rozdział dwudziesty czwarty

19 4 5
                                    

(David)

*kilka dni później*

Nawet nie wiedziałem jak to się stało, że się zeszliśmy. Po prostu do siebie pasowaliśmy, mieliśmy takie same zainteresowania. Ale tak, Kate była moją dziewczyną. Bardzo się cieszyłem z tego powodu. Podobała mi się od dłuższego czasu. Nie byliśmy jak inne pary, które mówią, że nie są jak inne pary. Ale nie mówiliśmy, że nie jesteśmy jak inne pary, które mówią, że nie są jak inne pary, które mówią, że nie są jak inne pary. Nie byliśmy takimi "wariatami" jak oni. Po prostu byliśmy nerdami, którzy bardziej cenili swoją obecność przy dobrej książce niż wszystkie pocałunki. Przynajmniej nie przeszkadzaliśmy naszym przyjaciołom.

Dlatego dzisiaj zabierałem moją dziewczynę na randkę. Zasłużyliśmy na czas dla siebie. Bez niczego oprócz jedzenia i widoków miasta. Żadnych książek, ludzi, filmów. Tylko nasza obecność przy sobie.

Kate bardzo podobało się, że mogła ze mną porozmawiać na różne tematy i przy okazji najeść się, czy nacieszyć widokiem rozświetlonego miasta wieczorem.

Randka była udana. Cieszyłem się z tego powodu. 

Jednak nie spodziewałem się, że w drodze powrotnej spotkamy Alexa. Chłopak najwyraźniej się gdzieś spieszył, bo prawie nas nie zauważył.

- Hej, Alex - przywitałem się z chłopakiem, a on tylko skinął nam głową i podreptał dalej.

Okej, nieważne. On był taki specyficzny. Po prostu taki tryb życia.

(Alex)

Wkroczyłem do pomieszczenia i uśmiechnąłem się do ojca. Położyłem na jego biurku papierową torbę z kolacją.

- Cześć, tatusiu. Zrobiłem Ci kolację - cmoknąłem go w policzek, na co się uśmiechnął szeroko.

- Dziękuję, synku - powiedział zmęczony i zajrzał do torby, uśmiechając się szeroko na widok przysmaków. - Mmm, moje ulubione.

- Kogo dzisiaj trzymasz w areszcie? - uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do krat.

- Tylko jakiegoś gagatka, który za szybko jechał na swoim motorze. Wypuszcza go za pół godziny - odpowiedział i wzruszył ramionami.

Odwróciłem głowę i zamarłem. Leo? Mój kochany... To on tak szybko jechał na motorze? Ah, ten bad boy. Nawet za kratkami był taki piękny.

- Hej, A - uśmiechnął się szeroko na mój widok. - Tęskniłem.

- Umm... Hej - odpowiedziałem niepewnie. - Tato! Nie możesz go puścić wcześniej? - poprosiłem słodko. - To mój znajomy.

- Niestety. Takie są przepisy - westchnął mężczyzna.

- Ale tatooo... Nikt się nie dowie. On jutro idzie do szkoły - mrugnąłem.

- Nie mogę, Alex. Musi ponieść konsekwencje - wzruszył ramionami policjant.

- Ale już poniósł. Pół godziny nie robi różnicy. Zresztą nie będzie już przekraczał dozwolonej prędkości i wynagrodzi Ci to jakoś - powiedziałem, nie tracąc nadziei.

- Niech Ci będzie - westchnął. - Ale pierwszy i ostatni raz. Więcej nie licz, że Cię wysłucham - zagroził i otworzył areszt. Wypuścił chłopaka.

- Dziękuję! Jesteś najlepszym tatą na świecie! - pocałowałem go w policzek, przytulając mocno. - Miłej pracy. Dobranoc! - pożegnałem się i wyszedłem z Leo na zewnątrz.

- Dziękuję - uśmiechnął się lekko brunet. - Odwieźć Cię do domu?

- Bardzo chętnie. I tata lubi whiskey albo ciastka czekoladowe - podpowiedziałem, gdy wszedłem na motor i objąłem go od tyłu, bojąc się szybkiej jazdy.

(Elizabeth)

Byłam Banshee. Cholera. To straszne. Mogłam wyczuć czyjąś śmierć. Ja sama nią byłam dla innych. Wszyscy z paczki już o tym wiedzieli. To dziwne, że się mną nie brzydzili. Ja sama się brzydziłam siebie. Ale wiedziałam, że zaczęli mnie podejrzewać o morderstwa. Jednak to nie byłam ja. Po co miałabym zabijać niewinnych nastolatków?

Pamiętam jak załamany był Matthew, gdy dowiedział się o śmierci siostry. Chciało mi się płakać, gdy widziałam go w takim stanie. Został sam. Nie miał teraz ani rodziców ani siostry. Całe szczęście przygarnęła go dziadek i babcia od razu, gdy się o tym dowiedzieli. Często go odwiedzałam i przyniosłam słodycze. Chciałam w ten sposób mu wynagrodzić stratę rodzeństwa. Wiedziałam, że to głupie. Jakieś słodycze nie były warte ludzkiego życia. Jednak to jedyne, co byłam w stanie zrobić.

Z każdym dniem miałam ochotę jeszcze bardziej dorwać mordercę i dać mu nauczkę. Powinien zdechnąć w więzieniu. Pozbawił tylu ludzi najważniejszych osób w życiu.

I wzięłam sprawy w swoje ręce, nie tak jak inni, którzy czekali na policję. Poszłam z tym do rodziców. Oni jedyni mogli mi pomóc. Mogli przekonać ludzi do współpracy. Ich firma była wielka.

Razem próbowaliśmy coś zdziałać. Dopóki się nie uda.

Od autora: Przemilczmy to jak długo nie było rozdziału... Ale zbliżamy się do końca! Jesteśmy już naprawdę blisko! Jeszcze tylko kilka lub kilkanaście rozdziałów.

Kocham, icouldbemore_ x

I love you, my actress✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz