Rozdział 1

27.8K 783 15
                                    

Rano obudziłam się pół godziny przed budzikiem. Nie chcąc tracić czasu, ruszyłam do łazienki, by wziąć prysznic i przyszykować się do pracy. Wskoczyłam w ciemne jeansy i niebieską koszulkę, po czym związałam włosy, i posprzątałam bałagan, który zdążyłam już narobić.
Po opuszczeniu pomieszczenia, podreptałam do kuchni i zrobiłam kawę, nie wyobrażając sobie, by można było przetrwać dzień bez chociażby malutkiej dawki kofeiny.
Wzięłam kubek z ciepłą cieczą w dłoń i przeszłam do salonu, stawiając go na stoliku, po czym chwyciłam laptopa, przeglądając najnowsze wiadomości.
Natrafiłam na kilka nowych informacji o klubie Su, który cieszył się dużą popularnością i co wieczór gościło w nim mnóstwo osób.
Byłam dumna z przyjaciółki, której biznes zaczął rozkwitać i na moich ustach zagościł uśmiech.
Wyłączyłam urządzenie i odłożyłam je na bok, gdyż mój telefon nagle się rozdzwonił i zmuszona byłam odebrać.

- Cześć, Lucy. - przywitałam się ze swoją drugą przyjaciółką i właścicielką przedszkola, w którym obecnie pracowałam. - Co jest?

- Hej, Summer! Mam do ciebie prośbę! Musiałam być dzisiaj wcześniej w przedszkolu i nie zdążyłam kupić bloków i farbek dla dzieciaków, a przecież obiecałam, że dzisiaj trochę pomalują. Nie chce ich rozczarować, z resztą sama rozumiesz. Mogłabyś po drodze wstąpić do sklepu i kupić wszystkie potrzebne rzeczy?

- Pewnie, że tak. Nie widzę żadnego problemu. Będę za jakąś godzinę.

Dopiłam kawę, włożyłam kubek do zmywarki, po czym ubrałam trampki i zarzuciłam na siebie kurtkę. Wszystkie potrzebne rzeczy wrzuciłam do torebki i wyszłam na korytarz, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Na dworze zaczynało się już robić ciepło, więc stwierdziłam, że pójdę do pracy pieszo. Przedszkole, które założyła Lucy Haggins, specjalnie dla dzieci, które dotknęła choroba autyzmu, znajdowało się jakieś dwadzieścia minut drogi od mojego mieszkania.
Kobieta zatrudniła bardzo dobrych specjalistów, którzy ciągle czuwali nad maluchami i nawet ja, mimo, że na co dzień się nimi nie opiekowałam, musiałam przejść kilka kursów dotyczących postępowania z takimi smykami.
Dzieci miały swój własny odosobniony świat i były inne, niż ich rówieśnicy, przez co często stawały się ofiarami ich niegrzecznych zachowań.
Jednakże, pomimo choroby z jaką przyszło im żyć, wiele z nich posiadało naprawdę fascynujące talenty i to był powód do dumy.
W naszym przedszkolu znajdowało się czworo dzieci, które na każdym kroku miały zapewnioną opiekę.
Szanowałam Lucy za to, że uczyniła tak wspaniałą rzecz i założyła tę szkołę. Wiedziałam, że każde dziecko, które trafi do tego miejsca, będzie traktowane jak najlepiej i zapewnione zostanie mu wsparcie, pomoc ale i również uwaga na którą zasługuje.

Weszłam do pierwszego sklepu papierniczego, który nawinął mi się po drodze i kupiłam wszystkie rzeczy o które prosiła mnie Lu, po czym ruszyłam w stronę przedszkola.
Kiedy dotarłam na miejsce, było kilkanaście minut po dziewiątej i już na wejściu dostrzegłam w sali dwójkę dzieciaków: Matta i Victorię, którzy byli zajęci zabawą. Przywitałam się z nimi, chociaż wiedziałam, że mi nie odpowiedzą. Zawsze starałam się być dla nich jak najmilsza, by wiedziały, że mi na nich zależy, bez względu na wszystko.
Zostawiłam maluchy z Marnie, która w tej chwili miała na nie oko i wyszłam na korytarz, wpadając na przyjaciółkę, która mocno mnie objęła.

- Hejka! - uśmiechnęła się szeroko.

- Hm, twój humor jest mocno podejrzany. - zaśmiałam się. - Czy ja o czymś nie wiem?

- No w sumie, to o tym nie wiesz. - wyszczerzyła się. - Max w końcu mi się oświadczył! - wyznała, pokazując mi piękny pierścionek zaręczynowy, zdobiący jej palec.

- Jej!Gratuluję, kochana!

- Dziękuję, dziękuję.

- Widzę,że tobie też się już pochwaliła. - wtrącił Dylan, przystając obok nas.

Lucy przewróciła oczami, a ja uśmiechnęłam się i kiwnęłam twierdząco głową.

- Ech, kobiety. - westchnął. - Summer, czy mogę wziąć od ciebie te bloki?Idę do dzieciaków i od razu im to dam.

- Tak, pewnie. - odpowiedziałam i podałam mu torbę.

- Lucy, zapomniałem ci przekazać... Clara może się dzisiaj trochę spóźnić, ale na pewno się pojawi. - oznajmił i szybko się ulotnił, jakby z obawy, że moja przyjaciółka się zdenerwuje.

- Ta Clara... Muszę z nią poważnie porozmawiać.

- Tak, chyba musisz. Dlatego ja cieszę się, że nie jestem szefową, tylko pracownią. Idę do biura, zająć się papierkową robotą, która jest bezpieczniejsza, niż przebywanie w twoim towarzystwie w tej chwili.

- Nawet nie żartuj. - wymamrotała. - Po pracy wychodzimy na obiad, pamiętaj. Zaraz zadzwonię do Su, żeby też łaskawie się pojawiła, jeżeli chce znać najnowsze newsy.

- Tak jest, szefowo. - zasalutowałam.

Uśmiechnięte, rozeszłyśmy się w swoich kierunkach, by zająć się pracą, która na nas czekała.
Otworzyłam drzwi swojego gabinetu, a moim oczom od razu ukazał się stos papierów, leżący na biurku.

- Nie ma co, Summer. Bierz się za to.

Cześć tym,którzy się tutaj pojawiają :)
Mam nadzieję,że zostaniecie na dłużej.
Publikuję ten rozdział,gdyż już zdążyłam go napisać :D
Następne jednak nie będą pojawiać się tak często.
Myślę,że będę dodawać je w poniedziałki i piątki ;)
Zachęcam oczywiście do pozostawiania po sobie śladu w postaci gwiazdki czy też komentarza ^^
To do następnego <3
Pozdrawiam :*

Nie pozwól mi odejść ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz