Rozdział 4 - Seth

34 5 0
                                    

- Sam, proszę cię. Przecież nic mi nie jest.

- Jak to nie?! Ten idiota cię postrzelił! - krzyczy.

Moja siostra zaczyna mnie już irytować. Przecież nic takiego się nie stało. Sam jak zwykle za bardzo przeżywa. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w dzisiejszych czasach jest to dosyć normalne. Ale powinna też zrozumieć tego gościa.

- Ile razy mam powtarzać, że mi przykro?! - krzyczy chłopak - Myślałem, że jesteście jednymi z nich.

- To w ten sposób załatwiasz sprawy?! Strzelasz gdzie popadnie?!

Kłótnia… Świetnie… To ostatnie czego nam teraz potrzeba.

- Sam odpuść mu. Co byś zrobiła na jego miejscu?! Szwenda się sam po tym zjebanym świecie - mówię najspokojniej jak potrafię, ale ta dwójka nieźle mnie denerwuje.

Nastaje chwila ciszy. Chyba wreszcie coś do niej dotarło.

- Przepraszam… - mówi chłopak w moją stronę.

- Stary, wygląda na to, że to nie mnie musisz przepraszać.

Oboje spojrzeliśmy na Sam.

Popatrzyła na mnie a potem na tego gościa. Prychnęła i ruszyła w moją stronę.

Jest tak okropnie uparta. Zupełnie jak ja. To jedna z niewielu rzeczy jakie nas łączą mimo, że jesteśmy bliźniakami.

Dziewczyna wyciąga z plecaka opatrunki i zawija moją ranę wcześniej ją dezynfekując.

- Wszystko z nim okey? - pyta chłopak.

- Masz szczęście, że masz słabego cela - odpowiada Sam.

Pomimo wściekłości potrafi dalej żartować. Tego jej zazdroszczę.

- Wygląda na to, że będziemy musieli się przez jakiś czas znosić, więc może powiesz nam jak masz na imię? - mówię żeby rozluźnić atmosferę.

Skoro już wpadliśmy na gościa, to nie możemy go teraz zostawić samego na pastwę losu. Widać, że wiele przeszedł. I chyba ewidentnie ma dość takiego życia. Zresztą jak my wszyscy…

- A no tak… - zamyślił się na chwilę - Jestem Noel - podchodzi do mnie i wyciąga w moją stronę rękę.

- Seth - przedstawiam się i przy jego pomocy staję na nogi - A ta urocza pani to moja siostra Samantha.

- Sam - poprawia mnie dziewczyna - Myślę, że powinniśmy już iść i znaleźć jakieś schronienie zanim zrobi się całkowicie ciemno.

Sam chowa rzeczy do swojego plecaka. Całą trójką wyruszamy wzdłuż ulicy, prowadzącej przez las.

- To… - zaczynam przeciągając ostatnią literę - Od jak dawna błąkasz się sam?

Noel głośno wzdycha. Najwyraźniej zacząłem bardzo kruchy temat.

- Właściwie od samego początku… - zaśmiał się głucho.

- To znaczy od kiedy? - pyta Sam pomimo, że szturcham ją w ramię.

- Od kiedy to coś zabrało mi ojca… - spuszcza wzrok - Czyli od czterech miesięcy…

- Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?! - wykrzykuje nagle Sam.

- Cóż jeszcze dużo o mnie nie wiesz, potrafię sobie radzić w trudnych sytuacjach.

Dziewczyna prycha i szybko nas wyprzedza.

Z placu pod sklepem, wchodzimy prosto do lasu. Jest zupełnie czarny i ciemny chociaż jest już około 8:00.

Przechodzą mnie ciarki i po raz kolejny po moim ciele rozchodzi się ból. Postrzelone ramię wydaje się być w całkiem niezłym stanie, ale ogromny, przeszywający ból jest nie do zniesienia. Uczucie jest tak dotkliwe, że mam wrażenie jakby ktoś próbował mi odrąbać rękę.

Nie jestem pewien czy to, że ten koleś idzie razem z nami to dobry pomysł.

Ale nie mogliśmy go zostawić samego. Na pastwę losu. To najzwyczajniej w świecie nieludzkie.

A ostatnio bardzo ciężko dostać chociaż odrobinę dobroci lub wsparcia.

Sam ewidentnie nie jest tym zachwycona. Jest uprzedzona do ludzi odkąd Amy…

- Seth rusz się! - z zamyślenia wybudza mnie głos dziewczyny.

Dopiero teraz zauważam, że jestem daleko w tyle za nią i Noelem. Staram się ich jak najszybciej dogonić, ale idą tak szybko, że z każdym moim krokiem oddalają się ode mnie coraz bardziej.

Przyspieszam jeszcze bardziej. To za wiele nie pomaga. Wciąż są co najmniej kilometr przede mną.

Zaczynam biec. Zastanawiam się jak to możliwe, że oni tak szybko chodzą?

Kiedy się przybliżam staje się to dla mnie jasne. Wygląda na to, że Sam próbuje uciec od rozmowy, ale Noel uparcie za nią idzie. Śmieję się pod nosem.

Nagle potykam się i upadam na ziemię. W duchu śmieję się z siebie, że jestem takim frajerem. Lecę przed siebie. Dłońmi osłaniam twarz. Gdy dotykam ciałem ziemi okazuje się to być fatalnym pomysłem. Całym ciałem przygniatam prawą rękę.

Ponownie odczuwam ten przeszywający ból. Jestem idiotą, wiem o tym. Mam wrażenie, że właśnie odpada mi ręka. Obracam się na plecy i staram się uspokoić oddech.

Krwawiąca ręka wcale nie ułatwia mi tej sprawy. Próbuję usiąść. W końcu po kilku próbach mi się to udaje. Rozglądam się we wszystkie strony. Nagle zauważam gigantyczny kamień, o który się potknąłem.

Seth… stary… Naprawdę, co się z tobą dzisiaj dzieje?

Zawijam mocniej bandaż, chociaż wygląda na to, że już całkowicie przesiąknął krwią.

- Sam! Potrzebuje nowego opatrunku! - wołam licząc na to, że dziewczyna od razu przybiegnie, żeby na nowo opatrzyć ranę.

Ku mojemu zaskoczeniu moja siostra się nie pojawia. Jak najszybciej staję na nogi i rozglądam się po całym lesie.

- Sam! - krzyczę, ale nie dostaję żadnej odpowiedzi - Sam! Noel! - wołam najgłośniej jak tylko potrafię.

Po kilku nieudanych próbach coś do mnie dociera. Byli zbyt daleko żeby zobaczyć mój upadek. Pewnie wciąż myślą, że za nimi idę.

Kopię w kamień i po chwili już tego żałuję. Dorobiłem się jeszcze bolącej nogi.

- Kurwa… - mówię sam do siebie.

Otrzepuję się z ziemi i zaciskam rękę na postrzelonym ramieniu.

Obracam się na pięcie i kieruję w stronę, w którą szliśmy zanim zostałem sam w ciemnym lesie.

Helpless ||zawieszona||Where stories live. Discover now