Rozdział 7

19.6K 638 50
                                    

Usiadłam na ławeczce, upajając się chwilową samotnością i wciągnęłam do płuc świeże powietrze.
Non stop męczyły mnie dreszcze i mdłości, a wyczerpanie zaczęło brać nade mną górę.
Czułam, jak łzy napierają na moje oczy, chcąc się wydostać w postaci potoku, ale usilnie z nimi walczyłam.
Moje dłonie były tak długo zaciśnięte w pięści, że nawet nie zauważyłam, iż sama się pokaleczyłam paznokciami.
Skrzywiłam się i otworzyłam torebkę, wyciągając z niej chusteczki. Przyłożyłam materiał do krwawiących dłoni i odruchowo zagryzłam wargę.

- Co się pani stało w dłoń?

Wzdrygnęłam się, zaskoczona czyjąś obecnością. Momentalnie uniosłam głowę do góry, dostrzegając przed sobą... mężczyznę.

Cholera! Czy ja nie mogłam mieć chociaż trochę spokoju? Chciałam tylko pobyć sama.

Uważnie go obserwowałam, nie odrywając od niego zaniepokojonego spojrzenia.
Mężczyzna, stojący przede mną, był niesamowicie wysoki. Jego niesforne włosy były w kolorze ciemnego brązu. Miał mocno zarysowaną szczękę, która była pokryta jednodniowym zarostem. Oczy dokładnie mnie obserwujące, były niebieskiego koloru.
Nieznajomy był ubrany w czarny garnitur i białą koszulę, w której dwa górne guziki zostały odpięte.
Od razu można było dostrzec, że był bardzo dobrze zbudowany i pewnie też umięśniony, o czym świadczyła opinająca się na nim koszula.
Mężczyzna wyglądał bardzo elegancko, ale mimika jego twarzy wskazywała, że nie mógł być on miłym facetem, a przynajmniej ja miałam takie wrażenie. Wyglądał bardzo poważnie, a już samo to wywołało na moim ciele dreszcze.
Głosik w mojej głowie krzyczał najgłośniej jak potrafił, żebym opuściła to miejsce i znalazła się jak najdalej od niego, przez co kompletnie zapomniałam o pytaniu, które mi zadał.
Facet ruszył w moim kierunku, a ja od razu zerwałam się na równe nogi, nie chcąc, by się do mnie zbliżał.
Czułam, że strach przejmuje kontrolę nad moim ciałem, ale nic nie mogłam na to poradzić...

- Spokojnie. - powiedział i zbliżył się do mnie, a ja odruchowo się cofnęłam.

Facet, rejestrując moją reakcję, natychmiast się zatrzymał i zmarszczył brwi.

- Co się pani stało? - powtórzył, a ja wzruszyłam ramionami.

Nie bój się, Summer. On nic Ci nie zrobi. Za drzwiami znajduje się tłum ludzi, ale także i twoje przyjaciółki, które nie pozwoliły by Cię skrzywdzić.

Powtarzałam te słowa w głowie, jak mantrę, byle tylko się uspokoić i zwyczajnie nie odlecieć.

- To... - odchrząknęłam, bo głos mi się załamał. - To nic takiego. - dodałam, a uczucie, mówiące, że zaraz zostanę skrzywdzona, ponownie się we mnie rozbudziło

- Mogę na to spojrzeć? - zapytał i zrobił krok w moją stronę, a ja energicznie pokręciłam głową. - W porządku, zróbmy inaczej. Jestem Connor Harris. - wyciągnął w moją stronę dłoń.

Wydawało mi się, że kiedyś już słyszałam to imię i nazwisko, ale teraz strach skutecznie zajmował moją głowę, tak, że nie potrafiłam się skupić.

- Nie podam panu ręki. - westchnęłam.

- Myślałem, że jednak to zrobisz, ale jak widać mój podstęp się nie udał. - odparł, a kącik jego ust się uniósł.

- Nie jestem głupia. - warknęłam, samą siebie zaskakując.

- Zdaję sobie z tego sprawę, Summer. - posłał mi uśmiech.

Co? Skąd on zna moje imię?

Strach zaatakował mnie ze zdwojoną siłą, a powietrze momentalnie uszło z mojego organizmu.

- Skąd wiesz, jak się nazywam? - szepnęłam.

- Z tego co wiem, jesteś przyjaciółką Lucy i jedną z jej druhen. Powiedzmy, że to mi przypadło miejsce drużby pana młodego.

Nie pozwól mi odejść ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz