--- ε 25 з ---

1.4K 240 76
                                    

------------ ε ♢ з ------------

Jej oczy patrzyły na mnie inaczej. Nie było takiej chwili, w której okazała przede mną strach. Próbowała przedrzeć się przez gąszcz nienawiści i rozgoryczenia. I przysięgam.

— Zrobiła to. —

------------ ε ♢ з ------------

25 grudnia

Jaehyun wszedł z rozmachem do pomieszczenia i rozejrzał się po jego wnętrzu. Płaszcz wisiał na wieszaku, więc Yoongi musiał się znajdować w budynku. Za dobrze go znał; nie naraziłby się na chłód, choćby mu za to zapłacili.

Od Eunmi dowiedział się, że Min od rana wyglądał na mocno zdenerwowanego i nie chciał z nikim rozmawiać, do tego odnalezienie go graniczyło z cudem. Jung był jednak tak samo przebiegły jak Yoongi, ale potrafił być przy tym stokroć bardziej wyrachowany. Dlatego natychmiast udał się do Chanyeola i kazał pokazać sobie monitoring.

Dwie godziny wcześniej, Yoongi wszedł do swojego gabinetu i już stamtąd nie wychodził. A skoro kilka osób udało się tam w poszukiwaniu lekarza i wyszło bez niego, musiał się gdzieś zaszyć. Rozmiary jego przyjaciela, co prawda, pozwalały na koczowanie w szafie, ale po co miałby to robić?

— Wiem, że tu jesteś, sukinsynu — warknął, stając naprzeciwko biurka.

Kiedy nie uzyskał odpowiedzi, obszedł mebel. Yoongi leżał wyciągnięty na podłodze i gapił się w sufit, ze skrzyżowanymi pod głową ramionami.

— Od kiedy tu leżę, drzwi otworzyły się dwadzieścia osiem razy — wyszeptał, zamykając powieki. — A ty jesteś jedyną osobą, która weszła głębiej. Czułeś mój zapach?

— Sprawdziłem monitoring — odparł cicho, kopiąc mężczyznę w udo. — Co się z tobą dzieje?

— Nic wielkiego.

Jaehyun przewrócił oczyma.

— Eunmi powiedziała mi o tym, że sprawa śmierci tego studenciaka została ponownie otwarta i policja jeszcze raz przeszukuje mieszkanie Jimina. — Wysunął krzesło spod biurka i usiadł na nim. — A więc? Co się z tobą dzieje? — powtórzył. I miał zamiar powtarzać, aż do skutku.

— Z jednej strony jestem święcie przekonany, że Jimin nie podniósłby na nikogo ręki, a z drugiej boję się, że...

— Że? — Jae oparł łokieć o blat. Czuł się tak, jakby właśnie miał sesję z jednym ze swoich pacjentów.

Yoongi uniósł się do siadu i popatrzył na swoje dłonie.

— Że ten inny Jimin to jednak zrobił... Że w jakiś sposób doprowadził do śmierci Taemina.

— Niewykluczone — powiedział mężczyzna. — Nic nie możesz wykluczać przy tak dramatycznym przypadku, jakim jest Park.

Jung miał rację i to bezapelacyjnie. Min próbował określić Jimina już wieloma różnymi mianami, by ułatwić sobie patrzenie na jego sprawę, ale zaraz pojawiało się coś nowego, co zamazywało żmudnie malowany obraz. Yoongi popadał w skrajności, ponieważ z całego serca chciał wierzyć w Jimina i jego niewinność (i robił to, na tyle, na ile pozwalał mu zdrowy rozsądek), ale z drugiej strony, momentami tracił siłę do wiary w możliwość wyprostowania chłopaka.

Jimin był jak zapisana kartka papieru, na której znajdowało się pełno kreśleń i kleksów z atramentu. Zmięta w kulkę i rzucona w kąt starego gabinetu, nabierała wilgoci, żółkła, płowiała z zapisanych na niej treści. I nieważne jak bardzo Yoongi postara się go rozwinąć, wygładzić i wysuszyć, nierówne linie zagnieceń wciąż będą zdobić jego fakturę. 

◦ Panic room ◦ [yoonmin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz