rozdział dwudziesty szósty

23 3 11
                                    

(Bogna)

Przybiegła do mnie Mary. Była wyraźnie zdenerwowana.

- Musimy porozmawiać - powiedziała, zaciskając wargę, aż pobielała jej.

- Mam się bać? - zażartowałam, ale dziewczynie widocznie nie było do śmiechu.

- Słuchaj, ciężko mi to mówić okej? Ale Caroline nie jest z tobą w porządku. Dzisiaj upadł jej zeszyt i wypadła kartka z wierszem i...ona kocha kogoś innego, a jest z tobą w związku. To nie powinno tak wyglądać - powiedziała nerwowo, bawiąc się swoimi palcami.

- Czekaj - przerwałam jej, zanim zdążyła coś dodać. - O czym ty mówisz? - nie mogłam jej wyznać, że tak naprawdę ten związek jest ustawką.

- Caro kocha Tori. Tak mi przykro. Powinnaś z nią zerwać. Ja jestem z tobą i będę cię wspierać - powiedziała, mocno gestykulując przez emocje.

- Mary... - szepnęłam smutno. Nie mogłam jej okłamywać. - Ja o tym wiem. Ale nie jestem zła. I nie zerwiemy. Niedługo zobaczysz dlaczego - tym skończyłam rozmowę, przytuliłam ją mocno i poszłam do sali, gdzie miałam lekcje.

Po chwili przybiegła do mnie z płaczem Caro. Przytuliła mnie tylko mocno i zaczęła szlochać głośniej. Oddałam uścisk i zaczęłam ją uspokajać spokojnym głosem, gładząc po plecach.

"Jebać lekcje" pomyślałam i wyprowadziłam ją ze szkoły. Zaprowadziłam ją do siebie, gdzie było pusto i spokojnie. Cały czas cicho szlochała i nie chciała wypuścić mnie z objęć, zaciskając pięści na koszulce.

- Nienawidzi mnie teraz - szepnęła i znowu zaniosła się głośnym płaczem, gdy usadziłam ją na swojej kanapie.

- Wcale Cię nie nienawidzi. Nadal Cię lubi. Kto mógłby Cię nie lubić? Przecież jesteś takim malutkim promyczkiem - powiedziałam uspokajająco i cmoknęłam ją w głowę.

- Ale widziałam to na jej twarzy, gdy zobaczyła wiersze - westchnęła głośno, gdy przestała płakać.

- Słuchaj, misiu - powiedziałam, łapiąc jej twarz w dłonie i ocierając jej łzy z policzków. - Jesteś cudowną i utalentowaną dziewczyną i nawet jeśli Victorii nie spodobały się te wiersze lub świadomość, że są one o niej... To wątpię, aby nie chciała Cię znać. Jeśli nie widzi w tobie tych wspaniałych rzeczy to jest ślepa i tyle. Pewnie po prostu jest jej teraz ciężko. Tak nagle dowiedziała się o twoim uczuciu... Została tym zaatakowana. Po prostu nie wie co zrobić. Przecież ma chłopaka - powiedziałam uspokajająco i odgarnęłam z jej czoła kosmyk włosów.

- Teraz czuję się winna, że coś do niej czuję - westchnęła i zaśmiała się nieco sztywno.

- Hej, to nie twoja wina. Nie wybierasz kogo pokochasz. To po prostu spada na ciebie i musisz sobie z tym radzić - wzruszyłam ramionami. Przygotowałam jej herbatę i przyniosłam. Niemal natychmiast wypiła, ignorując to, że ciecz jest zbyt gorąca. Na pewno poparzyła sobie język.

- Jesteś nieodpowiedzialna - opieprzyłam ją. - Poparzyłaś się. Herbaty nie pije się tak szybko - pobiegłam po wodę z lodówki i kazałam jej wypić.

- Zobaczysz, że ona wszystko przemyśli i znowu będzie z tobą gadała - pocieszyłam ją.

(Alex)

*kilka dni później*

Z każdym dniem zakochiwałem się w moim chłopaku coraz mocniej. Był dla mnie taki czuły i opiekuńczy, a dobrze wiedziałem że był w gangu. I to mnie pociągało. Świadomość, że on robi coś nieodpowiedniego, jest nawet groźny i niebezpieczny. Jednak przy mnie pokazywał, że jest wrażliwy na sztukę i naturę. Zabierał mnie na pikniki, spacery. W szkole się mnie nie wstydził. A ja potrafiłem stać się dla niego niegrzeczny, tak jak wczoraj w szkolnej toalecie.

To prawda, nie byliśmy długo parą. Poznawaliśmy się z każdym dniem. I mieliśmy fundament związku, wzajemne zaufanie. Tylko tyle było nam potrzebne, abyśmy byli że sobą szczęśliwi. Zaufanie i uczucia.

Dzisiaj przyjechał po mnie motorem. Trzymałem się go kurczowo, gdy jechaliśmy. Lekko obawiałem się, że spadnę. W końcu pierwszy raz jechałem na motorze. Wreszcie dojechaliśmy i weszliśmy do jego domu.

Zjedliśmy kolację, którą sam zrobił ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu. Już na początku mówił mi, że nie potrafi gotować. Wypiliśmy do tego po trzech lampkach wina, które uwielbiałem od dzisiaj. Wiedziałem, że będzie mi się dobrze kojarzyło.

A potem wylądowaliśmy u niego na kanapie, najpierw po prostu się do siebie uśmiechając i patrząc w swoje oczy. Potem delikatnie i z uczuciem całowaliśmy się. Pocałunki stały się namiętniejsze. W mgnieniu oka pozbyliśmy się swoich ubrań podnieceni. Leżałem na plecach na kanapie, a chłopak był nade mną i całował mnie po szyi, na co uśmiechałem się czule. Dłońmi błądził po moim ciele.

Nie czułem motyli w brzuchu. Ja czułem jakby całe stado motyli błądziło pod moją skórą, gdziekolwiek chłopak mnie dotknął. A gdy znowu zaczął mnie tam dotykać tak bardzo czule...wtedy to się stało. Z mojego ciała tak po prostu wyleciały kolorowe motyle, które wyleciały przez okno.

Od autora: Jeszcze dosłownie kilka rozdziałów!

I love you, my actress✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz