaczęliśmy przysuwać się coraz bliżej siebie, aby utrzymać swoje ciepło. Deszcz cały czas się nasilał.

- Przeziębisz się, jeśli dalej będziesz stała na tym deszczu. - Odezwał się Ethan.

Podszedł bliżej mnie, chociaż było to dość trudne, i położył na moich ramionach swoją bluzę. Była bardzo duża. Wyglądałam w niej śmiesznie. Blondyn przyznał mi rację, gdyż zaśmiał się pod nosem. Moje włosy były całe mokre, tak samo jak ubrania, jednak nie przejmowałam się tym. Po prostu jak zahipnotyzowana parzyłam w oczy, stojącego przede mną przyjaciela. Jego twarz była na tyle blisko mojej, abym mogła poczuć jego oddech na moim nosie. Z każdym kolejnym wdechem chłopak przybliżał się do mnie. Coraz mocniej czułam jego zapach, który był niezwykle przyjemny, zwłaszcza, że przed chwilą wyszłam od smrodu dzikich zwierząt.

Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? [Zakończone]Where stories live. Discover now