Rozdział 6

20.6K 559 8
                                    

Opuściliśmy mieszkanie i ruszyliśmy w stronę samochodu Alexa, pakując się do środka.

Po drodze do lokalu, odebrałyśmy jeszcze z Su, prezent dla Lucy, a Gleaming cieszyła się z tego powodu jak głupia.

Kobieta była pewna, iż zarówno Max, jak i nasza przyjaciółka, będą z niego zadowoleni, a ja wiedząc, że jej nie przegadam, zgodziłam się na jej pomysł.

Strój policjantki, też coś...

- Już nie mogę się doczekać reakcji Lu, kiedy zobaczy co od nas dostała!

- Możliwe, że będzie chciała nas zabić. - prychnęłam.

- Cóż, chyba nie chcę wiedzieć co kupiłyście swojej przyjaciółce. - wtrącił rozbawiony Alex.

- Oj kotku, nie martw się, z pewnością szybko się dowiesz. - wyszczebiotała, posyłając mu znaczący uśmiech, a ja wywróciłam oczami.

- W takim razie, nie mogę się już doczekać.

Fuj... Nie miałam zamiaru słuchać o wyczynach swojej przyjaciółki, ani o jej pomysłach na urozmaicanie swojego życia erotycznego, ale Alex z pewnością nie był temu przeciwny.

Na miejsce dotarliśmy po dwudziestu minutach, a ja od razu odetchnęłam z ulgą.

Całą drogę nieswojo czułam się w towarzystwie mężczyzny i nic nie mogłam na to poradzić. Pomimo tego, że Alex był miły i wydawał się być w porządku, nie mogłam się przemóc i wciąż widziałam w nim jedynie zagrożenie.

Moja psychika sama zaczynała wariować, a ja nie byłam w stanie jej powstrzymać.

Wyszliśmy z samochodu, który Alex zdążył już zaparkować, a moje ciało momentalnie przywitały chłodne podmuchy powierza.

Zabraliśmy prezent, po czym w trójkę ruszyliśmy w kierunku restauracji, a Su szeroko otworzyła oczy ze zdumienia.

- Wow! Lucy mocno się szarpnęła.

- Mówiłam ci, że tutaj jest super. - stwierdziłam, dostrzegając Lu, która zmierzała w naszym kierunku razem z Maxem.

- Jesteście wreszcie! - powiedziała szczęśliwa i uścisnęła najpierw mnie, a później Su, po czym przywitała się z Alexem.

- Miło cię poznać. - uśmiechnęła się wesoło do mężczyzny.

- Wzajemnie. - odparł i pogratulował zarówno jej, jak i Maxowi, a narzeczeni równocześnie mu podziękowali.

Max przywitał się ze mną uściskiem dłoni, gdyż nigdy nie pozwalałam się przytulać, po czym objął Su i uścisnął dłoń Alexa.

- Więc, gratulujemy! - powiedziałyśmy z Su i wręczyłyśmy prezent przyszłym małżonkom.

- Mogę zapewnić, że będziecie z niego bardzo zadowoleni. - mrugnęła do nich, a Lu posłała mi pytające spojrzenie.

- Nie próbuj nawet pytać. - odpowiedziałam, a ona pokręciła głową i się uśmiechnęła.

- Dziękujemy bardzo. - wyszczerzył się Max.

- No dobrze, chodźcie zająć miejsca. - wtrąciła rozanielona Lu i zaprowadziła nas do stolika, przy którym usiedliśmy.

Salę zapełniło już całkiem sporo ludzi, ale wcale nie byłam tym zdziwiona.

Lucy zapewniała, że nie będzie oszczędzać, bo w końcu niedługo będzie mężatką, a takie wydarzenie trzeba obchodzić w odpowiedni sposób.

Teraz, gdy tak na to wszystko patrzyłam, zrozumiałam, że nie żartowała.

Z tego co wiedziałam, Max pracował w całkiem porządnej firmie, zajmującej się produkcją i sprzedażą drogich samochodów, więc moja przyjaciółka nie zwracała uwagi na koszta, twierdząc, że jej przyszły mąż bardzo dobrze zarabia.

Cieszyłam się, widząc ją taką szczęśliwą, ale nie mogłam stłamsić w sobie strachu, który atakował mnie z ogromną siłą, gdy w zasięgu mojego wzroku pojawiał się jakikolwiek mężczyzna.

Nie chciałam niszczyć przyjęcia przyjaciółce, która tak bardzo się starała, aby wszystko wypadło idealnie, więc mocno zacisnęłam dłonie, wbijając paznokcie w skórę, by myśleć o czymś innym, niż o otaczających mnie z każdej strony, osobnikach płci przeciwnej.

Lucy była mi bardzo bliska, jednakże nigdy nie opowiedziałam jej całej historii, którą przeżyłam.

Wiedziała, że uciekłam z domu, bo przydarzyło mi się coś okropnego, ale nigdy nie dowiedziała się, co dokładnie.

Byłam jej naprawdę wdzięczna, że mnie o to nie wypytywała, gdyż nie byłabym w stanie jej tego przekazać.

Wystarczyło, że powiedziałam Su i już wtedy czułam się jak gówno.

Myślałam, że z czasem zapomnę i będzie mi łatwiej, ale tak się nie stało.

Ciągle miałam koszmary, które burzyły mój świat na nowo i przypominały o najgorszym momencie mojej egzystencji...

Siedziałam przy stoliku obok Su i Alexa, ale chciałam jedynie stąd zniknąć.

Mój oddech stał się płytki, a na skórę wpełzła mi gęsia skórka.

Skup się, Summer! Myśl o czymś innym.

Zaczęłam rozglądać się po lokalu, nie zwracając uwagi na obecnych gości, którzy ciągle ze sobą rozmawiali i bawili się w najlepsze.

Restauracja była utrzymana w przyjaznym klimacie. Ściany pokryte były farbą w kolorze piasku, co tylko zachęcało do spędzania tutaj czasu. W niektórych miejscach dostrzec można było różne kwiaty, które dodawały uroku temu miejscu. Po lewej stronie od wejścia znajdował się bar, a dalej, jak zdążyłam zauważyć, była kuchnia. Niedaleko od niej, znajdowały się drzwi wyjściowe, które wprowadzały do pięknego ogrodu.
Stoliki które były rozsunięte, gdy pierwszy raz byłam tutaj z Lu, zostały połączone, dzięki czemu wszyscy obecni mogli siedzieć w jednym wspólnym gronie.

Wiem, że znowu przesadzałam, ale wolałabym, gdyby nie były połączone...

Kelnerzy co rusz przynosili nowe trunki i posiłki, a ja nawet nie zwróciłam na nich uwagi, zbyt pochłonięta swoimi chorymi myślami.

- Mer? - wtrąciła Su, wyglądając na zaniepokojoną.  - Wszystko z tobą w porządku? Dlaczego nic nie jesz?

- Nic mi nie jest. - zapewniłam, wymuszając na sobie uśmiech.

- Tak? A wiesz, co powiedziała Lu, kiedy do nas podeszła?

Lucy do nas podchodziła? Niby kiedy?

- Emm... No... Tak... Chodziło o... - zaczęłam się jąkać.

- Tak? - uniosła brew.

- No dobrze, masz mnie, zamyśliłam się odrobinę. Po prostu zostało mi jeszcze dużo pracy w domu, więc póki mam chwilę, próbuję poukładać sobie w głowie jak ją skończyć, gdy wrócę. - skłamałam, nienawidząc siebie w tamtym momencie.

Nie mogłam jej wyznać prawdy... Już nie.

- Oj, Mer. - westchnęła i przewróciła oczami. - Jesteś na przyjęciu, więc się trochę odpręż. Poza tym, twoja szefowa tutaj jest i wydaje kolację zaręczynową, także nie przejmuj się teraz pracą, bo na pewno będzie wyrozumiała. - uśmiechnęła się szeroko. - Ale nie będę zołzą i powiem ci co mówiła Lu, kiedy ty odleciałaś. Masz szczęście,że nie zauważyła, iż jej nie słuchasz, bo miałabyś przerąbane.

- Tak, pewnie masz rację. Hm, więc co mówiła?

- W sumie, to nic takiego. Marudziła tylko, że drużba pana młodego się jeszcze nie pojawił i takie tam.

- Tak, cała Lucy. Zawsze się o wszystko martwi.

- No właśnie, dostanie od tego zmarszczek. - skrzywiła się i zwróciła się do Alexa. - Jak myślisz, okropnie wyglądałabym gdybym miała zmarszczki?

- No wiesz... Może tak trochę. - powiedział, a ja dostrzegłam, że Suzan kopnęła go pod stołem.

- Więc, może tak trochę nie dam ci się dzisiaj przelecieć. - wyszeptała, a ja skrzywiłam się w duchu.

Wstałam od stołu, informując ich, że muszę się przewietrzyć, po czym ruszyłam w stronę drzwi, które prowadziły do ogrodu, pragnąc zostać sama, choćby na krótką chwilę.

Nie pozwól mi odejść ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz