Rozdział 10

19K 527 21
                                    

- Mer, naprawdę nie powinnaś wypisywać się ze szpitala na własne żądanie. - marudziła Su, kiedy przekroczyłam próg swojego bezpiecznego mieszkania.

Spędziłam w tej przeklętej placówce dwa dni i dłużej nie potrafiłam tam już wytrzymać.

Strach przed ponownym atakiem, nawet na chwilę nie odszedł w zapomnienie, gdyż w pobliżu mnie wciąż kręcili się jacyś mężczyźni, a ja miałam tego po dziurki w nosie.

Dodatkowo musiałam przebrnąć przez policyjne przesłuchanie, które miało zapewnić moim oprawcom odpowiednio srogą karę w sądzie i szczerze powiedziawszy, gdyby nie wsparcie dziewczyn, to poległabym na starcie.

Co do pana Harrisa, to od naszego ostatniego spotkania, więcej się nie pojawił, ale gdzieś wewnątrz mnie, zrodziło się dziwne podejrzenie, że mimo wszystko ciągle miał na mnie oko.

Taaa, pewnie znowu coś sobie ubzdurałaś i w końcu przyjdzie taki dzień, że zamkną cię w zakładzie bez klamek, zobaczysz!

- Suzan ma rację, Mer. Powinnaś była jeszcze tam zostać.

- Nie wytrzymałabym tam ani jednego dnia dłużej, więc błagam, przestańcie mi to już wypominać. Jestem dorosła i wiem co robię, okey? Nie musicie także chodzić za mną krok w krok, bo tutaj już nic mi nie grozi.

- No dobrze. - westchnęła Su. - Musimy ci jeszcze o czymś powiedzieć...

- Na dzisiaj jej wystarczy, Su. - wtrąciła Lucy.

- Przestańcie się zachowywać jakby mnie tu nie było! - warknęłam.

- Summer, odpocznij, a jutro o wszystkim ci opowiemy, obiecuję.  - zapewniła Lu.

Może faktycznie ma rację... Na dzisiaj wystarczyło mi wrażeń.

- Dobrze, niech będzie. Idę do siebie. - westchnęłam zrezygnowana, a przyjaciółki posłały mi ciepłe uśmiechy, dzięki czemu poczułam się odrobinę lepiej.

Weszłam do swojego pokoju, wyciągnęłam z szafy bieliznę, dresy i koszulkę, po czym przeszłam do toalety.
Zdjęłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic, a ciepła woda znacznie rozgrzała me ciało.
Wycisnęłam na dłoń żel i zaczęłam energicznie obmywać swoją skórę, pragnąc wymazać z pamięci wszystkie przykre wydarzenia, których ta przeklęta powłoka była powodem.

" - Nie marudź, Amy. Wcale nie jesteś brzydka. Według mnie jesteś piękna i mogę cię zapewnić, że nie jeden facet będzie tobą zainteresowany..."

Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie i za nic w świecie nie chciały ucichnąć.

Ufałam mu, wierzyłam, a przede wszystkim czułam się przy nim bezpiecznie, a on to wykorzystał! Wykorzystał moją naiwność...

Złapałam buteleczkę i rzuciłam nią o kabinę, a ona momentalnie rozsypała się w drobny mak.

Ta cholerna bezsilność i strach już zawsze będą mi towarzyszyć, aż do końca mojego marnego życia.

Te potwory odebrały mi moje życie.

Mogłam być normalna...

Mogłam przebywać w towarzystwie mężczyzn, nie obawiając się ciągle o to, że zrobią mi krzywdę, a teraz?

Jestem zniszczona, wybrakowana i to się już nigdy nie zmieni.

Zsunęłam się do pozycji siedzącej i głośno załkałam, nie potrafiąc się uspokoić.

Nie możesz się nikomu więcej podobać... Twoje ciało jest brzydkie, brudne i zniszczone. Nigdy nie przestaniesz być cholerną, Amy. Twoja przeszłość zawsze będzie cię prześladować. - krzyczał irytujący głosik w mojej głowie, a ja mu wierzyłam.

Chwyciłam kawałek szkła leżący obok mnie i przejechałam nim po nadgarstku, czując piekący ból, który nie powstrzymał mnie od zadania sobie kolejnej rany.
Rozcięłam sobie skórę na nadgarstku, udach, brzuchu, a spływająca po mnie krew, sprawiała mi dziwną satysfakcję.

Teraz będę bezpieczna... Blizny każdego odstraszą.

- Mer, skarbie? Wszystko w porządku? Bardzo długo tam siedzisz.

Do moich uszu dotarł głos Su, więc gwałtownie poderwałam się na równe nogi, krzywiąc się z bólu.

- Nic mi nie jest, zaraz wyjdę!

- Dobrze. Zrobiłyśmy z Lu kolację, więc pospiesz się, zanim wszystko ci zjemy!

Zebrałam się w sobie, zakręciłam kurek i wyszłam z brodzika, ścierając z siebie wodę i krew, która płynęła jak wściekła.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i dostrzegłam poranioną fizycznie i psychicznie kobietę, która bez zastanowienia posunęła się do zadania sobie ran, by poczuć się w końcu bezpieczną i mniej atrakcyjną.

Przełknęłam głośno ślinę i wciągnęłam na siebie dresy, oraz bluzkę z długim rękawem, chcąc ukryć rany przed przyjaciółkami, które nie zrozumiałyby mojego toku myślenia i wysłały ponownie do szpitala.

Posprzątałam narobiony przez siebie bałagan i ruszyłam do kuchni, starając się zapomnieć o dokuczliwym bólu, który mi doskwierał.

- Wszystko w porządku? - zapytała z troską Lu, a ja kiwnęłam twierdząco głową.

- Chodź, siadaj. - wtrąciła Su i poklepała krzesło. - Musisz być głodna.

Właściwie, to robiło mi się niedobrze na widok posiłku, ale nie wspomniałam o tym i sięgnęłam po kanapkę, biorąc gryza.
Jedzenie dosłownie rosło mi w ustach i walczyłam ze sobą jak nigdy wcześniej, by nie zwrócić pochłoniętych już kawałeczków.

- Smakowało Ci? - zapytała Su, kiedy popijałam sokiem pokonaną kromkę.

- Tak, było pyszne, ale naprawdę sama mogłam zrobić sobie jedzenie. Uwierzcie w końcu, że nic mi nie jest i ze wszystkim dam sobie radę.

 -Mów, co chcesz, ale jesteś na nas skazana, Mer. - wtrąciła Su i mnie przytuliła, a zaraz do niej dołączyła Lucy.

- Bardzo cię kochamy.

- Ja was też. - szepnęłam. - Pójdę się już położyć. - dodałam, czując, że mój żołądek zaczyna protestować.

- Jakby co, to jesteśmy tutaj dla ciebie.

Ostatkiem sił dotarłam do pokoju i zamknęłam drzwi, by zaraz potem pobiec do toalety i zwrócić cały posiłek, który przed chwilą zjadłam.

Beznadzieja...

Nie pozwól mi odejść ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz