--- ε 4 з ---

1.5K 259 40
                                    

------------ ε ♢ з ------------

Figura białego lisa dumnie prezentowała się nad kominkiem w przeszklonym salonie, każdego dnia doprowadzając mnie do szału. Wiedziałeś, że się ich boję. Wiedziałeś, czym się charakteryzują.

— Czemu nie chcesz na mnie spojrzeć? —


------------ ε ♢ з ------------

30 listopada

— Nie patrz tak na mnie, Jaehyun — wymamrotał Yoongi, stukając długopisem o blat biurka — myślę, że akurat w tej kwestii zawsze się dobrze rozumieliśmy.

— Przecież jeszcze nic nie zdążyłem powiedzieć.

Mężczyźni siedzieli naprzeciwko siebie w gabinecie ordynatora, pogrążeni w lekkim mroku. Jedynie pomarańczowa poświata biurowej lampki otulała ich zmęczone twarze, uwypuklając sińce pod oczami i przekrwione białka. Dochodziła siódma rano, niebo delikatnie jaśniało, budynek wypełniała całkowita cisza.

Jednak z początku nie było o nią tak łatwo, bo Park Jimin nie dawał za wygraną. Jego wrzaski wsiąkały w ściany budynku, wydrapując w nich okropne blizny, by już zawsze przypominały o jego obecności w tym szpitalu, w budynku oddziału P4. Nie wykrzykiwał czyjegoś imienia, przekleństw, modlitw czy próśb. Chrapliwy głos wydawał jedynie jednostajny krzyk, pełen okropnej rozpaczy, frustracji, nienawiści i bólu, dosłownie łamiąc twarde kręgosłupy pracowników, którzy odrzucili w niepamięć jakąkolwiek irytację. Skowyt tego chłopaka był przytłaczający. Wyrywał z głębi świadomości największe obawy i smutki, jakby stworzony do pozbawiania ludzi resztek szczęścia.

Cierpienie Jimina po prostu się udzielało.

Yuta i Doyoung musieli podać mu dożylnie środki uspokajające, by ukrócić męczarnię znajdujących się w budynku pacjentów i personelu, a przede wszystkim zaoszczędzić cierpienia chłopakowi.

Pielęgniarze zabrali wystraszoną Eunmi do pokoju socjalnego i zaparzyli jej ziółka, które chętnie przyjęła i wypiła niemalże duszkiem. Potem zadzwoniła do narzeczonego, by odebrał ją ze szpitala, kiedy będzie wracać ze swojej zmiany w więzieniu.

Jung Yoonoh i Min Yoongi rzeczywiście zawsze się rozumieli. Obaj z natury byli dobrymi ludźmi, doszukującymi się prawdy i sprawiedliwości. Branie chorych w obronę, kiedy cała reszta spisywała ich na straty, bo przecież byli chorzy na głowę.

— Inni wiedzą, co ci zrobił? — zapytał Jae, zdejmując marynarkę. Yoongiemu nie umknęło to, że standardowo miał krzywo zawiązany krawat.

— Nie. Weszli, kiedy już tylko płakał. Ale zakładam, że się domyślili.

Młodszy pokiwał głową. Na moment się zamyślił, pocierając szczękę palcami.

— Twoja wstępna teoria ma sens. Stracił rodziców mając dwanaście lat. Dostateczny wiek, by dobrze ich zapamiętać i stać się ofiarą traumy. — Mężczyzna przymknął powieki, uśmiechając się blado. — Ale nie spodziewałbym się po tobie, że tak ostro go potraktujesz.

— Chciałem tylko... — jęknął ordynator.

— Rozumiem. Przynajmniej mniej więcej wiesz, na czym stoisz. Niepokoi mnie trochę ta rana i to, co powiedziała mi Eunmi, nim wróciłeś z papierosa.

— Co dokładnie?

— Kiedy próbowała go dotknąć, zabierał rękę. Odsuwał się, podobno tak, jakby bał się poparzenia.

◦ Panic room ◦ [yoonmin]On viuen les histories. Descobreix ara