--- ε 38 з ---

995 198 200
                                    

------------ ε ♢ з ------------

Otworzyłem oczy i poczułem, jak zatrzymał się czas. A zatrzymał się w cholernie złym momencie, odznaczając to wspomnienie w mojej pamięci już na zawsze. Ale nie chciałem już nic mówić, bo kiedy zobaczyłem, że los stał się przewrotny również dla Ciebie...

— ...zaniemówiłem. —

------------ ε ♢ з ------------


Yoongi czuł serce w gardle, albo po prostu już je tam miał — sam do końca nie wiedział.

Kiedy tylko dostał telefon od Chanyeola, zarzucił na siebie wczorajsze ubrania, w międzyczasie dzwoniąc po taksówkę, i wybiegł przed dom. Dreptał w śniegu, odganiając łzy i próbując dodzwonić się do Jaehyuna, ale ten nie odbierał. Dwadzieścia minut później był już na terenie szpitala. Przedzierał się przez ośnieżone aleje, nie mijając żywej duszy. Gdzieniegdzie migało światło latarek patroli, kręcących się po krzakach — szukali kogoś, był tego pewny.

W końcu znalazł się pod swoim oddziałem. Stały tam trzy radiowozy i służbowe auto Seokjina.

Żadnej karetki. Żadnego pojazdu sanitarnego.

Mój Boże, pomyślał, rzucając się na drzwi — przecież to może znaczyć tylko jedno.

Wpadł do środka niczym burza, prawie rozbijając twarz o drugie drzwi. Ledwo panował nad przemęczonym ciałem, nie wspominając o tym, że nad umysłem i odruchami nie miał właściwie żadnej kontroli. Wybiegł na korytarz i pognał do recepcji, gdzie zastał ochronę w towarzystwie dwóch policjantów.

— Yeol! Yeol, na Boga, co z nią?!

— Yoongi...

— Co z Eunmi?!

Park zacisnął szczęki. Kiedy Min do niego podszedł, pchnął go lekko w stronę schodów i poprowadził prędko na górę, dłoń mocno zaciskając na krótkofalówce.

— Straciła bardzo dużo krwi. Od razu wezwałem ratowników, zabrali ją do Taeyonga, właśnie jest operowana.

Min aż się zatrzymał, jednocześnie wstrzymując oddech. Żyła. Żyła i była w rękach Lee. To stanowiło nadzieję; Choi mogła przeżyć.

— Co się właściwie stało? 

Yeol zerknął na niego przelotnie, kiedy dostali się na piętro. Wyglądał, jakby bardzo nie chciał czegoś powiedzieć. I Yoongi bardzo się tego bał, zwłaszcza, że nawet na chwilę nie przestawał snuć domysłów. Wszystkie zbiegały się do postaci Jimina. A kiedy zrozumiał, że ochroniarz prowadził go do pokoju chłopaka, poczuł, jak uchodzą z niego wszelkie nadzieje.

— Jezus — jęknął, widząc na jasnym linoleum pełno rozmazanej krwi i leżący w niej nóż. Wiódł otępiałym spojrzeniem za czerwonymi smugami, aż dotarł do pochylonej, klęczącej sylwetki. — Kurwa.

Skuty za plecami Park, klęczał na ziemi, obstawiony Namjoonem i Jungkookiem, których twarze zlewały się swoją bladą barwą ze ścianami. Seokjin siedział na krześle; wspierał łokcie na udach, a brodę i usta krył w splecionych dłoniach, wpatrując się w krew jak zahipnotyzowany.

— Co tu się, kurwa, stało? — Lekarz przeszedł nad kałużą i chciał podejść do Jimina, ale Namjoon wyciągnął przed siebie rękę i go powstrzymał, kręcąc przy tym głową. — Co jest? Co chcecie mi powiedzieć?

— Przykro mi, Yoongi — szept Jina wpłynął do jego umysłu, jakby nieco opóźniony. — Wszystko wskazuje na to, że to Jimin.

— Nie — mruknął lekarz — nie wierzę w to.

◦ Panic room ◦ [yoonmin]Where stories live. Discover now